32

1.2K 77 2
                                    

- I jak się czujesz z tym wszystkim? - zapytał Klaus kiedy byliśmy już sami.

- Trochę to wszystko dziwne, nie do tego jestem przyzwyczajona.

- Domyślam się, że tak jest.

- Muszę mówić do ciebie 'tato'? To chyba jest najdziwniejsze z tego wszystkiego.

- Nie będę ukrywał, że taką miałem nadzieje. - Proszę nie utrudniaj mi tego. - Ale jeśli ma ci to pomóc, to mów do mnie po imieniu. - westchnął głośno - Jesteś dorosła, naprawdę boli mnie to ile mnie ominęło. Bycie przy Hope i jej pierwszych krokach, słowach sprawiało mi wiele radości, wręcz rani mnie to, że nie było mnie przy tobie. Nie wspierałem cię podczas twojej pierwszej pełni, nie było mnie przy tobie kiedy uczyłaś się chodzić, mówić. Nawet nie wiem jakie było twoje pierwsze słowo. Takie drobne rzeczy, ale dla rodzica są naprawdę ważne.

Wiem ile kosztowała go ta szczerość. Domyślam się ile by oddał by być przy mnie.

Objął mnie ramieniem i przyciągnął mnie do swojego ramienia.

- Żałuję, że nigdy nawet nie zaczęłam cię szukać...

- Z tego co mówiłaś to twoja mama dostawała białej gorączki od ciągłych pytań.

- To co innego. Jestem ciekawa twojej reakcji, wchodzi do twojego domu dziewczyna i mówi 'jestem twoją córką'. Pewnie byś nie uwierzył. - już miał odpowiedzieć na ten zarzut, ale mu na to nie pozwoliłam - Ja bym nie uwierzyła, więc się nie tłumacz.

Uśmiechnął się. Jaka ja byłam głupia. Rozumiem dlaczego mama mi nic nie powiedziała, ale no mogła powiedzieć w osiemnaste urodziny. Tak robią w filmach, przychodzi osiemnastka i siadają z dzieckiem i 'jesteś adoptowany' lub 'twoimi rodzicami są...'. A u mnie co? Gówno, że tak powiem.

- Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale jestem usatysfakcjonowany tym jak bardzo się we mnie wdałaś.

- Gena nie wydłubiesz. Odziedziczyłam po tobie wiele rzeczy.

- Jestem największym szczęściarzem na świecie.

Kobieta zmienia mężczyznę? Popatrzcie jak dziecko potrafi zmienić mężczyznę.

Dotarliśmy na miejsce. Cmentarz Lafayette. Udaliśmy się prosto do jednego z grobowców, gdzie znajdowała się Davina i kilka innych czarownic.

- Kogo my tu mamy? - czarownica klasnęła w dłonie.

- My też się cieszymy, że cie widzimy. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. - odparowałam.

- Jesteś bardzo pewna siebie. Powinnaś uważać, jesteś na naszym terenie. - odezwała się jedna z wiedźm - Jest nas więcej, z łatwością możemy pokazać ci gdzie twoje miejsce.

- Nie sądzę. - odparł Klausa - Nie chcecie jej denerwować.

Davina obeszła dość duży kamienny stół. To chyba jakiś ołtarz, czy coś tego typu.

- Czego tu chcecie? Dobrze wiesz, że nie pomagamy pierwotnym, ani nikomu z twojej rodzinie.

- Nie przyszliśmy po pomoc. Radzimy sobie bez was. Doszły mnie pewne słuchy, że pomagasz wampirom.

- Tak, przyszli po pomoc, ale skoro wiesz o tym, to wiesz też po co przyszli.

- Wiemy. - zapewniłam.

- Pytanie brzmi, co dali wam w zamian?

Czarownica skrzyżowała ręce na piersi i zmrużyła oczy, jak żmija.

- Obiecali nam coś. To wszystko? Jeśli tak to wynocha.

- A więc to prawda. Czyli chcą się nas pozbyć, a wy uwierzyłyście, że im się to uda. Naiwne.

- Oni maja broń, my możemy dać im siłę. Zróbcie sobie rodzinną kolację, albo coś tego typu. Bo naprawimy zło jakie wyrządziła temu światu wasza matka. Zapanuję spokój, to dużo jak dla czarownic.

Klaus rzucił się w stronę Daviny. W połowie drogi zatrzymał się i padł na kolana. Czarownice uśmiechnęły się zwycięsko. Nie na długo, po chwili Klaus wstał jak gdyby nigdy nic. Jest dobrym aktorem, trzeba mu to przyznać.

- Coś nie tak? Musicie się bardziej postarać.

- Dlaczego to nie działa!? Mów!

- Poznałaś Josephine. Ona też jest czarownicą, ona też zna dużo zaklęć. Zna nawet takie o których ty możesz pomarzyć.

Wściekła spojrzała na mnie i odepchnęła nas do tyłu. Zatrzymaliśmy się na ścianie i upadliśmy na podłogę. Przed tym moje zaklęcie nie chroniło, muszę je trochę ulepszyć.

- Cóż mogę powiedzieć? Jestem Mikaelson...

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz