17

535 32 40
                                    


Po piętnastu minutach wszyscy siedzieliśmy na krzesłach w kręgielni.

- Nie chcę tego mówić, ale... - zaczął Luther. - Musimy się przygotować.

- Na co? - spytał Diego.

- Cokolwiek, co ją powstrzyma - odparł, a Allison trzepnęła go w ramię. - Możemy nie mieć wyboru - dodał, widząc nasze posępne miny.

- Pierdolenie - zdenerwował się brunet. - Zawsze jest wybór.

- A jaki? - wtrącił Pięć, a Klaus wyjął spod kamizelki gazetę, którą niedawno mu zabrał.

- Nie wiem - wzruszył ramionami.

- Musimy znaleźć Vanyę i to szybko. Może być wszędzie.

- Lub... Tutaj - Klaus wskazał palcem na częściowo pogiętą stronę. - Patrzcie na to.

Nachyliłam się nad czasopismem. Po lewej stronie znajdowało się zdjęcie Vanyi ze skrzypcami, a obok niego krótki artykuł.

- Racja. Dziś jej koncert - przypomniałam sobie.

- "To nasza siostra. Musimy coś zrobić" - napisała Allison w notatniku.

- Tylko my możemy to powstrzymać. Jesteśmy to winni tacie - oświadczył Luther, a ja westchnęłam.

- Dość już słyszałem o... - zaczął Diego, ale blondyn mu przerwał.

- Poświęcił wszystko, byśmy znów byli razem.

- To prawda - odezwałam się. - Nie możemy pozwolić jej walczyć. Stawką są miliardy istnień, nie chronimy już jednego...

- Wiecie, może mógłbym pomóc - stwierdził Klaus, a my odwróciliśmy się w jego stronę.

- To kiepski moment - odparł Luther.

- Nie, pozwól mu dokończyć - rzucił Diego. - Ocalił mi dziś życie.

Szatyn podrapał się po głowie.

- To prawda? - zapytał blondyn.

- Tak, przypisałem sobie zasługi, ale prawdziwy bohater to Ben - wyznał, a mężczyźni spojrzeli na niego jak na wariata.

- Posłuchajcie, dzisiaj uderzył mnie w twarz. Wcześniej w domu, to on uratował Diega, nie ja!

- Jesteś niemożliwy - mruknął blondyn.

- Chcecie dowodu? Dam wam dowód. Czas na pokaz. Łap - powiedział prawdopodobnie do stojącego przed sobą ducha i rzucił w powietrze kulą do kręgli, która po chwili spadła na ziemię.

- Można uciszyć jakoś ten głos w twojej głowie, który chce być w centrum uwagi? - spytał zirytowany Luther, a w oczach Klausa zobaczyłam ogniki złości.

- Wolałem cię, zanim zamoczyłeś - odgryzł się, a po zobaczeniu miny Allison uświadomił sobie, co właśnie powiedział. - Co było zupełnym... To nie jego wina, był na mega haju i dziewczyna lubiła kudłatych... - próbował tłumaczyć blondyna.

- Dość - warknął Luther, a szatyn przestał mówić i z powrotem usiadł na plastikowym krześle obok mnie i Piątki.

- Przepraszam! - odezwała się jakaś kobieta, która podeszła do nas z jakimś chłopcem. - Mój syn Kenny ma urodziny i... Wasz syn nie wolałby zagrać z rówieśnikami? - spytała, patrząc na Piątkę.

Najwyraźniej wzięła nas za jego rodziców.

Klaus spojrzał na mnie, szeroko otwierając oczy.

- Nie wiedziałem, że mamy syna - wyszeptał mi do ucha, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu.

- Wolałbym odgryźć sobie stopę - mruknął Pięć do kobiety, która spojrzała na mnie, oburzona jego zachowaniem.

- To po tatusiu - wyjaśniłam, uśmiechając się sztucznie, a Klaus zrobił to samo.

Matka z synem spojrzeli na nas dziwnie i szybko się oddalili. Pięć za to jak zwykle gdzieś zniknął.

- Koncert jest za pół godziny - przypomniał nam Diego, kiedy Luther i Allison do nas wrócili. - Jaki mamy plan?

- Myślę, że... Jedziemy do teatru Icarus - odpowiedział blondyn.

- To miejsce, nie plan. I to tyle? - brunet stanął bliżej. - Chcesz być numerem jeden, dobra, ale musisz z nami współpracować, bo póki co jest zupełnie na odwrót.

- Masz rację - przyznał niechętnie. - Potrzebujemy planu.

Nagle do kręgielni wparowała grupa zamaskowanych ludzi, którzy zaczęli oddawać strzały z broni.

- Na ziemię! - krzyknęłam.

Natychmiast schowaliśmy się za ladą razem z resztą osób.

- Co to za jedni?! - spytał Luther.

- Może wpadli na urodziny Kenny'ego! - wydarł się Klaus, zasłaniając sobie uszy dłońmi.

- Myślę, że jednak po nas! - odparłam szybko.

Luther złapał dwie kule do kręgli i cisnął nimi w napastników. Ja natomiast zauważyłam na blacie tort. Bez głębszego zastanowienia rzuciłam nim i trafiłam w głowę zamaskowanego człowieka.

- Ej, miałem to zjeść! - krzyknął szatyn i dołączył do rzucania na oślep różnymi przedmiotami. - Blokują wyście!

- Jaki plan teraz, Luther?! - zapytał Diego.

- Tory! - wykrzyczał bez namysłu. - Ruchy!

Rzuciliśmy się naprzód i unikając strzałów, przeczołgaliśmy się przez wąskie szpary między podłogą a ścianą.



___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz