12

2.4K 140 8
                                    

Obudziłam się w pokoju, który mi przydzielili. Było dość wcześnie, nie chciałam nikogo budzić więc wyjęłam z torby mój szkicownik. Mam mętlik w głowie, co dalej. Nie chcą mnie wypuścić, a ja chcę wyjść. Nie po to są wakacje, by siedzieć w obcym domu.

I ten wampir wczoraj. 'mieszaniec' to słowo pobrzmiewało w mojej głowie. Nie jestem jedyna. Hope, Hayley, nawet Klaus, każdy z nas jest mieszańcem. Nie chcą tylko mnie, ich także. Ale chyba sądzili, że jestem tylko głupią nauczycielką.

Uniosłam głowę i spojrzałam na okno. Rzuciłam szkicownik na łóżko i szybko podeszłam do okna. Wyjrzałam przez nie. Byłam na drugim piętrze. Gdybym się postarała, dałabym radę uciec.

Rozległo się pukanie do pokoju.

- Proszę. - nie muszę mówić głośno, w tym domu wiele osób ma wyczulony słuch.

- Nie chciałem cię budzić, ale usłyszałem, że nie śpisz.

- Nie, ale nie chciałam was budzić. - wymamrotałam.

- Mogę spojrzeć? - Klaus wskazał na mój szkicownik - Sam maluję, jestem ciekaw.

- I tak zrobisz co będziesz chciał. - znów odwróciłam się do okna. - Krytykę zostaw dla siebie.

Podszedł do łóżka i przewertował kilka stron.

- J.E. Labonair? - spytał.

- Zawszę się podpisuję, nawet jeśli nie mam zamiaru przekazywać tego dalej. Mama mi kiedyś tak poradziła. 

- Masz drugie imię? - zdziwił się.

- Tak, Esther. Okropne, dlatego nie mówię o nim. - wyjaśniłam.

- Zgadzam się.- zamilkł na chwilę. -Śniadanie czeka, jeśli jesteś głodna.

Odłożył mój szkicownik i wyszedł. On naprawdę jest dziwny. Mam go dość. Pójdę na to śniadanie, może mnie w końcu wypuści.

Ubrałam się i związałam włosy. Posprzątałam w pokoju, tak żeby nie było po mnie śladu. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do pomieszczenia, gdzie słyszałam głosy domowników.

- Dzień dobry wszystkim. - przywitałam się.

- Mam nadzieję, że się wyspałaś. - powiedziała Rebekah.

- Tak, dziękuję.

- Cześć ciociu Jose. - rzuciła Hope.

Zmarszczyłam brwi, tak żeby tego nie widziała. Klaus posłał mi rozbawione spojrzenie.

- Chyba się nigdy nie przyzwyczaję do tego. - skomentowałam, co wszyscy uznali za zabawne.

Świadomość, że siedzę w tak dużym gronie trochę mnie przytłacza, tym bardziej, że jest tu moja kuzynka z córką. W szkolę było znacznie więcej osób, ale to była moja praca, powiedzmy odskocznia. 

- Uwierz mi też tak miałam. - zapewniła mnie Freya.

- A więc jak długo mam być więźniem w twoim domu? - nie przebierałam w środkach.

Czemu mam się hamować? On się nie zastanawiał nad tym.

- Co? - powiedziały chórem dwie blondynki naprzeciwko mnie.

- Spytajcie brata. - uśmiechnęłam się do niego, a on wzniósł oczy do nieba.

Rebekah i Freye poznałam w szkole. Często odwiedzały Hope. Były naprawdę w porządku.

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz