5

3.1K 140 7
                                    

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i przestałam zmazywać tablicę.

- Wejdź.

Dziewczyna kiwnęła głową i powoli zajęła miejsce w pierwszej ławce.

- Co cię do mnie sprowadza Hope?

Hope spojrzała na swoje dłonie i cicho westchnęła. Gryzło ją coś. Jako jej nauczycielka chciałam jej pomóc. Coś w środku mnie kazało mi wyciągnąć to z niej i pocieszyć ją, cokolwiek to było.

Jestem popaprana. Serio.

- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem.

- Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech gatunków. - odparłam twardo.

- Nie wiem czy pani wie, ale mój tata jest pierwotną hybrydą wampira i wilkołaka. Moja mama była wilkołakiem, dzięki mojej krwi jest hybrydą. A moja babcia była czarownicą. Tylko niech pani nic nie mówi o mojej mamie. Nie chcemy by to się wydało.

- Rozumiem, ale co to ma do rzeczy?

Okrążyłam biurko i oparłam się o nie.

- Jestem trybrydą. To znaczy... kiedy aktywuję gen wilkołaka i wampira będę trybrydą. Tak jak pani.

Zamyśliłam się na chwilę. W sali zapanowała cisza. To co teraz powiedziała było... zaskakujące. To przecież nie możliwe. Jestem jedyna, nie ma nikogo drugiego takiego jak ja. To co mówi jest bardzo prawdopodobne, bardzo.

- Ja nie wiem jak to jest w moim przypadku. Moja mama była wilkołakiem. Ja od małego wykazywałam zdolności magiczne. Może gdybym znała swojego ojca było by inaczej. Może to by wszystko wyjaśniło, ale tak nie jest. Pogodziłam się z tym, nauczyłam żyć z tym.

- Rozumiem, po prostu byłam ciekawa?

- Dobrze. Teraz leć na resztę zajęć.

Posłusznie wstała i wyszła z sali. Przy drzwiach spojrzała na mnie ostatni raz, przez ramię i wyszła.

Po prostu to zignoruj Josephine. Zignoruj. Zignoruj.

***

*kilka miesięcy później*

02.06. dziś moje urodziny i bal. Nie podoba mi się data, ale nie chciałam się wykłócać tylko przez to.

Wyciągnęłam zdjęcie z szuflady i usiadłam na łóżku, przyglądając się sobie i mamie. Nawet aparat był w stanie ująć tą radość w oczach, mojej matki. Przez pewien czas zazdrościłam jej tych ciemnych, dużych oczu. Wciąż zazdroszczę. ' Jesteś taka do niego podobna' te słowa, wciąż pobrzmiewały w mojej głowie, jak wiele innych rzeczy. Tak jakby była obok mnie. Po jaką cholerę jestem podobna akurat do niego, skoro nawet go nie znam? Wolałabym być podobna do niej, niby to tylko wygląd, a jednak w jakiś sposób pamiątka po bliskiej osobie.

- Josephine? Ty płaczesz. - zauważyła Caroline.

Blondynka powoli weszła do pokoju i usiadła obok mnie na łóżku. Spojrzała na fotografie. Otarłam łzy i zmusiłam się do uśmiechu.

- To moja mama. Zmarła w noc moich urodzin. Dokładnie za kilka godzin.

- Przykro mi. Sama straciłam matkę, wiem jaki to ból. Ale nie pozwól by ten ból sprawił, że każde urodziny będą ci się kojarzyć z cierpieniem. - pogłaskała mnie po plecach, a po chwili klasnęła wesoło w dłonie. - Mam coś dla ciebie. - zaświergotała.

Odwróciłam się w jej stronę, a ona sięgnęła białe pudełko. Dość spore pudełko. Otworzyłam je i ujrzałam błękitną sukienkę.

- Ona jest piękna. Nie mogę jej przyjąć, to za wiele.

- Weź ją. Dostałam ją od pewnego faceta, ale było minęło. Zbieraj dupsko i chodź!

Wyciągnęłam sukienkę i przyłożyłam ją do siebie. Caroline szybko opuściła mój pokój i zabrałam się za przygotowania. Upięłam już wcześniej podkręcone włosy, w koka. Kilka kosmyków wyciągnęłam i jeszcze raz podkręciłam.

Sukienka niebieska. Dół był w dwóch odcieniach niebieskiego, bardzo jasnego błękitu i ciemnego niebieskiego. Gorset był bogato zdobiony. Nawet nie będę się domyślać ile ten 'chłopak' za to dał. Miała rację, było mi w niej ślicznie. Nałożyłam mocniejszy makijaż i zeszłam do sali pomóc przy ostatnich przygotowaniach.

Wiele osób mówiło mi jak ślicznie wyglądałam. Uczniowie robili sobie ze mną zdjęcia i naprawdę było świetnie. Bawiłam się tak dobrze jak na moim balu. Poza tym, że nie tańczyłam tylko pilnowałam uczniów to było naprawdę super. Czułam się dobrze. Nawet pamięć o tragedii sprzed dwudziestu lat mi nie zaprzątała głowy tak jak zazwyczaj. Za co jestem wszystkim bardzo wdzięczna, nie wiedzą o tym, ale i tak.

- Wygląda pani ślicznie.

- Dziękuję Hope. Ty też. Przypominasz mnie z czasów kiedy byłam w twoim wieku. Ale nie bierz ze mnie przykładu.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- Z przyjacielem miałam głupie pomysły. - wytłumaczyłam.

- Nie będę pytać o resztę. - i dobrze. - Mogę zrobić sobie z panią pamiątkowe zdjęcie? Chciałabym mieć jakąś pamiątkę, a obiecałam rodzinie masę fotek.

Zapominając kim jest jej ojciec, zgodziłam się. W sumie nawet mam to gdzieś. Może sobie mówić o mojej sztuce i o mnie co chcę. Ja wiem swoje.

Objęłam ją ramieniem i uśmiechnęłam się do obiektywu aparatu. Dziewczyna zrobiła nam zdjęcie. Przeprosiłam i zaczęłam dalej okrążać salę.

Czuję się spełniona i dumna z siebie. Wspomnienia o Billu trochę mnie zasmuciły, ale wtedy przypomniałam sobie słowa Caroline i wyrzuciłam je z pamięci. Było minęło, czas iść do przodu.

Podeszłam do Ricka, stojącego na uboczu.

- Pięknie ci w tej sukience.

Moje ego zaraz wybuchnie od tych wszystkich komplementów.

- Dziękuję. Caroline mi ją dała.

- Już niedługo wakacje. Jakieś plany?

Pokręciłam przecząco głową. Naprawdę to myślałam, że będę tu przez cały ten czas. A może powinnam gdzieś jechać. Odpocząć, zastanowić się. Nad wszystkim o czym nie myślę w pracy. W tłumię dostrzegłam tańczącą Hope. I wpadłam na genialny pomysł.

- Ona. - wskazałam na dziewczynę. - Jest z Nowego Orleanu. Prawda?

- Tak.

- A może jednak mam plany. Może czas zwiedzić rodzinne miasto?

- To wspaniały pomysł. Taki wyjazd dobrze ci zrobi.

Może tak. Nigdy nie byłam w rodzinnym mieście mamy, w mieście w którym przyszłam na świat. Już wiem jak wykorzystam urlop.

Już od pewnego czasu myślę nad tym by odwiedzić tamte strony. Nie po to by szukać na siłę rodziny, ale po to by chodzić tymi sami ulicami, którymi mama chodziła w młodości. Szczerze zazdrościłam każdemu uczniowi. Wysyłali zdjęcia rodzinie, bądź pokazywali rodzicom. Ja tak nigdy nie miałam. Mama od małej dziewczynki uczyła mnie samodzielności. Wiem, że przeglądała wiele razy zdjęcia z takich okazji, ale nigdy nie robiła tego przy mnie. Rozumiem to, chciała bym nauczyła się, że w życiu mogę liczyć wyłącznie na siebie.

Nowy Orlean? Jesteś gotowy? 

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz