Weszliśmy do baru.
W końcu nic nie grozi moim bliskim, a czarownice obiecały nie wchodzić nam w paradę. To naprawdę coś wspaniałego.
Od ostatnich wydarzeń minęły dwa tygodnie. Wczoraj była pierwsza pełnia Hope. Klaus i Hayley towarzyszyli jej, ja też na prośbę Hope. Po raz pierwszy od dwudziestu lat przemieniłam się w wilka. Hope się cieszyła, że razem przeżywałyśmy pierwszy raz. Ja po długiej przewie, ona pierwszy raz w życiu. To wspaniałe uczucie, znów biegać na czterech łapach, jako wilk i być w stu procentach sobą.
Razem z Klausem zajęliśmy miejsca przy barze. Jakaś nowa - wcześniej jej nie widziałam - polała nam tego co zawsze. Często chodzimy razem wypić, niedługo razem z Hope wyjeżdżam, ja do pracy, ona do szkoły.
Reszta zostaje w Nowym Orleanie. Klaus obiecał, że będą tu na nas dwie czekać.
Rebekah razem z Kol'em postanowili również wyjechać, na jakiś czas. Ostatnio trochę się posprzeczali z Klausem i Elijah. Obserwując ich z boku cieszę się, że są nieśmiertelni.
- Cami, wróciłaś do pracy. - zwrócił się do barmanki.
- Tak skończyłam studia, więc postanowiłam wrócić. Hej jestem Camille O'Connell.
Podałyśmy sobie rękę. Wydawała się miła, ale jakoś tak nie byłam co do niej przekonana. Coś mi się tu nie podobało.
- Josephine Labonair-Mikaelson.
Tak już oficjalnie nazywam się Mikaelson. Dyskutowaliśmy to przez ostatnie dni. Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia.
Blondynka popatrzała na nas w osłupieniu. Prawie upuściła butelkę. Chyba pomyślała, że jesteśmy razem.
- Cami, poznaj moją najstarszą córkę. - Klaus z dumą uniósł rękę i zaprezetował mnie przed Camille.
- Co!? Jak!? Myślałam, że Hope jest jedyną-pierwotną-oryginalną.
- Spotykałem się z jej matką, zerwaliśmy kontakt. Ona przyjechała tu i urodziła Josephine, mnie wtedy tu nie było więc o niczym nie wiedziałem. Mieszkała w Chicago.
- Jak się odnaleźliście? To niesamowite. - blondynka klasnęła w dłonie zachwycona, miło ale dlaczego mi się tu coś nie podoba?
- Uczę w szkolę Hope. Poznałyśmy się, przyjechałam tu pozwiedzać rodzinne miasto mojej mamy, wszystko potoczyło się samo.
- Rzeczywiście jesteś podobna do ojca. Nie wyprzesz się go. Ale czemu nic wcześniej nie mówiłeś.
- Dużo się działo. Przyszłabyś może pogadać z Hope, przyda jej się profesjonalna pomoc.
- Co się stało?
- Aktywowała gen wilkołaka. Powinna pogadać z psychologie, to naprawdę pomaga zrzucić niepotrzebny ciężar.
- A ty...?
Wiedziałam o co chciała spytać, więc ukazałam na chwilę swoje obliczę. Zamrugała nerwowo kilka razy, ale nie cofnęła się.
- Myślisz, że wyglądałabym tak w wieku czterdziestu lat? - zażartowałam.
- No tak ludzka krew robi cuda. - odparła nie wiedząc czy jest to na miejscu.
- Wypijmy za rodzinę! - zaproponował Klaus, patrząc na Camille w sposób który dał mi do myślenia.
Cami polała sobie i wzniosła szklankę do góry.
- Za rodzinę. - powtórzyłam i przechyliliśmy szkło.
CZYTASZ
Original
Fanfiction- Pani jest czarownicą. - kiwnęłam głową na potwierdzenie. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w moje oczy. - Jest pani i wampirem. - Wilkołakiem też. To może być trochę dziwne i sprzeczne ze wszelkimi założeniami, ale tak jestem połączeniem trzech...