- Czarownice zgodziły się pomóc, wzmocnią ich wszystkich. Jest ich dziesięć razy więcej niż was. Bądźcie ostrożni, moja mam planuje to od kilkudziesięciu lat.
- Spokojnie, my damy radę. Twoja mamuśka to tylko nadszarpane nerwy, nic więcej. - zwróciła się do niego Rebekah.
- Skąd mamy wiedzieć, że możemy ci ufać. Może właśnie to jest część planu? Masz odwrócić naszą uwagę, kiedy oni będą atakować? - zwróciłam uwagę na to.
Wszyscy spojrzeli na mnie i wściekle na chłopaka.
- Zdradziłeś własną matkę. - zaznaczył Kol - Poczekajcie, niech wypowie się Klaus. Z nasz wszystkich on opanował sztukę 'nie ufania nikomu' do perfekcji.
- Zjeżdżaj stąd dzieciaku! - kiedy znikł nam z oczu odwrócił się i ruszył ku schodom na górę - Czas odwiedzić czarownice. Josephine pójdziesz ze mną.
Skinęłam głową. Kol i Freya zmarszczyli brwi.
- Ale to dziecko!
- Nie jestem dzieckiem. Tak się składa, że jestem silniejsza od Daviny. Nic mi nie zrobi, ani nikomu kto ze mną będzie. - odparłam z wyższością.
- Jose, jesteś młodą czarownicą i bardzo potężną... - zaczęła Freya
- Umiem nad tym panować. - powiedziałam dość głośno. - Rozumiem twoje obawy, ale dzieckiem już nie jestem.
- Dajcie spokój, wiem co robię. Zaufajcie mi i mojej córce.
Te słowa wywołały u mnie mieszane uczucia. To takie... dziwne, zostałam nazwana córką, nie przez mamę, ale przez... tatę. Wow.
- Widzicie? Więcej wiary, umiem zadbać o siebie i innych. Na waszym miejscu rozmyślałabym o Grecie.
- To Labonair i Mikaelson, da radę.
Hayley stanęła u mojego boku i zmierzyła resztę wzrokiem. W rodzinie siła.
- Freya i Kol... to znaczy...
- Możesz mówić do nas po imieniu. To dość dziwna sytuacja, ale jesteś dorosła możesz mówić do nas po imieniu.
- Jasne, dzięki. Tak czy siak, nie martwcie się, jestem dużą dziewczynką. Czekaj... No właśnie jestem dorosła.
Wyminęłam ich i ruszyłam do pokoju. Teraz naprawdę mojego pokoju.
- Dobranoc. - rzuciłam przez ramię.
Przyjechałam tu na wakacje, a znalazłam rodzinę której nawet nie szukałam. To się nazywa szczęście, już nawet nie mam aż takich wielkich wyrzutów sumienia, owszem mam ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Dotarło do mnie, że to nie ja ich tu ściągnęłam, ale to moja rodzina - jak się okazję - więc im pomogę.
Weszłam do pokoju i poszłam pod prysznic. Wróciłam do pokoju i położyłam się spać. Sen nadszedł od razu.
Wstałam dość wcześnie. Nie słyszałam żeby ktoś chodził po domu, więc większość śpi. Mam czas żeby na spokojnie sie uszykować.
Starannie przejrzałam moje wszystkie ubrania. Zdecydowałam się na czarne jeansy i ciemno-zieloną koszulkę. Założyłam wysokie botki i ramoneske. Nałożyłam makijaż, staranniej niż zwykle i zakręciłam włosy. Spojrzałam w lustro i obróciłam się wokół własnej osi, aby dokładnie się sobie przyjrzeć. Dobrze, że Hayley i Rebekah zgodziły się wspomóc mnie swoją szafą. Nie przewidziałam tak długiego pobytu tutaj.
Kiedy byłam gotowa wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku kuchni. Na miejscu zastałam Kola. W ręku trzymał dwie szklanki.
- Dzień dobry.
- Dobry, dobry. Proszę, robiłem sobie i uznałem, że też będziesz chciała.
Podał mi jedną ze szklanek. Upiłam łyk i razem ruszyliśmy do jadalni.
- Dzień dobry wszystkim i smacznego.
- Gotowa na spotkanie z czarownicami?
- Oczywiście.
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...