20

2K 117 4
                                    

- Robimy jakieś mocne wejście? - zażartowałam - Bo podejrzewam, że oni nie załapali się na twoja dobroć.

- Szczera jak zawsze. - wzruszyłam ramionami.

Nie odpowiedziałam na to, bo zbliżyliśmy się do kościoła w którym to zebranie miało się odbyć. Kiedy weszliśmy wszyscy spojrzeli na mnie. No tak... mogłam się tego domyśleć.

Szłam z Klausem ramię w ramię, a kiedy zatrzymał sie u szczytu stołu, ja stanęłam kilka kroków za nim.

- Kto to? - spytała czarownica w ciemnych włosach.

- Poznajcie Josephine Labonair, kuzynkę Hayley. Mam nadzieję, że będziecie dla niej mili.

Spojrzeli na mnie, na Klausa i znów na mnie. Trochę nie miłe z ich strony, tak się gapić. Nawet ta czarownica się gapiła, zazdrościła?

- Kuzynka Hayley? A nie siostra Hope?

Spojrzałam na Klausa i prychnęłam.

- Jestem ładniejsza, potężniejsza i mądrzejsza od niego. - poklepałam go po ramieniu i kręcąc głową cofnęłam się o krok. - Dobre, żarty.

Klaus zaśmiał się z naszej wymiany słów.

- Czy ktoś wie cokolwiek na temat wampirów, które były tak głupie by zaatakować mnie i moją rodzinę?

- I tak nikt cię nie pokona, więc skąd to zmartwienie? - zaczyna mnie coraz bardziej denerwować.

- Muszą zapłacić za to. Nie pozwolę by ktokolwiek zakłócał spokój mojej rodzinie, domyślam się , że w tej kwestii mamy podobne myśli.

- Skąd pomysł, że coś wiemy?

Naglę do kościoła weszła kobieta. Zajęło mi kilka sekund zanim ją rozpoznałam, ale jestem pewna na sto procent, że to on.

- Greta, co ty tu robisz?

- Pani Labonair, miło panią widzieć.

Nie była moim widokiem zdziwiona, raczej spokojna, wręcz zadowolona. Ona i jej syn są w Nowym Orleanie, dlaczego to mi się nie podoba? Nigdy jej nie lubiłam, zawsze miała coś do powiedzenia i z czymś się nie zgadzała. Zawsze odzywała się do mnie kipiąc pogardą, chociaż to ja mogłam pozbawić ją głowy samym spojrzeniem.

- Coś mnie ominęło?

- Wiesz coś na temat wampirów, które zaatakowały rodzinę Mikaelsonów?

Greta szybko zaprzeczyła, trochę za szybko.

- Kim pani jest? - spytał Klaus.

- Dlaczego przyszłaś na zebranie, skoro jest już osoba reprezętująca wampiry? - dodałam szybko.

- Jestem Greta. Mieszkam tu od roku z synem.

- Greta jest mamą jednego z moich uczniów z Mystic Falls. Roman Sienna prawda?

- Greta Sienna? Pani mąż nazywał się August Müller?

Greta uśmiechnęła sie słodko i zaczęła uciekać, dopóki nie upadła na ziemię trzymając się za głowę.

- Twój wróg? - spytałam patrząc na kobietę.

- Jesteś czarownicą! - zawołał jeden z siedzących przy stole - Nie powinnaś być wilkołaczycą?

- Kto powiedział, że nie jest? - spytał podchodząc do Grety.

Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Hope. Proszę odbierz, odbierz.

- Jose?

- Wszystko w porządku u was?

- Tak.

- Dobrze, nie wychodźcie z domu. Znasz zaklęcie ochronne, uczyłam cię.

Rozłączyłam się, a kiedy się odwróciłam Klaus przywarł do ściany Gretę.

- Mów! - Greta niestety się nie poddała, odwrócił się w moją stronę i zaśmiała mi się prosto w oczy.- Piję werbenę.

- Jestem ciekawa co powiedzą rodzice gdy się dowiedzą kto uczy ich dzieci.

- Uczy ich ktoś kto się na tym zna, a nie pierwsza lepsza czarownica.

- Josephine, spokojnie prowokuję cię. - warknął Klaus.

- Nie zna ojca! Matkę pewnie zabiła! Wynaturzenie!

Zacisnęłam pięści i zazgrzytałam zębami.

Nie wie jaka jest prawda, nie ma pojęcia o tym kim jestem ani skąd pochodzę. Jestem inna, potężniejsza od niej. Ona się mnie boi i chcę mnie sprowokować. Tak, tak ona mnie prowokuję to wszystko.

Rozejrzałam się po kościele. Włosy mi trochę powiewały, a świecę znów paliły się w bardzo nie naturalny sposób.

- Ad somnum.

Greta upadła, Klaus ją podniósł. Odwróciłam się do wciąż zebranych.

- To już koniec zebrania, możecie iść.

Nie byłam w stanie się uspokoić, a nawet nie chciałam. Chciałam czuć złość. A złość przekształcić w moc, którą wymierzę na każdego kto tylko spróbuję skrzywdzić moją rodzinę. Nie pozwolę skrzywdzić Hope, ani Hayley, ani żadnych osób które są dla nich ważne. 

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz