13

2.3K 127 9
                                    

- Gdzie są kołki? Spalę je.

- Możemy je spalić w tradycyjny sposób. - powiedział Klaus.

Rzuciłam mu gniewne spojrzenie. A teraz będzie zgrywał nie ufnego? Ten człowiek mnie denerwuję, tak bardzo, że mam ochotę i jemu wyrwać serce.

Euforia po walce, nie ma nic lepszego. To uczucie unosi mnie, niczym skrzydła. Dlatego zawsze to lubiłam, właśnie dla tego uczucia. Nawet Klaus tego nie jest w stanie zepsuć.

- Josephine? Dobrze się czujesz?

- Czuję się zajebiście Hayley. - przyznałam. - Pójdę po moje rzeczy do hotelu. Skoro mamy jechać już dziś.

- Pójdę z tobą, ale najpierw idź weź prysznic. - no tak jestem cała we krwi.

Zgodziłam się. Jak to miałam w zwyczaju podniosłam rękę do szyi, ale moja dłoń nie wyczuła tego szukała. Przejechałam dłonią po mojej szyi, ale naszyjnika wciąż tam nie było.

- Gdzie mój wisiorek!? Zgubiłam go!

Zaczęłam rozglądać się dookoła. Ale nigdzie go nie widziałam, zaczęłam podnosić ciała i przerzucać w inne miejsce.

- Ja to posprzątam i tak dużo pomogłaś.

Spojrzałam na niego wściekle, jak można z tego żartować. Może nie znam mojego ojca, ale ten naszyjnik był dla mnie ważny.

- To nie jest zabawne!! Ten naszyjnik jest dla mnie naprawdę ważny! Jedyna rzecz po ojcu, ostatnia rzecz którą dała mi mama.

Teraz Klaus spoważniał, Hayley zaczęła szukać ze mną.

- Idź po rzeczy, jak znajdę to ci oddam.

- Jeśli mi go nie oddasz to wyrwę ci serce, a kiedy już się ockniesz to cię nim nakarmię. - powiedziałam dobitnie

Wyminęłam go i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wysuszyłam ciało i włosy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnych ubrań. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki wchodząc do pokoju. Na łóżku zauważyłam złożone w kostkę ubrania. Wzięłam je pod pachę i wróciłam do łazienki.

Założyłam czarne jeansy i koszulkę w kolorze khaki. Narzuciłam na siebie moją skurzaną kurtkę, którą tu przyniosłam ze sobą kilka dni wcześniej. Spojrzałam w lustro i wykrzywiłam się na widok moich włosów. Czemu po umyciu mam burzę loków, a kiedy je rozczeszę są proste? A kiedy je podkręcę to po całym dniu znów są proste? Jestem dziwna. Zostawiłam burzę loków, niech już takie będą.

Wyszłam na korytarz i zaczęłam szukać Elijah. Weszłam do salonu, gdzie zastałam go i Klausa. Oparłam się o futrynę i czekałam aż zorientują się, że jestem.

- Niklaus, proszę cię.

- Josephine! Już jesteś. - zwołał Klaus, dając do zrozumienia bratu o mojej obecności.

Odłożył swoją szklankę i nalał do kolejnej brązowego płynu. Odbiłam się od ściany i przejęłam szklankę.

- Dzięki. - upiłam łyk. - Więc możemy iść?

- Oczywiście.

Dopiłam whisky i odstawiłam szklankę. Nie przepadam za tym alkoholem, ale to jest naprawdę dobre. Do pokoju weszła Hope.

- Jose? Nigdy cię nie widziałam w takiej fryzurze.

Jak ona mogła teraz gadać o włosach? A no tak, ona pewnie nie wiem co się stało. Ciocie uchroniły ją przed wiedzą.

- Nie rozczesałam ich, a nie mam czasu na ich modelowanie.

- Przepraszam, że tak zareagowałam. Ładnie ci, po prostu na zdjęciach twoja mam miała proste, myślałam, że też takie masz.

Podeszłam do niej i poklepałam ją po ramieniu.

- Musze iść. Zaraz wrócę i pojedziemy do Chicago. - wyjaśniłam spokojnie.

Razem z brunetem opuściliśmy pokój i budynek. Szliśmy w kierunku hotelu w milczeniu. Było trochę niezręcznie, ale mi to nie przeszkadzało. Podziwiałam budynki i atmosferę panująca na ulicach.

- Wiem, że nie zaczęliśmy naszej znajomości jak należy. Może powinniśmy o tym zapomnieć i jakoś się dogadać.

Spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Dobra. Jesteś wujkiem Hope, ja jej ciotką. Powinniśmy się jakoś dogadywać. Ale nie obiecuję cudów, jestem dość pamiętliwa.

Westchnął. Wiem o czym myśli, ale poczekam aż sam się odezwie. Ja i Klaus to co innego. Nie zmusi mnie bym tak nagle zaczęła go tolerować.

- A ty i Niklaus?

- Denerwuję mnie. Nie lubię jak ktoś mi rozkazuję. Dlatego wątpię abym się dogadała z twoim bratem.

- Jesteście podobni, przez co nie umiecie się dogadać.

Prychnęłam. Nie to nie jest możliwe. My ... jesteśmy podobni. Aż ciężko o tym myśleć. Gorzej już być nie może. Gdzie ten zasrany hotel? Tylko niech mnie mówi, że do siebie pasujemy, bo zwymiotuję na środku ulicy. Nie.

- Nie krzyw się tak. Ciesz się, jesteś jedyną osobą która mu jest w stanie się postawić i nie ponosi za to konsekwencji.

- A ja mam to gdzieś. Nic mi nie zrobi. Bo jedyne osoby na których mu zależy to jego własne dziecko i matka jego dziecka. - rzuciłam mu zwycięskie spojrzenie.

Dotarliśmy w końcu do hotelu. Spakowałam swoje rzeczy i zostawiłam kartę w recepcji. Wyszłam z budynku i ruszyłam na parking.

- Gdzie idziesz?

- Po moje auto. - wyjaśniłam krótko.

Zajęłam miejsce za kierownica i odpaliłam auto. Kiedy Elijah wsiadł odjechałam z parkingu i wyjechałam na ulice kierując się pod dom Mikaelsonów. 

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz