Rozdział 27 cz. 1

13 2 0
                                    

– Masz jakieś nowe książki?

Issie krzyknęła, prawie upuszczając latarnię ze świecą, i odskoczyła pod ścianę korytarza tak gwałtownie, że aż uderzyła w nią tyłem głowy. Syknęła, zaklęła zupełnie po męsku i wsparła się o częściowo uchylone boczne drzwi biblioteki, zza których wysunęła się na ciemny zamkowy korytarz, aby pozbyć się worka ze śmieciami. Sądząc po jego masie, w środku musiały znajdować się stare, choć zupełnie już bezwartościowe i zniszczone woluminy, które jej matka skończyła tego dnia kopiować na nowe karty.

– Co ty tu robisz?! – wykrztusiła zdławionym głosem, rzucając Misselyi wściekłe spojrzenie i szybko strzelając oczami na boki, jakby chciała się upewnić, czy aby na pewno są same. – Na Niebiosa, czy ty nie możesz przychodzić po lektury jak zwyczajny człowiek, za dnia, tylko musisz czaić się w cieniu? Jak jakaś złodziejka!

Księżniczka prychnęła nieco pogardliwie, krzyżując ramiona na piersi.

– Zachowujesz się jak dziecko! – wypluła córka nadwornej czarownicy, zamierzając odwrócić się na pięcie, wejść z powrotem do biblioteki i trzasnąć za sobą drzwiami z pełną świadomością złości przyjaciółki.

– Ojciec zabronił mi tutaj przychodzić, więc to chyba jasne, że nie poproszę cię o coś do czytania w środku dnia. – W tonie Miss znać było całkowitą wiarę w słuszność własnego rozumowania i żelazną nutę pewności siebie, jakiej nauczyła się od bezwzględnego rodzica, obserwując go skrycie podczas tych nielicznych chwil, gdy musiała spędzać czas w jego towarzystwie. Jeśli kiedykolwiek pokusiłaby się o stwierdzenie, że zawdzięczała mu coś prócz tego, że miał udział w powołaniu jej do życia, z pewnością wskazałaby na tą podłapaną od niego zdolność wydawania choćby i zawoalowanych rozkazów.

– Skoro ci zabronił, to dlaczego w ogóle tutaj przychodzisz? – syknęła dziewczyna, mrużąc oczy w wąskie szparki.

– Rany, mówisz tak, jakbyś mnie nie znała! – Księżniczka westchnęła boleśnie, kierując oczy do nieba w błagalnym geście. Emocjonalna burza, szalejąca w jej ciele już od ładnych parunastu dni, nie pomogła rozpoznać jej samej, ile w tych gestach było teatralizacji, a ile prawdziwej frustracji, zaczynającej zalegać w gardle niemożliwą do przełknięcia, włochatą gulą. – Issie, wyobrażasz sobie mnie bez książki w ręku? Nie wytrzymam bez przeczytania choćby kilku zdań dziennie.

– Ojciec zabronił ci czytania wszystkiego? – Zmrużone gniewnie powieki rozwarły się na całą szerokość w szoku. Drobne palce nastolatki znowu niemal rozluźniły chwyt na szybko nagrzewającym się pierścieniu lampionu; płomień świecy niebezpiecznie zatańczył, grożąc zgaśnięciem.

– No... nie do końca. – Miss przygryzła wargę, spuszczając głowę. Fantastyczne wzory na gęsto tkanym dywanie, pokrywającym podłogę reprezentacyjnego korytarza, wydały jej się nagle nad wyraz ciekawe. – Mogę wejść? Dziwnie się czuję, mówiąc o tym... tutaj. – Bliżej niesprecyzowanym gestem objęła najbliższe otoczenie, pozostawiając przyjaciółce rozstrzygnięcie, co też dokładnie miała przez to na myśli.

Issie jęknęła boleśnie, pomasowała czoło widowiskowym, afektowanym wręcz gestem i wskazała wreszcie przyjaciółce na wpół uchylone drzwi. Cała jej postawa zdawała się mówić: „cóż ja z tobą mam, dziecko!", Misselya z trudem więc powstrzymała kiełkującą gdzieś w okolicach żołądka złość. Nie umiała powiedzieć, dlaczego coraz mocniej drażniły ją zmiany zachodzące w jej towarzyszce dziecięcych zabaw, ale odkąd pierwszy raz uświadomiła sobie, że zaczęły nieuchronnie dojrzewać, coraz więcej cech Issie doprowadzało ją do białej gorączki. Oczywiście, tkwiło w tym ziarnko zwyczajnej zazdrości, puszczające boleśnie drążące w ciele korzonki za każdym razem, gdy mimowolnie uciekała wzrokiem do wyraźnie już rysującego się u dziewczyny biustu i konfrontowała jego coraz śmielszą wypukłość ze swoją własną płaskością. Nie było przyjemnym uczuciem, na każdym kroku zauważać piękno nabierającego kobiecych kształtów ciała, podczas gdy sama z dnia na dzień coraz mocniej przypominała trzcinę – prostą, chudą, nieco giętką i pnącą się ku górze w takim tempie, jakby uczestniczyła w wyścigu. Ale nie tylko o takie uczucia tutaj chodziło – wraz z ciężką do zignorowania kobiecością, u Issie pojawiła się też... jakaś obca maniera. Choć jej twarz wciąż pozostawała dziewczęca, najdrobniejsze gesty i sam sposób intonacji słów przypominać zaczęły wiekową matronę o posiwiałych włosach i ramionach przygarbionych przez ciężar przeżytych lat, obowiązków, pracy i przykrości. Młodsza o pół roku dziewczynka, z którą jeszcze nie tak dawno bawiła się w berka na zamkowych korytarzach, zjeżdżała po poręczy monumentalnych schodów i penetrowała nieużywane komnaty, zachowywała się gorzej od statecznej, zmęczonej życiem ciotki z tych, które to nawet rozmawiać nie potrafiły, bo ledwie otworzyły usta, cisnęły im się na nie pełne moralitety i łańcuszki skarg. Wprawdzie jeszcze nie licytowała się z Miss, która z nich była bardziej schorowana i miała na co dzień bardziej pod górkę, lecz wyglądało na to, że jest to jedynie kwestią czasu...

Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz