35

7K 386 65
                                    

Dopiero później wszystko się wyjaśniło. Firma, która handlowała ludźmi na tym terenie, miała ,,kreta" i policja przejęła wszystkie dokumenty z nazwiskami właścicieli. Gdy rozpowszechniło się, że na jednej karcie widnieje nazwisko Wila media zawrzały, a jego gazeta prawie splagiatowała.

Państwo z opieki społecznej zajęli się wszystkimi niewolnikami, tymi sprzedanymi, jak i jeszcze nie a właściciele czekają na proces.

W tym o zgrozo Will.

Każdy z ocalałych miał zostać przesłuchany, jednak władze nie dotrzymały obietnicy i tylko z parunastu przesłuchań chcieli oskarżyć wszystkich.

Na szczęście udało mi się jakimś sposobem uzyskać termin przesłuchania, na które właśnie zmierzałem.

Na posterunku policji dostrzegłem jeszcze paru chłopaków z tej samej sprawy. Jeden się na mnie spojrzał i rozpoznałem w nim natrętnego chłopaka ze spotkania.

Nie był już jednak taki jak wcześniej. W oczach widziałem strach, a postawa wskazywała na to, że jest w stanie uciec w każdym momencie.

Usiadłem obok niego, czekając na swoją kolej.

- Cz- Cześć, pamiętasz mnie?- skinąłem głową, przytakując - Chciałem cię przeprosić, za wszystko, co wtedy zrobiłem, to nie byłem prawdziwy ja.

- Nie musisz przepraszać, to nie była w takim razie twoja wina.

- Teraz, teraz jestem znowu wolny i mogę robić co chce i kiedy chce.A ty?

- Ja już tak wcześniej miałem- uśmiechnąłem się na wspomnienie czasu spędzonego z Wilem.

- Aaaa rozumiem. W takim razie życzę ci, by było tak dalej - też się uśmiechnął.

Parę minut później zostałem zawołany do jednej z sal gdzie czekała na mnie osoba mająca przeprowadzać przesłuchanie.

Jako że nie jestem pełnoletni, musiał być z nami psycholog.

Facet w mundurze był widocznie znudzony i widać było, że nie chce tu być, psycholog za to uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłem.

- Przejdźmy od razu do konkretów. Jeśli chcesz mi powiedzieć, że tamta osoba cię biła czy czułeś się źle i tak dalej to mo...

- Will nie był dra mnie niedobry, proszę o ułaskawienie go' powiedziałem pewnie, ale miło co wstrząsnęło obojgiem.

- Co ty mówisz dzieciaku?- ożywił się mundurowy- kupił cię, to jest niepodważalne.

- I w ten sposób mnie uratował.

Ten facet ciągle się dopytywał i nie mogłem go przekonać do swojej racji, bo albo mnie ignorował lub wykręcał oczami.

- To bydlak jak każdy inny!

- Nie mów tak o nim! Krzyknąłem i walnąłem w stół, co zwróciło uwagę chyba całego komisariatu- byłem nikim, a on dał mi opiekę, nie możesz mówić tak o osobie, dzięki której mam po co żyć!- Sam po sobie bym się tego nie spodziewał.

- Kochasz go?

- Tak

- Więc to syndrom sztokholmski

- Z tym akurat się nie zgodzę- pierwszy raz odezwał się psycholog- z mowy ciała nie wskazuje na ten syndrom, a i sposób mówienia nie pasuje. Chłopak mówi całą prawdę. Postaramy się znieść wyrok dla twojego byłego właściciela - ostatnim zdaniem zwrócił się do mnie.

- Dziękuje - powiedziałem naprawdę zadowolony.

- Poczekaj chwile przy rejestracji, musisz tam podpisać dokument o zeznaniach, a później będziesz już wolny.

Wyszedłem i zgodnie z poleceniem czekałem przy rejestracji, gdy nagle ktoś z tyłu budynku krzyknął.

I go zobaczyłem. Skutego kajdankami i ciągniętego po ziemi przez dwóch facetów. Jego twarz była strasznie poobijana.

- Co żeście mu zrobili?!- zacząłem nagle płakać i krzyczeć.

Chciałem do niego podbiec, ale jeden z policjantów złapał mnie i odciągnął na bok. Starszy się nie ruszał a ja zalewałem się łzami w momencie, gdy psycholog obecny przy przesłuchaniu wbiegł do głównego pomieszczenia.

- Co się tu dzieje?!

Z urywanych rozmów policjantów zrozumiałem, że stawiał się przy przesłuchaniach i nie chciał się przyznać do winy, dlatego go poturbowali.

- Jak mogliście? On nie jest niczemu winien! - wydzierałem się na całą komendę.

Gdy przyjechała karetka, pozwolili mi jechać z nim.

W szpitalu spędziłem następne prawie całe dwa dni. Nie odstępowałem sali na krok, jeśli nie musiałem. Anna przywoziła mi ubrania i jedzenie, za co byłem jen wdzięczny.

- Obudził się - w końcu powiedział lekarz, wychodząc z sali i pozwolił mi o niej wejść.

Był cały w opatrunkach, ale się uśmiechał. Miał dwa złamane żebra i poobijaną rękę. Mimo to rzuciłem się na niego, na co mimowolnie syknął.

- Przepraszam, przepraszam- szybko z niego zszedłem, bojąc się, że pogorszę jego stan.

- Nie szkodzi.

- Tak się o ciebie bałem. - zacząłem szlochać i płakać.

- Nie trzeba było, jestem śliny, poradziłbym sobie - pozwolił mi się do siebie lekko przytulić.

Jestem Twój//YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz