Weszłam do swojego - tymczasowo - pokoju, rozejrzałam się i utkwiłam wzrok w moim szkicowniku. Przewertowałam kartki i przejrzałam moje prace. Pustych stron zostało nie wiele, może pięć z sześćdziesięciu.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju wszedł Elijah. Zamknęłam szkicownik i odłożyłam go razem z przyborami na bok.
- Jose, chciałabyś może wyjść? Właśnie idę załatwić parę rzeczy na mieście. Pomyślałem, że chciałabyś się przejść.
- Jasne, to kiedy idziemy?
- Teraz. No chyba, że potrzebujesz trochę czasu na uszykowanie się.
- Nie jest w porządku.
Przepuścił mnie jak na prawdziwego gentelmana przystało. Elijah był dobrym przewodnikiem, naprawdę chcę się słuchać. Od zwykłego przewodnika nie usłyszelibyście o historyjkach z nadprzyrodzonymi - w roli główniej.
- Masz charyzmę. Gdyby każdy nauczyciel miał takie zdolności jak ty bylibyśmy geniuszami.
Wampir parsknął śmiechem. Naprawdę dobrze się czułam w towarzystwie Mikaelsonów. Rick uprzedzał mnie przed rodziną Hope, bo oni są źli i tak dalej. Ja to widzę inaczej, przez tysiąc lat nabawili się wrogów, teraz muszą dbać o siebie - o rodzinę - i Hope.
Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam faceta w przeciwsłonecznych okularach i czapce z daszkiem. Niby nic dziwnego, ale po drugiej stronie ulicy szedł drugi identycznie ubrany. Zmarszczyłam brwi, ale nie odezwałam się słowem.
- Dziękuje. To miłe z twojej strony. - spojrzał na mnie ostrożnie - Z twoich opowieści wynikało, że jesteś bardziej...
- Zła? Wiem, i taka jestem. Zostałam nauczycielką, to moja szansa na zmianę. Muszę nad sobą pracować bo boje się, że nie znajdę swojego miejsca na ziemi. Co by mama o mnie powiedziała gdyby widziała jak z gniewu rozsadzam całe mieszkanie? Albo zabijam z nudów.
- Uważam, że była by z ciebie dumna. Nie ważne co zrobiłaś, starasz się to naprawić.
- Przepraszam, wyżalam ci się nie potrzebnie. Uznałam, że jeśli będę szczera to będziecie mogli mi ufać. Jakby nie patrzeć, zaprosiliście pod dach obca osobę.
- Jednak nie taką obca. Jesteś rodziną.
- Ale nie znaliście mnie. - upierałam się.
- Jednak mamy wrażenie, że znamy cię bardzo dobrze.
Zanim weszliśmy do budynku znów się rozejrzałam, byli dość daleko co nie przeszkadzało mi ich dostrzec. Zmarszczyłam brwi, ale nic nie powiedziałam.
Weszliśmy do budynku, wyglądał jak magazyn przerobiony na mieszkanie. Przy oknie stał mężczyzna, z daleka poznałam wampira.
- Witaj Marcellusie.
Mężczyzna odwrócił się w naszą stronę i widząc nas wytrzeszczył oczy. Po chwili się otrząsnął i uśmiechnął przyjaźnie.
- Elijah jak zwykle taki oficjalny. - zaśmiał się i powoli podszedł do nas - Mów mi Marcel.
- Josephine Labonair, ale mów mi Jose.
Nowo poznany bacznie mi się przyglądał, zerkał co chwilę na mnie. Nie podobało mi się to. Ale spokojnie, jesteś nowa to normalne. Nie rzucaj się na niego, uśmiechnij się.
- Dzwoniłeś. Co się stało?
Marcel posłał znaczące spojrzenie do Elijah.
- Myślę, że możecie mi ufać.
- Marcel spokojnie, pomogła nam nie jednokrotnie. Jest kuzynką Hayley.
- Suzanne Labonair, prawda? Pamiętam cię z czasów kiedy miałaś kilka dni. Nawet gdzieś mam jeszcze zdjęcie, trzymałem cię na rękach, byłaś tak mała, że mogłem cię trzymać jedną ręką. Twojej matce nie przeszkadzały wampiry, przyjaźniła się z kilkoma, lubiła podróżować. Pewnego razu wróciła z brzuchem, oczywiście wszyscy się cieszyli, ale ona widziała co się szykuję, wyjechała.
Z moich oczu popłynęły niekontrolowane łzy. Moja mama, on znał moją mamę.
- To pewnie wiesz, że zmarła dwadzieścia lat temu. - tak się zapoznaje z nowymi ludźmi. Nie ma co Josephine, brawa dla ciebie.
Albo udawał głupiego, albo naprawdę ta informacja do niego nie docierała.
- Ja wyjdę, pogadajcie sobie. Jak coś to wołajcie.
Wyszłam przed budynek i usiadłam na krawężniku.
Nie załamuj się, minęło tyle lat. Powinnam zapomnieć, odpuścić. Tylko dlaczego to tak boli, czy nie powinnam być bardziej na to obojętna? Jestem dorosła, mam czterdzieści lat, jestem trybrydą i nauczycielką. Weź się w garść, zachowujesz jak mięczak, a nie potężna trybryda.
Poczułam jak ktoś mnie łapie za ramię. Nie podoba mi się to i im też się nie spodoba...
______________________
Z góry przepraszam za błędy, szkoła daje mi w kość. A tak szczerze to właśnie weszłam do domu. A więc miłego czytania i dobrego tygodnia w szkole.
Pozdrawiam,
GoldenGirl xoxo
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...