18

518 33 27
                                    


Wpadliśmy do budynku teatru. Luther wyrwał się do przodu, ale Allison zatrzymała go i pokazała mu kartkę z napisem "muszę iść sama".

- Nie mogę ci na to pozwolić - odparł, kręcąc głową. - Nie przekonasz Vanyi.

- Słyszycie muzykę? - spytał Diego. - Zaczęło się.

- Serio myślisz, że posłucha? - odezwał się blondyn do Allison, ignorując bruneta. - Po wszystkim, co się stało?

- Nie mamy na to czasu - rzucił Klaus, kiwając się na wszystkie strony.

Allison pobiegła w stronę, z której dobiegał dźwięk skrzypiec.

- Ma odwrócić uwagę Vanyi, prawda?

- To najlepsza szansa, by ją obezwładnić. Później nam podziękuje.

- Więc jaki jest plan? - zapytał szatyn.

- Zaczekasz na zewnątrz.

- Co?

- Staniesz na czatach - odparł Luther.

- Na czatach? - upewnił się zawiedziony Klaus. - A Rem?

- Pójdę z nimi. Przepraszam - dodałam, widząc rozczarowanie w jego oczach.

- Myślicie, że nie potrafię nic lepszego niż...

- Rem! - pośpieszył mnie blondyn.

Spojrzałam ostatni raz w stronę szatyna i pobiegłam za Lutherem.

Stanęliśmy po dwóch stronach sceny. Diego policzył na palcach do trzech i rzuciliśmy się na Vanyę, która grała na skrzypcach. Dziewczyna błyskawicznie odepchnęła nas za pomocą jakiegoś niebieskiego pola siłowego. Widzowie zaczęli uciekać z sali, a wściekła Vanya znów użyła swojej mocy.

- Ruchy! Dalej, dalej! - krzyknęłam pomagając uciec z pomieszczenia przerażonym ludziom.

Szybko wyprowadziłam dwójkę dzieci i schyliłam się, unikając kolejnego uderzenia. Schowałam się za rzędem foteli razem z resztą swojej rodziny.

- Potężniejsza, niż sądziłem - powiedział cicho Diego. - Co dalej robimy?

- Zabierzmy jej skrzypce - wymyśliłam naprędce.

- Czekaj, po co...

- Działają jak piorunochron. Jak je odbierzemy i przestanie grać, może się udać.

Nagle do sali wpadli ludzie w maskach. Ci sami, którzy chcieli dopaść nas na kręgielni.

- Co z Klausem? Miał stać na straży! - krzyknął Diego, uchylając się przed pociskiem.

- Dziwi cię to? - prychnął Luther.

- Co to za obijanie się? - spytał Pięć, lądując przed nami.

- Pięć, padnij! - krzyknęliśmy jednocześnie, a on schował się za fotelem.

- Co ty tu robisz?! Myśleliśmy, że nas olałeś! - Luther próbował przekrzyczeć strzały.

- Załatwiałem coś. Nie jest dobrze - dodał, widząc zamaskowanych napastników.

- Znasz ich?

- Tak.

- I?

- Przejebane - pokręcił głową, przebiegając w inne miejsce.

- Hej, to Cha-Cha! - wydarł się Klaus, przeskakując przez barierkę. - Ona...

- Klaus! Na ziemię! - krzyknęłam, a on zamiast mnie posłuchać stanął na środku.

Jego pięści zaczęły świecić na niebiesko, a po chwili przed nim pojawiła się migocząca postać Bena. Z klatki piersiowej bruneta wyrosły macki, którymi złapał wszystkich strzelców i zaczął ich po kolei obezwładniać. Spojrzałam na Klausa, który nim kierował. Był równie zaskoczony, co my. Po chwili duch Bena zniknął, a szatyn się do mnie uśmiechnął.

- To ci wartownik - zaśmiał się, a ja razem z nim.

Tymczasem Diego rzucił się na Cha-Chę. Walczył z nią przez chwilę, ale w końcu ją puścił i wrócił do nas.

- Co z Vanyą? - spytał.

Dziewczyna wciąż grała na skrzypcach, a jej moc sprawiła, że z sufitu zaczęły odpadać elementy zdobień.

- Otoczymy ją. Naprzemy ze wszystkich stron.

- To misja samobójcza - stwierdził Klaus.

- Ktoś może się przebić. To jedyna szansa - odparł Pięć.

- Każdy wchodzi?

Pokiwaliśmy głowami.

- Dobra. Allison, ty z lewej. Ja z prawej - odezwał się Luther. - Wy bierzecie przód.

Wybiegliśmy przed siebie.

- Zabiorę jej te cholerne skrzypce! - krzyknęłam do Klausa, Diega i Piątki.

- Oszalałaś?! - wydarł się Klaus.

- Po prostu odwróćcie jej uwagę!

Stałam się niewidzialna i stanęłam przed Vanyą. Szybkim ruchem wyrwałam jej skrzypce, a Diego i Luther jednocześnie ją ogłuszyli. Niebieska poświata wystrzeliła przez sufit i zniknęła, a dziewczyna straciła przytomność i upadła na podłogę.

- Żyje? - zapytał Pięć, potrząsając nią.

- Tak.

- Uff... Udało nam się.

- Uratowaliśmy świat - powiedział Diego, a my popatrzyliśmy po sobie z uśmiechami.

- Ludzie? - zaczął Klaus. - Widzicie tę skałę lecącą w naszą stronę?

Spojrzeliśmy na dziurę w suficie.

- Niedobrze...

- Więc to koniec? I tyle z...Ratowania świata - westchnął szatyn, stając obok mnie.

- Gdyby tylko sir Reginald nas teraz widział. Umbrella Academy. Zupełna klęska - podsumował Diego.

- Przynajmniej jesteśmy razem. Jako rodzina.

- To nie musi być koniec - stwierdził Pięć.

- Co ty mówisz? - zdziwił się Luther.

- Chyba jest wyjście. Musicie mi zaufać.

- Nie wydaje mi się - odezwał się Diego, a razem z nim Klaus.

- To możemy pogodzić się z losem, bo wyparujemy za mniej niż minutę - warknął.

- Co to za pomysł? - zapytałam.

- Użyjemy mojej mocy podróży w czasie. Tym razem zabiorę was ze sobą.

- Potrafisz to?

- Nie wiem. Nie próbowałem.

- Najgorsze, co może się stać?

- Patrzycie na to, 58-latek w ciele dziecka.

- A co mi tam - odezwał się Diego.

- Jasne, niech będzie - zgodziłam się.

- Jak ty to ja też - odparł Klaus, patrząc na mnie.

- Świetnie. Luther, weź Vanyę.

Stanęliśmy w kręgu i złapaliśmy się za ręce.

- To działa! - krzyknął Luther, kiedy zaczął pochłaniać nas granatowy portal.

- Trzymajcie się!








___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Po tygodniowej przerwie od pisania w końcu udało mi się wstawić ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz