14

2.1K 128 5
                                    

- Wróciliśmy!

- Dziękuję, że mi pomogłaś. - zwróciłam się do Elijah.

- Jesteś dla mnie niczym rodzina, pomogłaś nam.

Kiedy przekroczyliśmy próg domu nie było śladu po nie proszonych gościach. Stanęłam w wejściu do pokoju Hope i obserwowałam jak pakuję rzeczy. Nawet nie zauważyła, że przyszłam. Jest taka młoda, mądra, całe życie przed nią. Na myśl, że coś jej grozi, ściska mnie w brzuchu.

Obawiam się, że ja ściągnęłam na nią to niebezpieczeństwo. Przyszli tu dzień po tym jak ktoś mnie śledził. Mnie, nie Klausa, nie Hayley. W ogóle nie powinno mnie tu być.

Wycofałam się zanim zdążyła mnie zauważyć. Oparłam się o barierkę i gapiłam się przed siebie. Mam mętlik w głowie, gdybym nie zaproponowała tej wycieczki do Chicago, już mnie tu by nie było. W tym momencie, pewnie jechałabym już do Mystic Falls. Źle się z tym czuję, dopiero co odnalazłam rodzinę, a już sprowadzam na nią kłopoty, tak być nie powinno. Sprowadzam same kłopoty na nich.

- Spokojnie, bo zaraz wyrwiesz tą barierkę. - zażartował Klaus.

Spojrzałam na moje dłonie które kurczowo zaciskałam na barierce. Rozluźniłam dłonie i oparłam się na  łokciach. 

Mi wcale do śmiechu nie było. Dręczyły mnie te myśli jak tylko weszłam do hotelu. A on tylko pogarszał to swoimi głupimi żartami.

- Coś cię gryzie? - spytał kiedy pojął, że nie czas na żarty. Brawo w końcu do tarło to do niego.

- Mam wyrzuty sumienia. - powiedziałam krótko.

- Mam wrażenie, że to nie przez to jak ich potraktowaliśmy. Wyglądałaś na spełnioną, a nie na kogoś kto się nimi przejmował.

Brawo za inteligencje. Nie ma to jak szybka dedukcja w wykonaniu Mikaelsona.

- Byli mi obojętni, mogłabym ich zabić po raz kolejny i kolejny. Chodzi o to, że nie potrzebnie tu przyjeżdżałam. Mogłam siedzieć w tym zasranym Mystic Falls, przynajmniej bym nie ściągnęła kłopotów na Hope i was.

Klaus podszedł i stanął obok mnie. Oparł się tak jak ja i stał tak przez chwilę w milczeniu.

- Nawet nie próbuj mi wmawiać, że tak nie jest. Wczoraj mnie śledzili, dziś przyszli tutaj. Najważniejsze osoby w moim życiu albo giną, albo mają kłopoty... albo w ogóle ich nie ma.

- To nie twoja wina.

- A właśnie, znalazłeś mój wisiorek? - wyprostowałam się i stanęłam do niego przodem.

- Nie.

Przejechałam dłonią po szyi. Niby tylko wisiorek, ale przywiązałam się do niego. Dobra mam ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż użalanie się za naszyjnikiem. Weź się w garść. Jesteś dorosłą, dawaj dobry przykład Hope. Powinnam być tutaj tą dojrzałą, a czuję się jak gówniarz. Biorąc pod uwagę, że stoję obok hybrydy która ma tysiąc lat, będąc w domu całej rodziny pierwotnych to ani trochę dziwne. 

Podeszła do nas Hayley z torbą w ręku. Za nią pojawiła się Hope. Obie gotowe do drogi.

- Czyli jedziemy. Pojedziemy moim autem, stoi przed domem.

Kiwnęła głową i bez słowa ruszyły za mną. Klaus jak gdyby nigdy nic po prostu zniknął. Zignorowałam to. Podeszłam do auta i otworzyłam bagażnik, wrzuciłam torby dziewczyn i wtedy zauważyłam jeszcze jedną torbę. Nie znaną mi torbę. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam przed siebie.

Klaus stał oparty o moje auto uśmiechał się delikatnie. Zdezorientowana podniosłam torbę do góry i uniosłam brew.

- Tak, to moje. Jadę z wami. - wyciągnął dłoń przed siebie. - Kluczyki.

- Chyba śnisz, jeśli myślisz, że pozwolę ci kierować moim autem. - z trzaskiem zamknęłam bagażnik. - Wsiadaj. - wskazałam na wolne miejsce pasażera.

Podeszłam do drzwi od strony kierowcy i spojrzałam w jego oczy. Przez chwilę stał nie ruchomo i lustrował moją twarz. Po chwili jednak obszedł auto i zajął miejsce. Wsiadłam do auta i przekręciłam kluczyk w stacyjce, który przez cały czas tu był. Posłałam mu kpiące spojrzenie, na co on tylko zrobił minę 'serio?'. Wzięłam głęboki wdech, zadowolona z siebie i ruszyłam z miejsca.

Kolejna wygrana z Klausem, cieszmy się z małych rzeczy.

Wklepałam w nawigację mój stary adres. Co jakiś czas zerkałam na ten adres. Tak dawno mnie tam nie było. Pewnie wszystko pozarastało, było zakurzone i nietknięte. Ciekawe co robi Bill. Nie widziałam go już tak dawno, pomyśleć, że kiedyś byliśmy nierozłączni. Mój najlepszy i jedyny przyjaciel jakiego miałam, i jakiego życzyłam każdemu.

- I co? Twoje ego ucierpiało? - spojrzałam na Klausa, który patrzył na mnie jakbym mu matkę i ojca grabiami wybiła.

- Niewyobrażalnie. - przyznał.

Zaczęłam się śmiać z jego miny i tego jak to powiedział. Uniosłam dumnie głowę. Małe zwycięstwo, a jak cieszy. Po chwili sam do mnie dołączył i śmialiśmy się, z sama nie wiem czego. 

OriginalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz