Rozdział 27

120 8 2
                                    

*Martyna*
Zabijcie mnie, inaczej wyobrażałam sobie dziadka. Tylko czemu zainteresował się nami dopiero po moim występku. Nie zliczone są wyroki boskie.

- Co on tu robi? - spytałam ojca.

- Podejrzewamy, że z twojego powodu, ale twierdząc po jego gatce to można stwierdzić iż przyszedł do Charliego. - oby do Charliego.

- Jasne. Bardzo chętnie bym z wami posiedziała, ale nie mam czasu. Steve szykuj się, w końcu trzeba chrześniakom coś kupić.

Poszłam się przebrać w:

Wygląda normalnie i idealne na randkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wygląda normalnie i idealne na randkę. Wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju. Staram się nie myśleć o wszystkim sprzed paru minut. Jeszcze na dodatek on się jakoś dziwnie uśmiecha, albo mi się tylko zdaje. Steve jak mnie zobaczył to wstał, pomógł mi założyć płaszcz, założył szybko swoją kurtkę i już mieliśmy wychodzić, gdy zostaliśmy zatrzymani.

- Postaraj się wrócić szybko, mam zamiar zorganizować rodzinną kolację, która jest dzisiaj w LA. A ty młodzieńcze - w tym momencie zwrócił się chyba do Steva - masz ją u pilnować.

- Dobrze Boże.

- Ta a ja niczego nie obiecuję i kto powiedział, że w ogóle będę chciała na tą kolacje iść. - zjawia się z dupy i już chce kolacyjki rodzinne robić.

W końcu udało nam się wyjść, jedziemy samochodem do..., no właśnie nie wiem. Steve prowadzi, ja nie jestem w stanie. Ciszę zagłusza spokojna piosenka lecąca w radiu, płatki śniegu opadają na okno. Czemu moje życie jest tak skomplikowane.

- Co o tym sądzisz? - przerwał ciszę.

- O czym?

- O jego zejściu tutaj na ziemię, kolacji rodzinnej i ogólnie.

- Zejście jego na ziemię jest naszą sprawką, ale spokojnie jak się przyczepi to powiem mu coś takiego, że się odczepi. Na kolację raczej nie pójdę, nie ma opcji.

- Może idź tam, może nie będzie tak źle. Daj mu szansę na wykazanie się.

- Steve, nigdy go nie było! Jasne! Rozumiem, że jest Bogiem i zajmowanie się tyloma sprawami zajmuje czas. Tylko czemu zszedł na dół kiedy Charlie jest mały i jest nim zauroczony. I chyba to wszystko jest moją winą, jestem córką Lucyfera, wyrodnego syna, który zbuntował się przeciwko niemu. Skreślił mnie na starcie

Steve skręcił na parking, coś czuję, że będzie pogadanka. Szczerze to nie odczuwam tego, że jesteśmy parą, wszystko jest tak jak wcześniej, tylko teraz się całujemy w usta i łapiemy za rękę jak gdzieś idziemy. Nic nowego, nie dziwię się, że wcześniej mówili, że jesteśmy razem, bo tak trochę się zachowywaliśmy.

- Martyna rozumiem, że jest Ci ciężko, mi też by było. Popatrz na to z innej strony, on chce to naprawić. Tak mi się wydaję, organizuje kolację i Ciebie też tam chce widzieć. A gdyby był z tobą jak ty byłaś mała to z pewnością też, by się zauroczył. Widzi ciebie jaką dorosłą i piękną kobietę z dużym wykształceniem, która kiedy trzeba zakłada maskę i walczy ze złem. A to nie jest twoja wina, najwyżej był głupi. - na ostatnie słowo zaśmiałam się, wszechwiedzący głupim.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz