- Hej Hope, o czym chciałaś pogadać?
Chłopak sprawnie wdarł się do pokoju. Zanim zdążył mnie zauważyć zamknęłam okna i tym odcięłam mu drogę ucieczki.
- Tak właściwie, to ja chce z tobą pogadać.
Chłopak wyglądał na zmieszanego, nie wiedział co się dzieję. Podbiegłam do niego, zanim zdążył uciec i złapałam go za kark.
- Pójdziesz ze mną grzecznie, albo wyrwę ci serce i nie zdążysz pożegnać się z matką. - zagroziłam.
- Co jej zrobiliście?
Szarpnęłam mocniej i się zamknął. Kiedy wyszliśmy z pokoju zamknęłam zaklęciem drzwi, nie chcę żeby Hope była tego świadkiem. Na wszelki wypadek nikt nie wejdzie nawet przez okno, ani nie wyjdzie. Złamanie tego zaklęcia powinno jej zająć przynajmniej dzień.
- Roman! Ratuj się, błagam! Zostawcie go!
- Powiedz co macie zamiar zrobić z Hayley. Roman wyobraź sobie, że masz tych naście lat i naglę ktoś przez swoje głupie uprzedzenie zabija ci matkę. Wyobraź sobie to... Chcesz aby ktoś przez to przechodził? Chcesz odebrać Hope jej matkę, kogoś kto ma ją wspierać, kogoś kogo nie da się zastąpić?
- Powiem wam wszystko, ale zostawcie go!
Spojrzałam na Klausa i uśmiechnęłam się zwycięsko.
- To dobrze, a więc gadaj! - wrzasnął Klaus - Bo zaraz stracę cierpliwość!
- Dam wam adres miejsca do którego miel ja zawieść. To wszystko! Puść go!
Spojrzałam na resztę. Nie mamy pewności czy kłamię, czy nie.
- Pojadę tam, zabieram go ze sobą. Jeśli okażę się to kłamstwem, chłopak straci głowę.
- Wsiadaj do auta. Elijah pilnuj jej.
Chłopaka uśpiłam zaklęciem i wrzuciłam na tylne siedzenie. Klaus ruszył z piskiem opon i ruszyliśmy na wskazany adres.
- Zachowałaś się dziś jak...
- Nauczycielka z problemami? - dokończyłam.
- Nie, chciałem powiedzieć, że jak Mikaelson.
Wzruszyłam ramionami. Robiło się to i owo w przeszłości, no nie.
Spojrzałam na niego. Dla mnie to normalne zachowanie. Oni mnie nie znają, za czasów studiów to było normalne, zabijałam dla zabawy, jadłam z byle kogo. Dziś zrobiłam co zrobiłam, ale miałam powód. Słyszałam o nich parę rzeczy od kąt zaczęłam pracę w szkolę. Jedyne pozytywne opinie dawała Hope, i wszyscy w jej obecność.
- Ale skąd wiedziałaś o chłopaku?
- Widziałam go w dzień powrotu z Chicago. Był u Hope, kiedy spytałam czy wiecie obiecała, że wam powie.
- Czemu ty nic nie powiedziałaś?
- Bo to ona jest twoją córką, ona tam mieszka, ona powinna być z tobą szczera. Ja tam jestem bo jestem kuzynką Hayley i wpakowałam was w kłopoty. Wiem, że źle robiłam, nie wiedziałam co to oznacza. Popełniłam błąd, przyznaję się do niego.
- Kłopoty zawsze jakieś mamy, to nie twoja wina.
Dalszą drogę jechaliśmy w milczeniu. Wkurzyłam go jeszcze bardziej, tym jak mu to powiedziałam, albo tym co mu powiedziałam, albo jednym i drugim? Fakt, mogłam to powiedzieć delikatniej, ale wtedy nie byłabym sobą.
Dotarliśmy do starego domu, dookoła nie było nic prócz kilku drzew i auta. Dom był opuszczony, dobre miejsce na kryjówkę. Wysiadłam z auta i przymknęłam oczy. Hayley tu była, przechodziła tędy. Musieli ją przywieźć w tym aucie.
Kiedy spojrzałam na Klausa domyśliłam się, że myślimy o tym samym. W domu było słychać Hayley i kogoś jeszcze. Jeśli to są wampiry i tak nas słyszą, nie ma sensu się zakradać.
Ruszyliśmy do wejścia, otworzyliśmy drzwi i zajrzeliśmy do środka. Nie czekając na jego pozwolenie ruszyłam przodem.
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...