Otworzyłam oczy i przeturlałam się po łóżku by sięgnąć telefon. Przetarłam oczy i wyłączyłam budzik. Osiemnasta. Za niedługo rozpocznie się impreza na ulicach. Wstałam i podreptałam do łazienki. Obmyłam twarz i rozczesałam włosy.
Założyłam czerwony top z długim rękawem. Miała odkryte ramiona i rękaw był z prześwitującego materiału, dzięki temu nie będzie mi w niej gorąco. Wcisnęłam się w ciemne rurki z wysokim stanem i czarne szpilki. Nie cierpię swojego metr sześćdziesiąt cztery. Dlatego prawie zawsze mam na sobie wysokie buty. No i słyszałam, że faceci lubią gdy kobieta ma założone szpilki. Ile w tym prawdy jest? Nie mam zielonego pojęcia.
Poprawiłam moje ciemne blond włosy i poprawiłam czerwoną pomadkę na ustach. Tak chyba nie powinna wyglądać nauczycielka. A walić to. Jest dwudziesty pierwszy wiek i uczę zaklęć, więc mogę mieć to gdzieś.
Nie śpieszyłam się z uszykowaniem się, dlatego zajęło mi to dwie godziny. Kiedy wyszłam z hotelu robiło się już ciemno, a uliczne lampy powoli się zapalały. Coraz więcej ludzi wychodziło na ulicę. Dołączyłam do dużego tłumu ludzi. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy, mimo tego, że nawet mnie nie znali.
- We wanna dance till we can't no more, We wanna love with the lights down low, From Argentina to Morocco, We wanna dance, It's about to go! It's 'bout to go! Hey! 'Bout to go! Hey! It's 'bout to go! Hey! 'Bout to go! Hey! It's 'bout to go!
Śpiewałam z innymi. Jakiś chłopak ujął moją dłoń i obrócił kilka razy. Kilka młodych dziewczyn wzięło mnie pod ramię i szłyśmy przez siebie tanecznym krokiem. Śmiałam się na całe gardło. Nie wiem nawet co to za okazja, ale wiem, że organizowana przez sabat czarownic.
Ktoś znów mnie obrócił, kiedy się zatrzymałam cała się zagotowałam.
- Jak się pani bawi? - nie dałam rady i wywróciłam oczami. To było silniejsze.
- Bawiłam się dobrze. - powiedziałam to tonem najbardziej neutralnym jak tylko mogłam.
Przeszłam pomiędzy tańczącymi na chodnik.
- Ja rozumiem, że pan tu mieszka. Nie pokoi mnie jednak jak często pana spotykam.
- Jeśli jest pani taka i do uczniów, to im współczuję. - zaśmiał się. - Ale podobno nie ma to jak dyscyplina.
- Spokojnie...
- Pani Labonair! - znajomy głos sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Nie na długo. Kiedy się obróciłam zobaczyłam tego typa z rana. Szedł obok Hope i jak zgaduję jej mamy. Oboje lustrowali mnie wzrokiem, jakbym spadła z kosmosu.
- Hope. Miło cię widzieć. - zmusiłam się by nie złamać mu nos.
- Nie zdążyliśmy się rano poznać. Jestem Elijah Mikaelson. - wytrzeszczyłam oczy.
Dupek, brat dupka. Biedna Hope. Miejmy nadzieję, że jej mama jest w porządku.
- To wszystko tłumaczy. - wycedziłam. Nawet nie siliłam się na bycie miłą.
- A ja jestem Hayley Marshall.
- Josephine Labonair.
Uścisnęłam dłoń. Hayley głośno odchrząknęła. Elijah przeprosił i oddalił się z Hope. Teraz to umie przeprosić?
- Czy możemy pogadać? - odezwała się kiedy podszedł do niej Klaus.
- O czym?
Jestem na wakacjach, a nie w pracy. No to są chyba jakieś żarty.
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...