- Skąd niby wiesz o tym jak mu tam? - zapytała Allison.- Harold Jenkins - przypomniał jej Pięć. - Kojarzysz świrów, którzy zaatakowali dom?
Skinęła głową.
- Wysłała ich Komisja, by uniemożliwić mój powrót i uratowanie życia na Ziemi.
- Kto taki? - spytałam.
- Pracowałem dla nich. Nadzorują czas i przestrzeń, by stało się to, co powinno. Wpadłem do centrali Komisji i przechwyciłem rozkazy dla tamtych świrów. "Chronić Harolda Jenkinsa" - zacytował. - To on musi odpowiadać za apokalipsę.
Popatrzyliśmy na niego.
- Jak to nadzorują czas i przestrzeń? - spytała Allison.
- To absurdalne - odezwał się Luther.
- Wiesz, co jeszcze jest absurdalne? - przerwał mu Pięć. - Że wyglądam na trzynastolatka! Klaus gada z duchami, a tobie się wydaje, że zmylisz kogoś tym ogromnym płaszczem. Zawsze byliśmy pełni absurdów.
- Mamy nazwisko winowajcy - odezwałam się. - Spróbujmy, może tym razem nam się uda.
- Możemy uratować miliardy ludzi. W tym Claire - dodał chłopak, a Allison drgnęła na wzmiankę o swojej córce.
- Dobra. Dorwijmy drania - powiedziała.
- Przekonałeś mnie tym Geraldem - stwierdził Diego.
- Haroldem - poprawił go Pięć. - Luther?
- Ruszajcie, ja przejrzę jeszcze dokumenty taty. Myślę, że to ma związek ze mną i Księżycem.
Diego westchnął.
- A ty, Rem?
- Poszukam z Lutherem jakichś wskazówek w gabinecie ojca - odparłam, a stojący obok mnie blondyn skinął głową.
- Klaus?
- Właściwie nie czuję się za dobrze... - powiedział, trzymając się za brzuch.
- Jasne, jak zwykle - mruknął Diego.
- Klaus zostanie z nami - wtrąciłam. - Chodź.
Pociągnęłam go za ramię i weszliśmy po schodach do gabinetu ojca.
- Co się z tobą dzieje, Klaus? - spytałam go, kiedy Luther zajął się przeglądaniem dokumentów po drugiej stronie pomieszczenia.
- Jestem trzeźwy - odparł, przecierając dłonią pot, spływający mu z czoła. - Po prostu nie jest tak łatwo, jak myślałem.
- Luther, naprawdę myślisz, że ojciec trzymałby jakieś tajne dokumenty w byle jakiej szufladzie? - spytałam, a blondyn odwrócił się w moją stronę. - Musiał mieć jakąś skrytkę.
- Tak sądzisz?
- Sprawdźmy - powiedziałam i postukałam w podłogę.
Po paru minutach odkryłam, że jedna z desek wydaje inny dźwięk niż pozostałe.
- Bingo - podniosłam ją, a naszym oczom ukazała się dziura, w której leżały jakieś paczki.
- To próbki, które wysyłałem ojcu z Księżyca - mruknął. - Są nietknięte...
- Czyli nigdy...
- Nigdy ich nie otworzył - warknął. - Poleciłem na pierdolony Księżyc, wierząc, że wypełniam jakąś misję, a on oszukiwał mnie przez cały czas!!!
Chwycił jedną z paczek i rzucił nią w portret ojca.
- Całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem!!! - wydarł się.
- Luther! - złapałam go za ramię, ale od razu mi się wyrwał. - Gdzie idziesz?!
- Z dala od tego wszystkiego!!!
Trzasnął drzwiami, a ja zostałam w gabinecie z Klausem.
- Zakład, że tym razem to nie ja się schleję? - zapytał, a ja przewróciłam oczami.
- Pomóż mi go uspokoić - poprosiłam.
- Ja?
- A widzisz tu kogoś innego? Znasz wszystkie kluby w mieście, szybciej go znajdziemy - odparłam.
- Słyszałem, że w środku jest jakiś kudłacz! - zarechotał pijany mężczyzna przed wejściem.
- Jest i nasza zguba - powiedział Klaus, pokazując na Luthera, który właśnie tańczył na parkiecie. - Mogę już iść? To miejsce nie wpływa dobrze na mój odwyk.
Spojrzałam na niego błagalnie.
- No dobra, zostanę - westchnął ciężko.
- Teraz wystarczy przebić się przez ten tłum...
Mężczyzna złapał mnie za rękę i stanowczo poprowadził pod scenę.
- Luther! - odezwał się, stając przed blondynem.
- Klaus! Próbowałeś tego? - pokazał mu różową tabletkę.
- Jasne, ale przyzwyczaiłem się i przestało na mnie działać - powiedział, a widząc moje spojrzenie dodał: - Potrzebujemy cię, wielkoludzie, więc może wrócisz z nami do domu?
- Nie ma opcji! - próbował przekrzyczeć głośną muzykę. - Podoba mi się tu!
- Luther!
Mężczyzna oddalił się z jakąś kobietą.
- Co teraz robimy? - zapytałam i zauważyłam, jak szatyn osunął się na podłogę. - Klaus?
Złapał się za uszy i skulił pod ścianą. Był cały spocony, a jego klatka piersiowa unosiła się w zawrotnym tempie.
- Umieram... - wyszeptał. - Dave...
Szatyn zaczął jakby "zbierać" coś z podłogi. Co chwilę zerkał na swoje dłonie, jakby były czymś ubrudzone.
Ukucnęłam obok niego.
- Klaus, oddychaj - poprosiłam.
Oplotłam go rękami tak, jakbym chciała obronić go przed całym światem.
- Spokojnie, jestem przy tobie. To tylko atak paniki, zaraz minie. Jesteś bezpieczny i nic ci nie grozi.
Siedzieliśmy tak przez kilka minut.
- Chodźmy na dwór, złapiesz trochę świeżego powietrza - zaproponowałam.
Na te słowa otrząsnął się i pozwolił wyprowadzić się z klubu.
- Widziałem Dave'a - wyznał mi, kiedy usiedliśmy na ławce. - Te dźwięki, światła... Przypomniały mi o tym wszystkim...
Wytarłam jego załzawione oczy.
- Przepraszam, że kazałam ci tam wejść - powiedziałam, głaszcząc go po głowie.
- To nie twoja wina, Rem.
___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Dziękuję wam za dwieście wyświetleń! Jesteście cudowni! 😉 Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się podobał. Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)
Fanfic- Dlaczego pojawiasz się tylko wtedy, kiedy jesteś nawalony albo akurat chcesz się nawalić? - Taki już mój urok - wyszczerzył się. 'And I wonder why I tear myself down To be built back up again Oh I hope somehow, I'll wake up young again All that's...