Rozdział 21

19 2 0
                                    

Jeśli Lhynne spodziewała się, że spotkają ją jakiekolwiek przywileje z powodu rozniesionej na skrzydłach plotki o jej Związaniu z Mgielnym Ostrzem, to głęboko się myliła.

– Niestety wejście na teren Akademii ze smokiem starszym niż pół roku jest surowo wzbronione – oznajmił strażnik w ogniście czerwonym uniformie, twardo blokując przejście swoją masywną sylwetka, dodatkowo podkreśloną złożonymi na piersi (czy też wydatnym brzuszysku) ramionami. Jego spojrzenie przywodziło wspomnienie szronu zbierającego krwawe żniwo wśród żebraków. Niemal czuła, jak jej ciało sztywnieje...

– Ona nie ma jeszcze pół roku – zaoponowała coraz bardziej zdesperowanym głosem. – Po prostu jest duża, ale sam pan widzi – to w połowie Dziki smok i nic dziwnego, że szybko rośnie...

– Tak, a ja nazywam się Khedor Jednooki i niebawem zostanę mianowany pierwszym namiestnikiem Ragharranu i prawą ręką jego wysokości, króla Erdogha, pierwszego na tronie Myllhaven. Tylko, widzisz, tak trochę niewyjściowo dziś wyglądam. – Mężczyzna parsknął pogardliwie pod okazałym wąsiskiem. Z pewnością byłoby śnieżnobiałe, gdyby nie znacząca je nikotynowa żółć, a nie intensywnie rude, jak na portretach znanej historycznej postaci, a uznać można je było za najbliższe podobieństwo do namiestnika Khedora...

– Ma nieco ponad dwa miesiące. – Kobieta spróbowała jeszcze raz, oglądając się na spiętą Khrimme. Coraz mocniej martwiła się jej reakcją – młoda smoczyca mięśnie miała całkowicie skamieniałe, a ciało ułożone jak do skoku, czerwone ślepia mrużyła zaś w niebezpieczne szparki. Rozdwojony język wysuwał się spomiędzy lekko wyszczerzonych kłów wraz z pojedynczymi iskrami gotującego się w niej ognia.

– Dziewczyno, jak długo zamierzasz wciskać mi ten kit? – Strażnik westchnął i zmęczonym gestem przetarł twarz. – Uwierz, kochanieńka, dzień w dzień odsyłam z kwitkiem co najmniej kilkunastu próbujących tego samego. Ja wiem, że ta wasza cała więź jest mocna i świata nie widzicie poza tymi waszymi rozkosznymi gołąbeczkami o ostrych ząbkach, ale tak mówi prawo. Regulamin Akademii, paragraf drugi, ustęp dwudziesty trzeci, podpunkt A. Strona dwudziesta ósma, jeśli to też musisz wiedzieć.

Lhynne zgrzytnęła zębami, mnąc między nimi przekleństwo.

– Regulamin jasno mówi, że przez pierwsze pół roku po wykluciu mam prawo zabierać swojego smoka na wszystkie zajęcia.

– A czy ten tutaj pisklaczek ma mniej niż pół roku? – Grubas uniósł jedną brew i nieco pobłażliwie pochylił się w stronę Khrimme.

Gdyby tylko wiedział, jak blisko śmierci się znalazł... Khrimme nie kłapnęła na niego szczękami jedynie dlatego, że Lhynne już od jakiegoś czasu tłumaczyła jej w myślach, na co ją przerobi, gdy tylko spróbuje wykonać jeden nieodpowiedni ruch. Jeśli już trzymać się regulaminu – wypadki z młodymi smokami nie były karane, o ile wynikały z ich temperamentu, a nie woli ich jeźdźca, lecz i tak byłoby to co najmniej kłopotliwe. Choć całkiem fascynujące.

– Ten pisklaczek ma nieco ponad dwa miesiące – powtórzyła, zbierając wszystkie siły, aby zachować cierpliwość.

– Ta. – Mężczyzna westchnął ciężko. – To już przestaje być zabawne, dziecino...

W gardle Khrimme coś zabulgotało. Wargi uniosły się nieco wyżej...

Lewa dłoń kusząco swędziała. Na bogów, żadna z nich nad sobą nie panowała. Wilkokrwista długo zastanawiała się, czy powrót do Akademii nie jest przedwczesny, lecz próba panowania nad chęcią Przywołania Mgielnego Ostrza i wbicia go w czyjeś trzewia, ot by sprawdzić, jak się wtedy prezentuje, napawała ją jednak znacznie mniejszym przerażeniem niż konieczność nadrabiania omówionego już na zajęciach materiału.

Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz