Dławiąca klaustrofobia nie pozwoliła Lhynne zamknąć się w domu. Dłuższą chwilę patrzyła na zgromadzone w tej przecież całkiem sporej przestrzeni meble, próbując się zmusić do zatrzaśnięcia za sobą drzwi, lecz wreszcie zaklęła, szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyła w stronę zamku Myllhaven, ku uciesze Khrimme, kręcącej beczki wysoko na niebie. Przywitała się sucho ze strażnikami i mając nadzieję, że nikt nie zwróci na nią specjalnej uwagi, przemknęła do swoich komnat.
Paskudne gorąco rozpierało ją od środka i wzmogło się dodatkowo, gdy zauważyła radośnie płonący na kominku ogień, lecz z jakiegoś powodu nie umiała zmusić się do zdławienia płomieni. Odsunęła fotel najdalej w głąb komnaty, jak tylko się dało, by nie utracić blasku świetlnych kul, niezbędnych do czytania, i spróbowała skupić się na książce, czekając na wieczorną senność, lecz...
Miała wrażenie, że dusi się w środku. Zabawne, bo czyż nie przyszła tutaj właśnie dla tych wysokich sklepień i oszałamiającego piękna, pod którymi można było odetchnąć pełną piersią?
Co jednak mogła poradzić na to, że tak wyraźnie czuła obecność... czegoś? Tej tajemniczej, być może zupełnie urojonej siły, którą zaczynała w myślach nazywać duchem zamku? Z westchnięciem odłożyła książkę na stolik kawowy, tak zdobny, że mogący pretendować do miana dzieła sztuki, i rzuciwszy ostatnie spojrzenie płomieniom roztańczonym w ogromnym kominku, podniosła się z fotela i podeszła do drzwi prowadzących na balkon. Dopiero wtedy z niejakim zakłopotaniem zdała sobie sprawę z tego, że wcześniej, choć znalazła czas na zwiedzenie sporego fragmentu monumentalnej budowli, nawet nie wpadła na to, aby sprawdzić, co znajdowało się w obrębie jej własnej komnaty.
Szkło wprawione w sieciowe manswerki było matowe i miało lekko złocisty odcień, przez co wyglądało jak coś żywego i ciepłego w dotyku – być może półprzezroczysta błona smoczego skrzydła, gdyby podświetliło ją mocne słoneczne światło. Okien było pięć i ułożono je w zależności od wielkości – najmniejsze po skrajnych bokach, zaś największe, w którym znajdowały się wykładane witrażem drzwi na balkon, w samym środku. Kolorowe płytki tworzyły zapierający dech w piersi obraz drzewa o poskręcanym pniu i krwistoczerwonych liściach, obłędnie lśniły w blasku świetlnych kul i paleniska. Był tak piękny, że zdawał się zupełnie przytłaczać wybite nad każdym oknem przezrocza w kształcie wielolistu, błyszczące fioletem, zielenią i złotem, podkreślanymi przez słaby blask rozsianych po niebie na zewnątrz gwiazd.
Delikatnie nacisnęła metalową klamkę, giętą w kształt liścia o łagodnie ząbkowanych brzegach, i z zaskoczeniem przyjęła fakt, że ktoś pomyślał o naoliwieniu zawiasów drzwi, dzięki czemu otworzyły się bezszelestnie i z łatwością. Odetchnęła nocnym chłodem, na chwilę wystawiając w jego stronę twarz i przymykając oczy, nim wysunęła się na zaskakująco niewielki balkon. Przedziwna konstrukcja – chwilę przyglądała się kamiennej balustradzie, z której wyrastał promienisty manswerk, nienoszący znaków, aby kiedykolwiek podpierał sklepienie inne prócz rozgwieżdżonego nieba, rozciągającego się nad jej głową w całej okazałości. Pierwszy raz widziała dekorację w tym stylu, nie spełniającą kompletnie żadnej funkcji, z pewnością zaś niebotycznie kosztowną i mocno narażoną na porywisty wiatr Czarnych Burz, jednak musiała przyznać, że podobała jej się atmosfera, jaką tworzyła ta osobliwa korona. Gdyby smukłe laskowanie owinąć łańcuchem świetlnych kul...
Bogowie, każda cząsteczka tego zamku mogła spokojnie konkurować o miano najpiękniejszego, co przyszło jej oglądać – a przez całe swoje niezbyt długie życie widziała wiele cudów rozmiłowanego w zdobnictwie Ragharranu. Z czułością przesunęła dłonią po siwym kamieniu, mając wrażenie, że w jakiś przedziwny sposób... pogłaskała właśnie przedwiecznego ducha, zaklętego w murach. Zawiązała z nim swego rodzaju sojusz – ja będę opiewać twe nieskończone piękno, ty zaś pokażesz mi, co w tobie najlepsze, i uchronisz przed wszelkim czającym się w pobliżu złem.
CZYTASZ
Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]
FantasyW Ragharranie, ponurym królestwie w samym sercu Starego Kontynentu, tak źle nie działo się od czasu rządów szalonego króla Vrarghra Lemarra. Czarne Burze stają się coraz bardziej zajadłe, a w Szarych Mgłach pojawiają tajemnicze postacie, co dla wład...