Interludia

66 10 8
                                    

Pasma gęstej jak mleko mgły snuły się niczym dryfujące tuż nad powierzchnią skalistej ziemi chmury. Targane silnym wiatrem gałęzie karłowatych sosen kołysały się, szumiąc kiściami ciemnozielonych igieł, a drobne gałęzie trzaskały, miażdżone ciężkimi smoczymi szponami, jak kruszone w garści olbrzyma ludzkie kości.

Ogromne smocze serce uderzało w potężnej piersi jak wybijający marszowy rytm bęben. Ciężka zbroja z grubej czarnej stali, poznaczonej siatką widocznych rys i wgnieceń, których nie potrafiłby naprawić nawet najlepszy obozowy płatnerz, doskonale dopasowywała się do zwinnego ciała, niemal nie grzechocząc, gdy ogromny gad pokonywał kolejne metry jeżącej się omszałymi głazami ziemi, prawie że szorując po nich brzuchem.

Jarrhönn drżała od wzywającego ją zewu krwi i bitwy, a gotujące się w jej gardle płomienie ulatywały wąskimi nozdrzami w postaci strużek dymu, mieszając się z mleczną mgłą.

Vrarghr z ledwością powstrzymywał rozsadzający jego ciało Dreszcz. Krew pulsowała w jego żyłach, mieszając się z czystą, ożywczą energią bitewnej magii, a przesiąknięte zapachem ozonu po przechodzącej Czarnej Burzy powietrze nigdy nie smakowało tak wyśmienicie. Niemal leżąc w wygodnym siodle na smoczym karku, by stanowić jak najmniejszy cel, z ledwością powstrzymywał się od poderwania wierzchowca do lotu i skoczenia na czającego się gdzieś wśród serpentyn skalnych formacji wroga.

Każda skała przypominała żywą istotę. Góry Barierowe były tak stare, że większość tworzących je formacji przywodziła na myśl wyrzucone na brzeg morza kości. Poznaczone śladami tysięcy, jeśli nie milionów lat działania wiatru, mrozu i deszczu, wznosiły się w najmniej spodziewanych miejscach, jak czekająca na niego w bezruchu armia bezwzględnych potworów. W takim miejscu, tak wysoko ponad ludzkim światem można było zapomnieć, że gdzieś istnieje cokolwiek prócz niego, ciepłego smoczego ciała, podszytych czerwoną mgiełką myśli i rozbrzmiewającej w głowie ponurej melodii starej wojennej pieśni, którą nucił za każdym razem, stając przed bitwą.

Jarrhönn zwinnie jak jaszczurka wspięła się na przypominającą maczugę konstrukcję z wapienia, pokrytą niemal idealnie okrągłymi otworami. Choć z daleka wyglądały zupełnie jak ślady po uderzeniu armatnich kul, Vrarghr dobrze wiedział, że tak naprawdę były jedynie dziełem natury. Bogowie, wychował się w tych górach, nic więc dziwnego, że wrócił w to burzowe miejsce podczas wojny. Nikt nie znał tych okolic tak dobrze jak on i Jarrhönn. To tutaj biała smoczyca uczyła się latać, to tutaj smakowała krwi podczas swoich pierwszych polowań, więc również tutaj zamierzała walczyć, chroniąc ziem, do których naprawdę przynależała. Mocno trzymając się szponami wąskiej, wysokiej skały, wyprostowała szyję na całą długość i powiodła gorejącym spojrzeniem czerwonych ślepiów po skąpanym we mgle otoczeniu.

Wyczuwam ich, warknęła w jego myślach i oblizała ostre wilcze kły z niecierpliwością. Wyczuwam, lecz wciąż ich nie widzę.

Na bogów, muszą gdzieś tutaj być, zniecierpliwił się Vrarghr. Ciężar kolczugi zaczynał powoli doprowadzać go do szału, a biała stal miecza śpiewała, aby zanurzył ją w krwi. W takich bitwach nie lubił używać Mgielnego Ostrza.

Cierpliwości, człowieku. Kilka oślepiająco jasnych płomieni zamigotało w smoczym pysku. Jak ty zupełnie nic nie wiesz o polowaniu.

Nie muszę wiedzieć. Bo ty na szczęście zawsze myślisz za mnie.

Smoczyca zaśmiała się w charakterystyczny klekoczący sposób, gdy poklepał ją po silnym, szerokim karku. Była już tak ogromna, że z ledwością obejmował ją nogami – z pewnością niedługo będzie musiał zmienić tradycyjne siodło na wyższe, jakich używali jeźdźcy najstarszych smoków. Piękna bestia o krystalicznych łuskach, choć albinotyczna od czubka ostrego nosa, aż po końcówkę kolczastego ogona, musiała mieć w sobie domieszkę krwi Dzikich, na co jasno wskazywał piękny pysk w kształcie zbliżonym do końskiego i prędkość, z jaką rosła. Vrarghr wątpił wprawdzie, by mogła przerosnąć normalnego smoka, lecz pewien był, że swoje maksymalne rozmiary osiągnie znacznie szybciej niż inne smoki w jej wieku. Miała ledwie półtora roku, gdy pierwszy raz dosiadł jej w najwygodniejszym miejscu na karku.

Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz