Wróciliśmy do domu i unieruchomiliśmy ją.
- Surgere. - rzuciłam zaklęcie.
- Gdzie ja jestem! - zaczęła się szybko rozglądać.
- To ja tu zadaję pytania, ty odpowiadasz. - Klaus kucnął przed nią i uśmiechnął się złowrogo.
- Baw się dobrze, ja idę do Hope i Hayley. - oświadczyłam.
Odwróciłam się i ruszyłam szukać dziewczyn. Hope znalazłam w pokoju, ale nie mogłam znaleźć Hayley. Zaczęłam się trochę niepokoić, Rebekah z Freyą dawno wróciły. Więc dlaczego nie ma jeszcze Hayley?
Nie panikujmy.
- Elijah widziałeś Hayley? - zapytałam przechodzącego wampira.
- Nie i mam złe przeczucia. - odparł szczerze. - Nie odbiera, a kiedy zadzwoniłem do ludzi z którymi miała się spotkać powiedzieli, że nie ma i nie było jej tam dziś.
To mi wystarczy. Nie muszę być jasnowidzem by wiedzieć, że dzieję się coś złego.
- Klaus!! - zawołałam dość głośno.
Razem z Elijah ruszyliśmy w stronę jego brata. Był zbyt zajęty upuszczaniem jej krwi, by zwrócić uwagę, że matka jego dziecka zaginęła.
- Co wasz mieszaniec zaginął? - zakpiła kobieta.
- Descanto! - wampirzyca zaczęła wyć z bólu.
- Nic ci nie powiem! - wrzasnęła.
Torturowanie może potrwać, każda chwila się liczy. Muszę użyć zaklęcia lokalizującego, oby nie użyli zaklęcia maskującego. Muszę się skupić inaczej nic z tego nie będzie. Tu chodzi o Hayley.
- Elijah! Potrzebuje mapy, piasku i rzeczy należącej do niej. Byle było to coś, co często nosi. Świecę też mogą być potrzebne.
- Zaraz ci to przyniosę. - powiedział i rozmył się w powietrzu.
Elijah przyniósł wszystko co potrzebne. Rozłożyłam mapę, rozsypałam piasek na mapie i wzięłam w ręce jej koszulkę.
- Incendia - wyszeptałam a świecę zaczęły płonąć.
Wzięłam głęboki wdech i wydech. Musisz się uspokoić Jose, dasz radę.
- Ce che vous, pro la busque, Ce che vous, pro la busque, Ce che vous, pro la busque. - wyszeptałam.
Dasz radę, musisz. Jestem Josephine Labonair, ja się nie poddaję tak łatwo. Spojrzałam na mapę, ale piasek tylko rozjechał się na wszystkie strony. Skup się, skup się. Jestem jej kuzynką, więc mogę użyć krwi. Starłam piasek z mapy i wysunęłam swoje kły, ugryzłam się w nadgarstek i pozwoliłam by moja krew wylądowała na mapie.
- Phasmatos Tribum Nas Ex Veras, Sequita Saguines, Ementas Asten Mihan Ega Petous.
Wciąż nic. Jednym ruchem strąciłam wszystko ze stolika. Jestem wściekła! Mam ochotę rozszarpać Gretę, tak jak jej synalka! Czekaj, czekaj. Pobiegłam do pokoju Hope.
- Hope pomożesz mi? - zapytałam kiedy otworzyła mi drzwi.
- Oczywiście, jak mogę ci pomóc? Coś się stało?
- Nie nic, nie przejmuj się. Chciałabym dowiedzieć się czy jest może tu twój kolega Roman? Albo czy możesz do niego zadzwonić żeby do ciebie przyszedł?
- Nie! Niech zostawi moje dziecko w spokoju! On nie ma z tym nic wspólnego! - zaczęła wrzeszczeć Greta.
A więc trafiłam, synalek musi być w to wplątany. Już teraz wiem co tu robił. Jeśli przyjdzie mi go zabić zrobię to z chęcią i poniosę tego konsekwencję.
- Jasne, ale nie zrobisz mu nic? Prawda?
Podeszłam do jej biurka i napisałam do niej wiadomość. Jeśli bym powiedziała na głos, ona by usłyszała, plan by wziął w łeb.
- Musisz?
- Hope rób co ci każe, ufasz mi? - puściłam jej oko - Po prostu zadzwoń.
Hope wyciągnęła telefon, wybrała numer i przyłożyła do ucha. Po chwili usłyszałam głos chłopaka.
- Hej Roman, chciałbyś do mnie wpaść?
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...