26

1.6K 101 1
                                    

Stanęłam na równe nogi i spojrzałam spod byka na dwóch kolesi, którzy właśnie zapieczętowali swój los.

Rzucili się na mnie i próbowali mnie złapać. Łokciem trafiłam w brzuch jednego z nich, zachwiał się do tyłu. Ten drugi wykorzystał okazję, uderzyłam w ścianę i upadłam na nogi.

- Bijesz kobiety? Ty fiucie!

Przywaliłam mu w twarz kilka razy pod rząd, a kiedy już miał się paść na kolana złapałam go i wyrwałam mu serce. Drugi z nich przycinał swoje przedramię do mojej szyi. Nie czekając na nic po prostu go ugryzłam. Wrzasnął z bólu i się odsunął. Spojrzał na ranę i chciał już przygotowywał się do odwrotu. Uniosłam rękę i zacisnęłam dłoń w pięść.

- Już uciekasz? Poczekaj na koniec.

- Co mi zrobiłaś!?

- Zatrzymałam cię, nie ruszysz się do póki ci nie pozwolę. A teraz idziesz za mną.

Wróciłam do Elijahy i Marcela. Szpiega trzymałam za przód kurtki i wlokłam za sobą. Weszłam do pomieszczenia i rzuciłam intruza pod stopy pierwotnego.

- Śledził nas jak tylko wyszliśmy. Było ich dwóch, jednego się pozbyłam.

Poczułam jak moje żyły robią się ciemne. Wierzchem dłoni wytarłam jeszcze świeżą krew z ust.

Marcel przyniósł krzesło, wypowiedziałam zaklęcie i wampir znalazł się na krześle. Przywiązałam go i oddałam w ręce Marcela.

- Jak to możliwe, jesteś wampirem - to tłumaczy twój młody wygląd mimo wieku - jesteś wilkołakiem i możesz rzucać zaklęcia. Wytłumacz mi to, proszę.

- Sama nie wiem, mama była wilkołakiem. Podejrzewam, że ojciec był czarownikiem. A co do wampiryzmu, pewnie mam mi dodała jakoś krew, naprawdę nie wiem.

Marcel popatrzył na mnie, podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Z jego oczu było widać dobroć, można by było mu zaufać po samym spojrzeniu. Chodź wolałabym się z tym powstrzymać. 

- Wiem, że to trudne. Jak zmarła... Suzanne?

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w bok, żeby ukryć napływające łzy.

- W nocy po moich urodzinach obudził mnie krzyk mamy i huk. Znalazłam ją zakrwawioną w korytarzu. Poszłam się zemścić na włamywaczach. Tak to się potoczyło, że kiedy się obudziłam wyssałam krew z trupów i zastałam swoją mamę martwą. Koniec historii.

- A powiedziała ci kim jest ojciec? Nikomu nie chciała powiedzieć w domu.

- Nie nawet ze mną się tym nie podzieliła. Miałam tylko naszyjnik, ale ostatnio go zgubiłam. - mój naszyjnik, nikt go nadal nie znalazł - I do tej pory się nie znalazł. Ale to może lepiej, nie będzie pytań, niepotrzebnych myśli. Dałam sobie radę sama tyle czasu, dam sobie rade dalej.

- Twoja mama cię dobrze wychowała. - objął mnie na pocieszenie.

Jednak szybko się odsunęłam, nie ma czasu na słabości. Musze być silna, dla mamy i samej siebie.

Marcel dał mi małą buteleczkę do której odlałam trochę swojej krwi i mu ją podałam.

- Josephine! Możesz wracać, damy sobie rade.

- Jeśli tego chcecie. Coś im przekazać?

Pokiwali przecząco głowo. Bez słowa opuściłam budynek i ruszyłam w stronę posiadłości Mikaelsonów. Zwolniłam dopiero kiedy znalazłam się na dziedzińcu.

- Już jesteś? - spotkałam Klausa na schodach.

- Tak. Nie chciałam im przeszkadzać, sami też dadzą sobie radę. - spojrzałam na swoja rękę we krwi - Pójdę się trochę ogarnąć.

- Jak się czujesz? Dziś miałaś mieć dobry humor.

- Wyszło jak zwykle, Marcel znał moją matkę i trochę mi opowiedział. - miałam nadzieję, że zrozumie.

- Jesteś silna, dasz sobie radę ze wszystkim.

- Muszę.

Wyminęłam go i poszłam do pokoju. 

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz