Rozdział 17

155 9 2
                                    

*Steve*
- Mamy przechlapane - schowała twarz w dłoniach. - Jestem za młoda na bycie matką - zaczęła łkać. - przecież to nierealne. Jak!?

Mnie wbiło w fotel, nie wiedziałem co zrobić. Tak jakby się świat zatrzymał, mój zwrok skakał od Martyny po testy. Nadal nie dowierzając co przed chwilą usłyszałem podeszłem do przyjaciółki, albo raczej matki mojego przyszłego dziecka i objąłem ją. Nigdy więcej nie będę żartować, bo to się źle kończy.

Owszem zawsze chciałem zostać ojcem, założyć rodzinę, mieć stabilizację, ale nie w tym momencie. Próbowałem uspokoić ją, ale nie wiem jak.

*Martyna*
Steve próbuję mnie uspokoić, choć nie wie, że testy są negatywne. Będzie miał karę za te jego gadanie. Jak tylko usłyszał jak powiedziałam, że mamy przechlapane, to tak go wbiło w fotel, że wyglądało jakby w niego wrósł. I jeszcze zbladł do tego. Postaram się to ciągnąć jeszcze trochę, ale nie wiem ile jeszcze dam radę.

- Przyniosę Ci wody - oznajmił i poszedł do kuchni, po chwili przyszedł ze szklanką wody i mi ją podał, wypiłam ją na raz. Objął mnie ramieniem, pocałował w głowę i oparliśmy się o kanapę - będzie dobrze, poradzimy sobie. Nie będziemy sami.

- Tak, masz rację - oparłam głowę na jego ramieniu - Dobra, dłużej nie dam rady!

- Ale czego nie dasz rady?! Ciąży? Ona trwa dziewięć miesięcy!

- Nie jestem w ciąży, wkręcałam cię. A nie dam rady, bo prędzej czy później zaczęłam bym się śmiać. - zaczął się na mnie dziwnie patrzeć i wypuścił głośno powietrze.

- Okej. Sam to zacząłem, ale nie musiałaś być tak brutalna. Zacząłem się oswajać z myślą, że miałbym zostać ojcem.

- Przepraszam.

- To nawet lepiej, że nie jesteś w ciąży.

NEXT TIME
4 LATA PÓŹNIEJ

*Narrator*
Tydzień po wydarzeniach okazało się, że i Heathera jest w ciąży. Przyjaciółki urodziły tego samego dnia, Steve i Martyna byli rodzicami chrzestynymi Elli i Ethana. Co miało ich bardziej związać.

Mieli jedno zamieszanie, którym był Bucky. Martyna nie mówiła przyjacielowi, że go znała w pewnym sensie i, że żyje. Pokłócili się, albo raczej on obraził, ale blondynka miała to gdzieś i zachowywała się tak jak wcześniej. Bucky nawiał i wszyscy dobrze wiedzieli, że uciekł nawet Hydrze. Do pomocy odnalezienia dawnego przyjaciela kapitana przyłączyła się Maze.

Znaleźli go i starali przywrócić takiego jaki był, z dnia na dzień było coraz lepiej. Ich drużyna powiększyła się o Samą Wilsona i Jamsa Barnsa, a także Rhodey'a, który już oficjalnie był avengerem, a nie pomocnikiem. Po jakimś czasie mieli walkę z Ultronem i zyskali trzech nowych członków drużyny (u mnie Pietro przeżyje walkę z Ultronem) Wandę i Pietra Maximoff, a także Visiona.

W wieży robiło się coraz bardziej wesoło i głośno. Robili sobie różne kawały i doprowadzali siebie do zawału.

Martyna ukończyła studia wraz z przyjaciółmi i otworzyła klinikę weterynaryjną. Była szefem dla samej siebie, a także dla przyjaciół, bo pracowali u niej. W ciągu dwóch lat chodziła jeszcze na jedne studia, które zdała. Była już nie tylko doktorem weterynarii, ale też historyczką II wojny światowej.

I od ostatniego czasu przy swoim najlepszym przyjacielu Martyna dziwnie się czuła. Kiedy rozmawiał z Natashą lub Wandą, była zazdrosna i chciała by to z nią rozmawiał. Steve zawsze jej się podobał, ale nie w takim sensie, nigdy nie myślała nad tym. On był jej najlepszym przyjacielem i ciężko było jej sobie wyobrazić, że ona z nim coś więcej niż przyjaźń. Kiedy go widzi ogarnia ją strasznie dziwne uczucie, podobne, którym kiedyś darzyła Piotra, ale to było trochę inne.

Sam Steve też zaczynał czuć coś więcej do swojej przyjaciółki. Starał się to ukrywać jak tylko mógł, jak i ona sama. Bucky i Sam twierdzili tak jak wszyscy od samego początku, że ta dwójka ma się ku sobie. Nigdy by nie pomyśleli, że ukrywanie wspólnej tajemnicy tak zbliża.

*Martyna*
Już 4 lata nie mam kontaktu z ojcem, co cieszy mnie niezmiernie. A wciągu ostatnich 4 lat strasznie dużo się działo, po dochodziło trochę osób do drużyny. Ja przy Stevie czuję się jakoś dziwnie, przy Piotrku, a tym bardziej przy Wiktorze w życiu się tak nie czułam. Dziwne. Ale u mnie w domu nigdy nie rozmawiało się o uczuciach, choć Amenadiel próbował to ja zawsze go nie słuchałam i wychodziłam z pomieszczenia.

Idę do kuchni się napić, a wniej zastaje Bucky'ego i Sama bijących się i Clinta, który obserwował to wszystko. Czasami się zastanawiam czy pracuję i mieszkam z dziećmi.

- Ej, zachowujecie się jak dwa rozwydrzone bachory do jasnej cholery, a ty Clint - wskazałam na mężczyznę - masz dzieci, myślałam, że będziesz bardziej odpowiedzialny.

- Proszę mnie nie przezywać, Sama możesz, ale nie mnie. I uważaj, bo przyjdzie pan szanuj język ojczysty. - zaczął burzyć się Bucky.

- Jestem ojcem, ale wolę nie ryzykować życia i zdrowia.

- Steve może mi skoczyć, nie boję się go. Pogada sobie i będzie spokój.

- Problemy w związku? - zaczął żartować Bucky.

- Jakim kurwa związku, ogarnij się! - chyba czasami jestem za nerwowa.

- Agresja piękności szkodzi, a stres psuje zdrowie - wtrącił Clint.

- Ma rację, a my przy tym przeżyjemy. Chociaż Bucky już i tak żyje za długo, więc jego możesz skrzywdzić. - zaczął Sam.

- Żebym ja cię zaraz nie uszkodził gołębiu - powiedział wkurzony Bucky.

- Ale tylko nie gołębiu, morderco - i zaczęli się bić.

- Mam to w dupie, idę po Steva. Oni się go boją i są spokojni - Clint tylko kiwnął głową i dalej przyglądał się bójce mężczyzn.

866 słów

Kto spodziewał się takiego zakończenia poprzedniego rozdziału? Piszcie w komentarzach.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz