Rozdział 23

120 8 4
                                    

*Martyna*
Pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam szybko do samochodu, jadę do przedszkola. Porozmawiam z dziećmi jako Avengers, jak są spotkania z policjantami i strażakami to czemu nie. Siedzę przed przedszkolem w samochodzie, widzę jak wujek odprowadza Charliego. Poczekam jeszcze z godzinę, kiedy wszyscy będą.

Podskakuje przestraszona i wyciągam pistolet i kieruje w prawą stronę.

- Po tylu latach tak chcesz się odwdzięczyć? - odwróciłam głowę, a obok mnie usiadł Amenadiel. - co ty tutaj robisz? Co takiego knujesz?

- Więcej pytań niż odpowiedzi.

- Jeśli będziesz wypominać mi to, że nie powiedziałem Ci o twojej matce to przestań. - wkurzył się, a jego ciężko wkurzyć.

- Ale czemu, wtedy mi nie było do śmiechu - droczyłam się z nim.

- Rozumiem, ale już wiesz. Zapomnijmy - zamilknął - a więc, co tu robisz?

- Jestem Avengersem, a moim zadaniem nie jest tylko ratowanie ludzkości. Czy nawet być wzorem do naśladowania.

- Do czego drążysz? - ile on zadaje tych pytań.

- Uczenie najmłodszych bycia miłym i życzliwym też należy do moich obowiązków. Rozmowa z nimi, czyli edukować przyszłe pokolenie bohaterów. Może będą lekarzami, strażakami, policjanatami, ratownikami, albo nawet takimi jak my bohaterami. Nie wiesz jak potoczy się ich życie i co ukrywają. Lepiej ich uczyć bycia lepszym niż, żeby kiedyś byli przestępcami. - skończyłam moją przemowę, z jednej strony to prawda.

- Kiedy ty tak dorosłaś, przecież jeszcze nie dawno chodziłaś po mieście z tą swoją koleżanką ze szkoły. Jak ona miała?

- Gabi, Gabriela. Lubiłeś ją - przypomniałam sobie.

- Dziwisz się?

- Szczerze, to nie. Miałam z nią różne problemy. Blondynka i brunetka, tylko blondynka mądrzejsza.

- Ale jak ściągała, nikt tak nie potrafił.

- Bo ja jej w większości dawałam, gdyby nie ja to ona by historii nie zdała. Bo ja na lekcji od razu robiłam ćwiczenia, a ona przepisywała. Nie ważne, że pani upominała to i tak robiłam dalej.

- Spotkaj się z nią, - wypalił - mieszka nadal tutaj. Miałaś w niej sparcie, a ona w tobie.

- Nie wiem, to głupi pomysł. Zbyt długo ukrywam się przed tą całą szajką.

- Przemyśl to - wysiadł i zostawił mnie samą.

Wchodzę do budynku, rozmawiam z opiekunkami, które z uśmiechem się zgadzają na moją propozycję. Charlie jak mnie zobaczył to wskoczył mi w ramiona. Wszystkie dzieci patrzyły się na nas z szeroko otwartymi oczami. Chłopiec został u mnie na kolanach.

- Dzień dobry dzieci. Ja jestem Martyna Morningstar i należę do grupy bohaterów. Może ktoś wie jak się ona nazywa? - rozmowa z takimi dziećmi jest trudna. Wszyscy podnieśli rączki w górę - okej to może wszyscy powiecie, nie potrafię wybrać. - i jak na zawołanie krzyknęli.

- Avengers!

- Dobrze, mój pseudonim to Kobieta Kot i jestem partnerem Kapitana Ameryki. I jestem tutaj dzisiaj, aby porozmawiać z wami na pewien temat. - dzieci bardzo uważnie słuchały każdego mojego słowa i to w nich jest najlepsze, słuchają.

Charlie wtulił się we mnie mocno i zdarzyłam zlokalizować który to jest ten chłopiec co mu dokucza. Reszta zapomniała o tym, a on wierci w nim dziurę tak wielką, że aż ja ją czuje.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz