Rozdział 33

76 5 4
                                    

Siedzę w pracy i z przyjaciółmi już nie wyrabiamy. Schroniska zrobiły dni otwarte i ludzie przynoszą zwierzęta na badania, szczepienia jeśli ich nie mają i kastracje. Przeprowadziłam już piętnaście kastracji, dałam z jakieś pięćdziesiąt szczepień. A teraz muszę tylko pouzupełniać karty zdrowia i mogę wracać do domu do Steva, psa i trzech kotów, bo kotka urodziła dwie zdrowe kotki. Starkowi niezbyt to podobało się, ponieważ z dwóch zwierząt zrobiły się cztery. Nie moja wina, choć trochę moja bo przygarnęłam zwierzaki.

Nareszcie skończyłam, lubię swoją pracę, ale to już lekka przesada. Zamykam lecznice i podchodzę do swojego samochodu. Odpalam go i wjeżdżam w korki, bo nie ma innej możliwości. Puszczam muzykę w radiu próbując nie drzeć się na innych kierowców.

- Kto kurwa wam prawo jazdy daje. Wjeżdżasz mi w maskę szmaciarzu! - wykrzyczałam, wiedząc, że i tak mnie nikt nie usłyszy.

- Jakby cię Steve usłyszał to byś dostała repremende za brzydkie wyrażanie - wyciągam nóż i przykładam go do osoby siedzącej obok mnie. Spoglądam w bok i widzę Maze ze łzami w oczach.

- Maze? Co ty tu robisz? Kiedy weszłaś do auta? I co się stało? - szybko się opanowałam i zjechałam w jakąś boczną uliczkę, aby na spokojnie z nią porozmawiać.

- Ona nie żyje. Przyszłam z nią ten ostani raz porozmawiać i wyrzucić to co o niej myślę. - mówiła bardzo szybko i nikt nie przychodzi mi do głowy. Kto nie żyje.

- Ale o kogo chodzi?

- O moją matkę! - wykrzyczała i już chciała wysiąść, ale zamknęłam samochód. - wypuść mnie. - rozkazała.

- Nie, do póki wszystkiego mi nie powiesz.

- Dobra. Jak sama dobrze wiesz, że byłam u swojej matki, ale ta mnie spławiła. Wróciłam po kilku miesiącach wygadać jej wszystko i dowiedziałam się, że ona nie żyje.

- Przykro mi. To musi być trudne. - nie wiem co jej odpowiedzieć.

- To nie jest trudne. Ale jestem zła, że nie zdąrzyłam jej powiedzieć to co chciałam. - otworzyłam samochód, a ona od razu z niego wyszła. Zapewne teraz będzie szybko wracać do LA i będzie rozmawiać z Lindą.

Wyjechałam z uliczki i już bez żadnych przeszkód wróciłam do wieży. Wchodzę do salonu i kładę się na Stevie który siedzi na kanapie i ogląda z Bucky'm, Nat, Tony'm i Pietro telewizję.

Wtulam się w niego i już prawie zasypiałam, gdy Tony podszedł i  dał mi szklankę whiskey. Skinęłam głową w podziękowaniu i jednym duszkiem  wypiłam całą zawartość szklanki. Odłożyłam szklankę na stolik i z powrotem się w tuliłam. Zaraz chwilkę wbiegł pies i zaczął się ze mną witać.

- Hej Bunia. Tęskniłam za tobą, wiesz? Ty moja kochana kuleczko - puściłam Steva i zaczęłam przytulać psa, którego nazwałam Bunią.

- Czasami mi się wydaje, że Ty kochasz bardziej tego psa ode mnie - odezwał się Steve.

- Steve, jesteś zazdrosny o psa? Tego się nie spodziewałem - powiedział Bucky.

- A ja już myślałem, że za dużo wypiłem. - dopowiedział Tony - czyli mogę pić dalej, super. A ty cały dzień spędzasz ze zwierzętami w pracy, później nie masz ich dosyć? - spytał się mnie.

- Nie, czemu miałabym? To idąc twoim tokiem myślenia to kiedy pracowałam w muzeum musiałbym mieć dosyć Steva i Bucky'ego.

- Okej może masz rację. Jak się lubi to co się robi to nie ma się dosyć. - przyznał mi rację.

Rozmowa się ucieła, a ja zaczęłam rozmyślać o rozmowie z pewnym demonem. Reszta zaczęła oglądać z powrotem telewizję. Nie wiem czy Maze kłamała na temat tego, że jest jej przykro z powodu, że nie powiedziała matce co o niej myśli. W końcu była jej matką.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz