25

428 29 19
                                    

*KLAUS*

- Zadam ci kilka pytań i mam nadzieję, że mi na nie odpowiesz - zaczęła Rem, kiedy stanąłem przed wejściem do domu. - Czemu śmierdzisz tanim alkoholem, co ci się stało w twarz, gdzie byłeś... - skrzyżowała ramiona na piersiach. - I najważniejsze, kim są ci ludzie?

Wskazała na grupę osób, siedzących na podłodze w salonie.

- Nic nie powiesz, Klaus? - zapytała, patrząc mi głęboko w oczy.

- Rem, skarbie, miałem ciężki dzień... Zrobiłabyś mi coś do jedzenia? - spytałem, ignorując jej pytania.

Wyminąłem ją i wszedłem do domu.

- Klaus! - krzyknęła za mną.

- O, to wy - zaśmiałem się, wciąż otępiały z powodu alkoholu, płynącego w moich żyłach.

- Prorok wrócił! - krzyknął jeden z mężczyzn, a reszta zaczęła radośnie skandować moje przezwisko.

- Też tęskniłem - poklepałem kogoś z nich po głowie. - Hej, widzę, że poznaliście już moją ukochaną!

- Klaus - wyszeptała Rem, kiedy przyciągnąłem ją do siebie i objąłem mocno. - Proszę cię, uspokój się trochę i daj sobie pomóc... - poprosiła, a ja bezgłośnie się zgodziłem.

Pomogła mi wejść po schodach, co było nie lada wyzwaniem, bo byłem potwornie zalany. Posadziła mnie na poduszce na podłodze.

- Nie ruszaj się, znajdę jakiś lód na twój policzek - powiedziała, a ja zaśmiałem się i złapałem jej rękę.

- Prawdziwy ból jest tu - przyłożyłem ją do swojej klatki piersiowej po lewej stronie. - I obawiam się, że lód go nie zlikwiduje...

- Jesteś pijany - stwierdziła, a ja wybuchnąłem głośnym śmiechem. - Klaus, to nie jest zabawne!

- Nie? A myślałem, że...

Naszą rozmowę przerwał telefon.

- To może poczekać, wiesz? - powiedziałem, ale ona odwróciła się do mnie plecami i podniosła słuchawkę.

- Tak? Dobrze, że dzwonisz. Co z Raymondem? - zorientowałem się, że Rem rozmawia z Allison. - Rozumiem. Czekaj, co?! Jasne, że się cieszę, po prostu się tego nie spodziewałam... Zaraz tam będziemy.

Zapisała coś na karteczce, która leżała obok telefonu.

- Do zobaczenia.

Odłożyła słuchawkę i spojrzała na mnie.

- Allison wpadła na Luthera, a on ma kontakt z Piątką, Diego i Vanyą - wyjaśniła. - Chce, żebyśmy się dzisiaj spotkali.

- Ugh - podsumowałem krótko.

- Możemy znowu być rodziną, Klaus - stwierdziła.

- Zapomniałaś dodać dysfunkcyjną, kochanie - wtrąciłem sarkastycznie, wstając z miękkiego dywanu.

- A zastanawiałeś się kiedyś dlaczego? - zapytała, a ja umilkłem. - No właśnie. Zbierz się do kupy i zejdź na dół.

- Sugerujesz, że to ja jestem dysfunkcyjnym elementem? - spytałem, lekko marszcząc brwi.

Rem uniosła dłoń i swoim kciukiem zatoczyła kółeczko na sinej części mojej twarzy. Syknąłem cicho.

- To ty to powiedziałeś... - wyszeptała, cofając swoją rękę. - Czekam w samochodzie.

*REM*

Po piętnastu minutach szatyn zajął miejsce obok mnie. Zamiast jak zwykle zacząć rozmowę, wbił wzrok w okno.

- Zapnij pasy - poprosiłam, przerywając nieznośną ciszę. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.

- Teraz się o mnie martwisz, tak? - prychnął.

- Zawsze się o ciebie martwię, ale moja troska nic nie da, jeśli będziesz zachowywał się jak gówniarz - odpyskowałam, dociskając pedał gazu.

- Przepraszam, mamo - rzucił sarkastycznie.

- Chcesz być traktowany poważnie? To bądź taki, do cholery! Myślisz, że lubię to, jak przychodzisz nawalony do domu? Że lubię podtrzymywać ci głowę, żebyś nie zadławił się własnymi wymiocinami? Nie, Klaus!

- Rem! - wrzasnął szatyn, łapiąc za kierownicę i w ostatniej chwili ratując nas od zderzenia z innym samochodem.

Zjechałam na miejsce obok chodnika. Położyłam głowę na kierownicy i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić.

- Rem... - Klaus delikatnie dotknął moich pleców.

- Przepraszam - wyszeptałam. - Mówię o odpowiedzialności, a sama prawie nas zabiłam - zaśmiałam się gorzko.

- Hej, spójrz na mnie - poprosił, a ja uniosłam głowę. - Nic się nie stało.

- Nie powinnam cię tak krytykować...

- Nie, masz rację. Muszę się ogarnąć. Obiecuję, że nie będziesz musiała mnie dłużej niańczyć - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest.

Spojrzał na karteczkę z adresem, która leżała na mojej desce rozdzielczej.

- To dwie przecznice stąd, może dla bezpieczeństwa przejdziemy na piechotę, co? - puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam.

- W porządku - zgodziłam się, a on podał mi okulary przeciwsłoneczne.

- To będzie wesołe spotkanie. Może nawet bardziej niż pogrzeb starego Reginalda...





___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
W końcu udało mi się napisać kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz