- Ugh, moje plecy - jęknęłam, wstając z betonowego chodnika. - Klaus?- Tu jestem! - krzyknął i wyczołgał się zza śmietnika.
Podałam mu dłoń i pomogłam wstać, a on spytał:
- Gdzie jest Pięć?
- Nie mam pojęcia. Co z resztą?
- Rozwiali się jak pierd na wietrze - westchnął, kopiąc kamyk, który leżał na drodze. - Znowu zostaliśmy tylko ty i ja. I czasami Ben - dodał.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, rozglądając się po okolicy.
- Kapelusze są znowu w modzie? - zauważył zdziwiony szatyn i podszedł do jakiegoś mężczyzny. - Przepraszam, powie nam pan, jaki mamy rok? Jaki dzień?
Facet go wyminął, wyraźnie uznając go za szalonego.
- To niegrzeczne - rzucił szatyn.
- Klaus, chodź tu - poprosiłam.
- Tak?
- Patrz - wskazałam na wyrzucony do śmietnika magazyn.
- No tak, mój typ, ale wolę ciebie - stwierdził, patrząc na mężczyznę z okładki.
- Data - pokazałam mu palcem.
- Jedenasty lutego 1961 roku - przeczytał.
Spojrzeliśmy na siebie jednocześnie.
- Mam tego dosyć! - krzyknął Klaus, przewracając blaszany śmietnik. - Co niby mamy teraz robić?!
- Poszukać reszty? - zasugerowałam. - A potem razem wrócić do domu?
- Świetny plan, ale z tego co wiem, to ostatnio się nie powiódł! - podniósł głos.
- Czemu się na mnie wyżywasz? - spytałam. - To moja wina, że Pięć nie potrafi kontrolować swoich mocy?
- Nie, po prostu... - zaczął, po czym pokręcił głową. - Już nic.
- Nie, powiedz - odparłam, krzyżując ramiona na piersiach.
- Cały czas myślisz, że ktoś nas uratuje - odezwał się po chwili milczenia. - Ale to my zawsze musimy ratować ich. Nie masz już dość?
- To nasza rodzina, Klaus. Powinniśmy trzymać się razem - stwierdziłam.
- To żałosne, Rem.
- Co?
- To twoje przywiązanie! Kiedy zobaczysz, że lepiej radzimy sobie sami?! - krzyknął.
- Więc co innego zamierzasz zrobić? Nawalić się?! - wykrzyczałam i poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. - Tak ma wyglądać twoja samodzielność?!
- Przynajmniej nie będę ich marionetką!
- Nie poznaję cię, Klaus... - wyszeptałam, a on odwrócił głowę.
- Po prostu pogódź się z nową rzeczywistością - rzucił, wyjmując z kieszeni kolorowe tabletki.
- Myliłam się co do ciebie. Jesteś pieprzonym egoistą - trąciłam go ramieniem.
- Ej, gdzie idziesz?! - wydarł się.
- Pogodzić się z nową rzeczywistością - odparłam sarkastycznie, znikając za rogiem.
*KLAUS*
Oparłem się o ceglany murek. Minęły już dwie godziny, odkąd Rem odeszła i wcale nie zanosiło się na to, żeby miała wrócić.
- Miała rację. Trochę przesadziłeś - odezwał się Ben, siadając obok mnie.
- Ja? - prychnąłem, zapalając papierosa.
- Wydaje ci się, że jesteś jedyną osobą, której Rem potrzebuje...
- Bo jestem - przerwałem mu.
- Tak myślisz? Moim zdaniem tylko ją popierdoliłeś - stwierdził, a ja zakaszlałem, krztusząc się dymem. - Nie patrz tak na mnie. Nie widzisz tego, jak bardzo się gubi przez twoje humorki? Nic dziwnego, że potrzebuje wsparcia Allison czy Diega...
- Czyli teraz ja jestem tym złym?
- Mówię tylko, co widzę. Tak bardzo zakręciłeś się na punkcie Dave'a, że nigdy nie powiedziałeś jej nawet głupiego "kocham cię", a teraz oczekujesz, że będziesz jej priorytetem?
- Rany, rzeczywiście kawał ze mnie dupka - westchnąłem po chwili.
W milczeniu dopaliłem papierosa. Później rzuciłem go na ziemię i rozdeptałem butem.
- Poszukam jej - odezwałem się.
- I?
- Przeproszę, znajdziemy resztę, wrócimy do domu - wyrecytowałem, a Ben się uśmiechnął. - I powiem jej, jak bardzo ją kocham.
- Brawo, w końcu załapałeś. Zajęło ci to tylko dwie godziny - skomentował ironicznie.
- Walnąłbym cię w ramię, gdyby nie to, że jesteś duchem - zaśmiałem się, wstając z ziemi.
___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)
Fanfiction- Dlaczego pojawiasz się tylko wtedy, kiedy jesteś nawalony albo akurat chcesz się nawalić? - Taki już mój urok - wyszczerzył się. 'And I wonder why I tear myself down To be built back up again Oh I hope somehow, I'll wake up young again All that's...