Rozdział 15

74 5 1
                                    

Gdy tylko zyskała chwilę na to, by się rozejrzeć, Lhynne całkowicie zatraciła zdolność logicznego myślenia, oczarowana mnogością szczegółów.

Komnata była wysoka jak katedra i składała się z dwóch pomieszczeń. Wchodziło się najpierw do rozległej sypialni łączonej z pokojem dziennym. Wystrój utrzymano w tonacji jak najbardziej pasującej do tej w korytarzu – ściany zdobiły liczne płaskorzeźby, głównie półkolumny i abstrakcyjne wiry, w kilku okazałych niszach tkwiły piękne obrazy i meble z ciemnego drewna, rzeźbione w zawiłe kwiatowe wzory. Przepyszne złoto doskonale uzupełniała elegancka czerń i subtelna zgaszona zieleń, przyjemnie, lecz nienachalnie wyostrzające kontury zdobień i ich nieprawdopodobną wręcz jakość. Posadzkę wyłożono dużymi, czarno-białymi kaflami, w paru miejscach noszącymi widoczne ślady użytkowania, lecz wciąż wystarczająco lśniącymi, by odbijać ogniki lamp. Ogromny żyrandol z kutego czarnego metalu zwieszał się na grubym łańcuchu z sufitu malowanego w walczące smoki, w którego samym centrum znajdował się świetlik w kształcie kwiatu o dużych płatkach. Dwoje raczej niepozornych drzwi po lewej stronie prowadziło zapewne do garderoby i łazienki. Łoże miało metalową ramę giętą w motyw liści i było tak wielkie, że osoba wzrostu Lhynne zupełnie swobodnie mogła spać na nim w poprzek; przykryto je lejącą się złotą narzutą, tłoczoną w subtelne prążki. Tuż obok kominka, tak wielkiego, że Khrimme zdołałaby się zmieścić w nim całości, przycupnęły dwie spore kanapy o haftowanych w kwiaty obiciach i czerwone fotele, obłożone aksamitem szytym srebrną nicią, otaczając niski, podłużny stolik o blacie z rżniętego w róże kryształu, ustawiony na eleganckim dywanie w oliwkowo-beżowe wzory. Przejścia do drugiej komnaty nie dało się nie zauważyć – tak wysokie, że nie sposób było wprawić w nie drzwi, wyglądało jak bogaty portal prowadzący do innego świata. Dziewczyna nie widziała ze swojego miejsca zgromadzonych tam mebli, lecz jak najbardziej dostrzegła dominujące przestrzeń zwieńczone ostrołukami okna – wprawdzie nie gomółkowe, bo wprawione w ołowiane ramy szybki były doskonale przejrzyste, lecz z pewnością bardzo wiekowe i niezwykle piękne. Niektóre ze szkieł mieniły się czerwoną barwą, rzucając na podłogę ogniste refleksy.

Na bogów... nigdy nie widziała tak strojnej świątyni, a co dopiero mówić o mieszkaniu! Z pewnością zamarłaby w progu z szeroko otwartymi ustami, gdyby pani Keira nie złapała jej bezceremonialnie pod ramię i nie pchnęła mało delikatnie w stronę toaletki.

Nigdy z własnej woli nie wybrałaby takich zdobień. Pewnie unikałaby również złota, które blisko spokrewnione było z żółcią, czyli kolorem, za którym raczej nie przepadała. Postawiłaby na inny styl, również bogaty, lecz o niebo skromniejszy od tego... a jednak nie poczuła się zakłopotana. Iskra niepewności, nie opuszczająca jej od samego rana, odeszła gdzieś w zapomnienie, zostawiając pełne pole do popisu narastającej w sercu radości.

To wszystko miało należeć do niej? To ona miała tonąć w tym ogromnym łożu, czytać przy kominku wielkości kuchni w jej starym domu, zanurzając się w haftowanych poduchach, tak niedbale rzuconych na kanapę? Przecież to... wspaniałe!

Lhynne nigdy nie należała do osób skromnych i niechętnych rozgłosowi. Jak najbardziej zamierzała przyjmować spotykające ją zaszczyty z szeroko otwartymi ramionami, zwłaszcza gdy miała niezbitą pewność, że się jej należą. W końcu spotykały wszystkich Mglistych, prawda? Wątpiła, by zamieszkała w gęsto zaludnionym zamku na stałe, ale dlaczego miałaby tutaj nie bywać, skoro od teraz stała się panią w tym kawałku Myllhaven? Nikt jej tego nie odbierze, podobnie jak niesamowitego miecza, którego obecność wciąż wyczuwała jakimś nienazwanym, dodatkowym zmysłem, jak pokrzepiającą bliskość dobrego przyjaciela.

Otrzeźwiała, gdy tęga kobieta niemal rzuciła ją na krzesło. Ledwie kątem oka zdążyła zwrócić uwagę na kunsztowne rzeźbienia w drewnie i szpile o złotych łebkach, zbierające oliwkowy materiał obicia, a już opadła ją cała gromada rozmawiających wcale niedyskretnie niewiast. Już z godnej najwyższego szacunku pierwszej kobiety w szeregach Mglistych Rycerzy stała się niczym więcej jak przedmiotem, obiektem zażartej dyskusji, której uczestniczki bynajmniej nie zamierzały się miarkować, zupełnie jakby sądziły, że nie jest w stanie rozróżnić padających z ich ust słów.

Czarna Burza [Era Cienionocy: Księga Pierwsza]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz