29

347 25 13
                                    

*KLAUS*

- Cholera jasna - przekląłem pod nosem, gorączkowo szukając butelki ginu schowanej za książkami.

- Wiem, że masz się za duchowego guru, więc nie chcesz tego słyszeć, ale... - zaczął Ben, a ja odkręciłem korek. - Potrzebujesz pomocy.

- "Klaus, nie rób tego. Klaus, zrób to, ale nie tak" - powiedziałem głosem bruneta. - Nie mogę się odlać, żebyś nie skrytykował strumienia - zaśmiałem się.

- Beze mnie leżałbyś martwy w rowie - odparł twardo.

Odwróciłem się i przyjrzałem mu się uważnie.

- Właśnie zrozumiałem, kogo przypominasz -  oznajmiłem, a on popatrzył na mnie wyczekująco. - Tatę.

- Nie mów tak.

- Tato! - zawołałem rozbawiony.

- Mówię poważnie! Zamknij się! - syknął.

- Szesnaście lat w grobie i w końcu zmieniłeś się w ojca - uniosłem rękę z butelką do góry.

Wściekły brunet błyskawicznie rzucił się w moją stronę, ale zamiast powalić mnie na ziemię, poczułem, jak przenika przez moje ciało i na chwilę się w nim zatrzymuje. Po paru sekundach mój organizm go wyrzucił, a brunet upadł na podłogę w drugiej części pokoju.

- To było dziwne - zauważył, podnosząc się z ziemi.

- Jezu, Ben! - sapnąłem, próbując złapać oddech.

W tym momencie do pokoju weszła Rem.

- Klaus, ktoś chce z tobą porozmawiać - powiedziała, a zza jej pleców wychylił się Dave.

Otworzyłem szeroko oczy i wstałem z posadzki.

- Chodźmy na dwór - odparłem, a chłopak skinął głową.

*REM*

Wiedziałam, że to co robię jest niewłaściwe, ale miałam wrażenie, że Klaus przestał być ze mną szczery. Chciałam się dowiedzieć, kim jest ten chłopak i co łączy go z szatynem. Właśnie dlatego stanęłam za rogiem i zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie.

- Jak mnie znalazłeś? - spytał Klaus.

- Znalazłem ulotkę z twoją twarzą - wyjaśnił.

- O nie - zaśmiał się szatyn, a jedna z pracujących w ogrodzie kobiet zarzuciła mu na szyję naszyjnik z kwiatów. - Cieszę się, że przyszedłeś.

- Słuchaj, chciałem przeprosić za to, co się stało.

- Nie przejmuj się - Klaus uśmiechnął się promiennie. - Dla ego to dobrze, jeśli od czasu do czasu zarobisz w twarz.

- Tak, ale ja taki nie jestem - westchnął.

- Wiem - odparł.

- Słuchaj, powiedziałeś wtedy sporo rzeczy o wojnie i moim wujku... - zaczął jasnowłosy. - Skąd to wiesz?

- To proste. Jestem prorokiem - na te słowa nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami.

- Jasne - reakcja blondyna była zbliżona do mojej.

- Wszystko jest w ulotce - odparł, biorąc łyk alkoholu.

- Tak, ale bez urazy, to nie jest prawda.

- To skąd wiem o tobie wszystko? - powiedział Klaus.

- Na przykład co?

- Na przykład... Najbardziej lubisz zwykłego hamburgera z dwoma ogórkami - pstryknął palcami.

- Wszyscy lubią hamburgery.

- Daj spokój. Twoja ulubiona piosenka to "The Man Who Shot Liberty Valance".

- Skąd wiesz?

- A twoja ulubiona książka to "Diuna" - kontynuował.

- Pomyłka. Pierwsze o niej słyszę - oznajmił triumfalnie.

- Usłyszysz - stwierdził szatyn. - Spodoba ci się. Nie ma za co, przy okazji. Co jeszcze... - zrobił krok w przód. - Wiem, że czasami czujesz się jak obcy w swojej rodzinie. Liczysz, że zostając żołnierzem, coś im udowodnisz. I sobie też.

Jasnowłosy spuścił wzrok.

- A ja ci mówię, Dave, że to nie zadziała, a ty będziesz żałował, że się zaciągnąłeś.

Przygryzłam drżącą wargę. Czyli wszystko jasne. Blondyn to Dave. Ten sam, z którym Klaus walczył w Wietnamie, ten sam, który był miłością jego życia i o którym jak widać wciąż nie potrafi zapomnieć.

- Nie wiem, o czym mówisz - Dave przerwał moje rozmyślania. - Zaciągam się, bo to...

- Słuszne - dokończył Klaus w tym samym momencie.

- Nie wiem, co tu robię - odparł i odwrócił się.

Szatyn westchnął ciężko.

- Słuchaj, 21 lutego 1968 w dolinie A Shau zostajesz postrzelony, próbując utrzymać wzgórze 689 - chłopak zatrzymał się. - Nigdy nie wracasz z tego wzgórza, Dave. To koniec.

- Kłamiesz. Jesteś jakimś oszustem - pokręcił głową.

- Popatrz - zdjął z szyi nieśmiertelnik, na którym najprawdopodobniej były wyryte dane blondyna. - Weź go. To wszystko, co po tobie mam - zmusił się do smutnego uśmiechu.

- Nawet gdybym ci wierzył, a nie wierzę, piszę się na to. Śmierć dla ojczyzny to zaszczyt. Wy, pacyfiści, tego nie rozumiecie.

- Ale nie musisz...

- Muszę.

- Wcale nie.

- Już się zaciągnąłem - wypalił, a Klaus zmarszczył brwi.

- Co? To nie miało się jeszcze wydarzyć - stwierdził zaskoczony.

- Po tym, jak cię spotkaliśmy, wujek zabrał mnie do komisji poborowej. Kazał mi się zaciągnąć. Wyślą mnie za tydzień.

- Co?

- Daj to innemu głupkowi, którego będziesz rekrutował - oddał mu nieśmiertelnik i ruszył w stronę wyjścia z ogrodu.

- Dave. Dave, wracaj - Klaus kurczowo ściskał wisiorek w rękach.

Nie wrócił.




___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się podobał. Oczywiście zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz