30

1.5K 85 3
                                    

Kol niedawno wrócił, usłyszał o problemach rodzinnych i wsiadł w auto. Poznałam go w bardzo zabawny sposób, już w pierwszej chwili go polubiłam. Na samo wspomnienie chcę mi się śmiać.

Stałam w kuchni i przelewałam sobie krew z torebki do szklanki. Miałam nadzieję, że może to pozbawi krwi plastikowego posmaku - niestety nie udało się.

Przybysza usłyszałam jak tylko przekroczył próg domu. Nie znał mnie i nie spodziewał się mnie. Tak naprawdę wiedział jedno - mamy problemy.

Właśnie pochylałam się by wyrzucić torebkę do kosza, kiedy się wyprostowałam stał tuż za mną.

- Spróbuj jeszcze raz, może ci się uda mnie przestraszyć. - rzuciłam hardo.

Myślałam, że po tym wszystkim będę bardziej rozbita, ale szybko doszłam do siebie. Miałam wiele osób przy sobie które mi pomagały. Od teraz nie będę sama.

- A co to za ślicznotka? Który z moich braci ci wpadł w oko, tylko nie mów, że ja.

Zachichotałam na dźwięk jego słów. Domyśliłam się, że to Kol, chociaż wcześniej go nie widziałam.

- Aż tak przystojny jestem? -pokręciłam głową.

On nie wie w co się pakuję, on nie wie co robi.

- Chyba nie powinieneś ze mną flirtować. - Kol zmarszczył brwi, ale bardziej uznał to za zachętę niż za porażkę - Pewnie nie wiesz, ale powinnam się zwracać do ciebie wujku. Jestem zaginioną i niedawno odnalezioną córką Klausa. To czyni mnie twoją bratanicą.

W tym momencie wszedł Elijah. Oparł się o futrynę i odchrząknął znacząco.

- Kol, braciszku miło cię widzieć. Ona mówi prawdę, musisz zacząć najpierw sprawdzać kim są dziewczyny które chcesz zauroczyć. - westchnął zażenowany zachowaniem brata.

- Cholera! To stuprocentowa prawda? Jest za ładna jak na córkę Klausa.

Wracając do naszej rozmowy o czarownicach. Spojrzałam na Kola i posłałam mu wdzięczny uśmiech.

- Kol nie podlizuj się, wujkiem roku nie zostaniesz. - pożaliła się Rebekah.

- Są ważniejsze sprawy niż kto jest lepszym wujkiem. - zauważyłam - Ale słyszałam, że kręciłeś z niejaką Daviną. Mógłby z nią pogadać.

Kol spojrzał na mnie błagalnie. Inni zaczęli zastanawiać się nad moimi słowami.

- Davina głupia nie jest, domyśli się. - fajnie i po moim planie - Sam o tym myślałem. Davina jest jaka jest, ale to regentka. Mają te swoje chore zasady.

Nastała głucha cisza, słychać tylko nasze oddechy... i kogoś jeszcze. Tym ktosiem nie jest Hope, ona śpi u siebie. Zerwałam się z kanapy, w tym samym momencie co Klaus.

- Mamy gościa. - oświecił resztę kiedy ruszył do drzwi wejściowych.

Mam tak samo wyczulone zmysły jak on, nawet Elijah dopiero po chwili zrozumiał o co chodzi. Na schodach dołączył do nas Elijah, Hayley i Kol.

To był Roman. Cała się zagotowałam, dosłownie. Automatycznie moje oczy zmieniły kolor i pokazały się ciemne żyły wokół oczu.

- Pani Labonair?

Spojrzałam na resztę, oni też zwrócili na to uwagę. Nie pamiętał mnie, musiał tu przyjść z własnej woli.

- Po co tu przyszedłeś? - spytał Klausa - Życie ci nie miłe?

- Chciałem was uprzedzić. Moja mama chcę was zaatakować, ubzdurała sobie, że jest w stanie was zabić. Wiem, że nie jesteście tacy źli, a po za tym jesteście rodziną Hope. Naprawdę lubię Hope.

- To wszystko co masz? - zakpił Kol - Tyle to sami się domyśliliśmy.

- Nie to nie wszystko... 

****************

No i jestem po długiej przerwie. Wybaczcie mi...

No i miłego czytania :)

GoldenGirl

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz