Rozdział 28

11 2 0
                                    

Dlaczego jej to wszystko powiedział?

Kriggs nie umiał zdecydować, co powinien myśleć o tej burzowej chwili szczerości. I uparcie udawał, że wcale nie wie również tego, jak poczuł się, gdy te orzechowe wilcze oczy spojrzały na niego... ze zrozumieniem? Cóż, na ile było ono oczywiście możliwe.

Jak to się stało? Lhynne otrzymała wszystko na pieprzonej tacy. Musiała wiedzieć, kim był. A jednak z jakiegoś powodu nie odepchnęła go, choć gdyby zamienili się miejscami, on prawdopodobnie zrobiłby słuszny użytek z Mgielnego Ostrza...

Wmawiaj sobie, parsknął Zarroth.

Oczywiście, że sobie wmawiał. Jak mógłby podnieść na nią rękę, skoro przechodził go dreszcz, ilekroć o niej pomyślał? I wcale nie był to dreszcz bitewny, który wszyscy tacy jak on otrzymywali w przykrym pakiecie wraz z tajemniczym mieczem – o nie... To było pożądanie. I taka rozkosznie szczenięca miłość, sprawiająca, że miał ochotę korzyć się przed nią i rzucać kwiaty na ziemię, po której miała stąpać.

O proszę, wreszcie nazwał rzeczy po imieniu! I czy naprawdę tak bardzo bolało, że usprawiedliwić mogło tak długą zwłokę? Cóż, w zasadzie nie bolało wcale. Po prostu czyniło sprawy... dziwnie ostatecznymi. Bo co teraz?

Gdyby był jednym z mężczyzn, z którymi miał do tej pory do czynienia, prawdopodobnie zacząłby rozważać, jak zaciągnąć to dziewczę do łóżka. Tylko że nigdy nie był normalny, nawet w tej jednej kwestii. Prawda była taka, że chyba kompletnie nie znał własnego ciała i jego potrzeb, skoro przez lata pewności, iż w zupełności wystarczy mu zaspokajanie ich samodzielnie, nagle przekonał się, że i to jest niemożliwe bez wyobrażenia sobie tej przeklętej wilczej dziewczynki.

Ktoś kiedyś określił to w tak trafny sposób... Zarroth chichotał jak panna na wydaniu. Humor miał tak doskonały, że nie mógł się powstrzymać od kręcenia beczek w krystalicznym powietrzu wysoko nad Myllhaven, przystających raczej smokowi ładnych sto lat młodszemu, niż bestii tak słusznego wieku i rozmiaru.

Nic nie mów, wycedził przez myślowe zęby, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że cudem tylko nie zniszczył okładki tajemniczej książki.

A może jednak? To bardzo dobre określenie. Pewien był, że ogromny smok uśmiecha się prawie jak człowiek.

Milcz!

Na takich ludzi mówi się...

Zarroth, na Źródła...!

...że są niewinni jak nieobsrana łąka, dokończył Dziki z pełną premedytacją, skrupulatnie uważając, aby odpowiednio zaakcentować każde słowo. Czy to nie ty przypadkiem o kimś tak powiedziałeś? Chyba moja doskonała pamięć szwankuje.

Powiedziałem tak o Lhynne. Z gardła wyrwał mu się wściekły warkot, co oczywiście ściągnęło na niego uwagę dyskutujących zawzięcie kobiet w kolorowych chustach, które właśnie mijał. Bardzo dzielnie udał, że wcale tego nie zauważył, przyspieszając kroku. Sięgnął po papierośnicę, w połowie ruchu przypominając sobie, że przecież opróżnił ją już kilka godzin temu.

Gdyby tylko wiedziała... Zarroth wyrównał lot gwałtownym wymachem skrzydeł. Kriggs bez trudu wyczuł echo wysiłku, wprawiającego potężne mięśnie w lekkie drżenie.

Miała wtedy piętnaście lat, warknął w tonie usprawiedliwienia, choć sam nie wiedział, dlaczego czuł taką potrzebę, by się wytłumaczyć, skoro przewrotna bestia pamiętała tę chwilę równie dobrze, jak on. Weszła do budynku szkoły wojskowej i domagała się wpisania na lekcje szermierki, choć nie dość, że nie chciała wstąpić do wojska, to jeszcze była na to za młoda. W jej wyobraźni szermierka wyglądała jak z książeczki dla kilkulatków.

Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz