19

523 35 18
                                    


- Ugh, moje plecy - jęknęłam, wstając z betonowego chodnika. - Klaus?

- Tu jestem! - krzyknął i wyczołgał się zza śmietnika.

Podałam mu dłoń i pomogłam wstać, a on spytał:

- Gdzie jest Pięć?

- Nie mam pojęcia. Co z resztą?

- Rozwiali się jak pierd na wietrze - westchnął, kopiąc kamyk, który leżał na drodze. - Znowu zostaliśmy tylko ty i ja. I czasami Ben - dodał.

- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, rozglądając się po okolicy.

- Kapelusze są znowu w modzie? - zauważył zdziwiony szatyn i podszedł do jakiegoś mężczyzny. - Przepraszam, powie nam pan, jaki mamy rok? Jaki dzień?

Facet go wyminął, wyraźnie uznając go za szalonego.

- To niegrzeczne - rzucił szatyn.

- Klaus, chodź tu - poprosiłam.

- Tak?

- Patrz - wskazałam na wyrzucony do śmietnika magazyn.

- No tak, mój typ, ale wolę ciebie - stwierdził, patrząc na mężczyznę z okładki.

- Data - pokazałam mu palcem.

- Jedenasty lutego 1961 roku - przeczytał.

Spojrzeliśmy na siebie jednocześnie.

- Mam tego dosyć! - krzyknął Klaus, przewracając blaszany śmietnik. - Co niby mamy teraz robić?!

- Poszukać reszty? - zasugerowałam. - A potem razem wrócić do domu?

- Świetny plan, ale z tego co wiem, to ostatnio się nie powiódł! - podniósł głos.

- Czemu się na mnie wyżywasz? - spytałam. - To moja wina, że Pięć nie potrafi kontrolować swoich mocy?

- Nie, po prostu... - zaczął, po czym pokręcił głową. - Już nic.

- Nie, powiedz - odparłam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Cały czas myślisz, że ktoś nas uratuje - odezwał się po chwili milczenia. - Ale to my zawsze musimy ratować ich. Nie masz już dość?

- To nasza rodzina, Klaus. Powinniśmy trzymać się razem - stwierdziłam.

- To żałosne, Rem.

- Co?

- To twoje przywiązanie! Kiedy zobaczysz, że lepiej radzimy sobie sami?! - krzyknął.

- Więc co innego zamierzasz zrobić? Nawalić się?! - wykrzyczałam i poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. - Tak ma wyglądać twoja samodzielność?!

- Przynajmniej nie będę ich marionetką!

- Nie poznaję cię, Klaus... - wyszeptałam, a on odwrócił głowę.

- Po prostu pogódź się z nową rzeczywistością - rzucił, wyjmując z kieszeni kolorowe tabletki.

- Myliłam się co do ciebie. Jesteś pieprzonym egoistą - trąciłam go ramieniem.

- Ej, gdzie idziesz?! - wydarł się.

- Pogodzić się z nową rzeczywistością - odparłam sarkastycznie, znikając za rogiem.

*KLAUS*

Oparłem się o ceglany murek. Minęły już dwie godziny, odkąd Rem odeszła i wcale nie zanosiło się na to, żeby miała wrócić.

- Miała rację. Trochę przesadziłeś - odezwał się Ben, siadając obok mnie.

- Ja? - prychnąłem, zapalając papierosa.

- Wydaje ci się, że jesteś jedyną osobą, której Rem potrzebuje...

- Bo jestem - przerwałem mu.

- Tak myślisz? Moim zdaniem tylko ją popierdoliłeś - stwierdził, a ja zakaszlałem, krztusząc się dymem. - Nie patrz tak na mnie. Nie widzisz tego, jak bardzo się gubi przez twoje humorki? Nic dziwnego, że potrzebuje wsparcia Allison czy Diega...

- Czyli teraz ja jestem tym złym?

- Mówię tylko, co widzę. Tak bardzo zakręciłeś się na punkcie Dave'a, że nigdy nie powiedziałeś jej nawet głupiego "kocham cię", a teraz oczekujesz, że będziesz jej priorytetem?

- Rany, rzeczywiście kawał ze mnie dupka - westchnąłem po chwili.

W milczeniu dopaliłem papierosa. Później rzuciłem go na ziemię i rozdeptałem butem.

- Poszukam jej - odezwałem się.

- I?

- Przeproszę, znajdziemy resztę, wrócimy do domu - wyrecytowałem, a Ben się uśmiechnął. - I powiem jej, jak bardzo ją kocham.

- Brawo, w końcu załapałeś. Zajęło ci to tylko dwie godziny - skomentował ironicznie.

- Walnąłbym cię w ramię, gdyby nie to, że jesteś duchem - zaśmiałem się, wstając z ziemi.






___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz