Obudziłam się na kanapie w domu ojca. Dokuczał mi pulsujący ból głowy. Jęknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej.- Mówię ci Ben, życie na trzeźwo to porażka - zaśmiał się stojący tyłem do mnie Klaus.
Był rozebrany do bielizny i grzebał właśnie w jednej z szafek.
- Współczuję mu - powiedziałam, a szatyn błyskawicznie się odwrócił, upuszczając porcelanowy talerz. - Biedny Ben, umarł z nadzieją na wieczny spokój, a ty wkroczyłeś że swoim darem i teraz codziennie trujesz mu dupę, jaki to świat jest zły bez ćpania...
- Ben uwielbia moje ciekawostki, prawda? - spojrzał na pusty fotel. - Nie widzisz go, ale właśnie kiwa głową - uśmiechnął się tryumfalnie.
- Jasne - zaśmiałam się cicho. - Co my wczoraj robiliśmy? Mam dziurę w pamięci...
- Takie tam, sprzedaliśmy to szpetne pudełeczko, zjedliśmy pizzę, ukradliśmy parę rzeczy ze stacji benzynowej...
- Co?!
- Po alkoholu jesteś duszą towarzystwa - puścił mi oczko. - Potem przyszedł Pogo i zaczął truć mi dupę, że te papiery ze szkatułki są bezcenne i mam je odzyskać. Skubany domyślił się, że to ja ją zabrałem...
- A kto inny okradałby nieboszczyka - zauważyłam.
- Słuszna uwaga - odparł.
- Dobrze, że jesteście - usłyszeliśmy głos Piątki. - Potrzebuję waszej pomocy.
- Weź długopis i notuj - rozkazał Klaus. - Dwieście czterdzieści pięć, trzys...
- Co? Nie, nie potrzebny mi numer do twojego dilera, musicie mi tylko pomóc w zdobyciu kilku informacji - powiedział.
- Możesz użyć swojej mocy i zabrać mu te papiery? - zapytał mnie Pięć.
- Nie dam rady wyrwać mu ich z ręki - stwierdziłam, patrząc na siedzącego przy biurku mężczyznę. - Może i mnie nie zobaczy, ale na pewno poczuje mój dotyk.
- Tego się obawiałem. W takim razie spróbujemy inaczej - zdecydował. - Będziecie udawać moich rodziców.
- Co? - parsknęłam śmiechem.
- Świetny pomysł - stwierdził Klaus. - Ale musimy poświęcić chwilę na przygotowanie.
- To nie teatr, Klaus.
- Lubię mieć przygotowany scenariusz, tak na wszelki wypadek - stwierdził. - A więc tak... Miałem szesnaście lat, kiedy się urodziłeś... Twoją piękną matkę poznałem w klubie i od razu się zakochałem.
- Nie podeszłabym do ciebie w klubie - zaśmiałam się.
- Masz rację, dlatego ja to zrobiłem. Przetańczyliśmy całą noc, a potem... - znacząco poruszył brwiami. - Pojawiłeś się ty - skinął głową na chłopaka.
- Ugh, wolę nie wiedzieć co ci się roi w tym wytworze, który nazywasz mózgiem - przerwał mu Pięć. - Chodźmy.
- Jak już mówiłem państwa synowi, informacje o naszych protezach są ściśle poufne. Nie mogę pomóc bez zgody klienta - powiedział mężczyzna, kiedy usiedliśmy w jego biurze.
- Potrzebujemy nazwiska, żeby dostać zgodę - syknął Pięć.
- To już nie mój problem - stwierdził.
- A co... Z moją zgodą? - zapytał Klaus dramatycznym tonem.
- O co panu...
- Kto pozwolił panu kłaść swoje łapska na moim synu i żonie?
- Nie dotykałem pana rodziny...
- Nie? A skąd wzięła się ta spuchnięta warga? - zapytał i z całej siły uderzył Piątkę w twarz. - I te czerwone ślady rąk?
Złapał mnie za szyję i zaczął podduszać. Po chwili mnie puścił, a ja w końcu złapałam oddech.
- Świr z pana - powiedział kierownik, kręcąc głową.
- Nawet nie wiesz jaki - zachichotał szatyn. - "Pokój na Ziemi" - przeczytał napis na śnieżnej kuli. - Słodko - zaśmiał się i rozbił sobie szklaną ozdobę na twarzy.
Jego czoło zaczęło krwawić, a mężczyzna popatrzył na niego z niedowierzaniem. Chwycił za telefon.
- Wzywam ochro... - nie zdążył dokończyć, bo Klaus wyrwał mu słuchawkę.
- Pomocy! Zaatakowano mnie! Potrzebna ochrona w biurze pana Biga, szybko! Schnell! - wydarł się do telefonu.
Spojrzał na kierownika.
- Powiem ci, co się teraz stanie, Lance... Za około sześćdziesiąt sekund wpadnie tu dwójka ochroniarzy i zaczną się zastanawiać, skąd się wzięło tyle krwi... A my powiemy, że nas pobiłeś - westchnął ciężko, a my z Piątką wymieniliśmy rozbawione spojrzenia.
- Niezły z ciebie świr - wymamrotał mężczyzna, a rozpromieniony Klaus podziękował.
Kierownik zaczął przeglądać dokumenty i analizować numer seryjny szklanego oka, które pokazał mu Pięć. Przez cały czas nie spuszczaliśmy z niego wzroku.
- To dziwne... Wygląda na to, że ta proteza nie została jeszcze wykonana - stwierdził.
- Na pewno dobrze sprawdziłeś, Lance? - zapytał podejrzliwie Klaus, a mężczyzna szybko skinął głową. - Wystarczy ci taka odpowiedź?
- Tak - odparł krótko Numer Pięć.
- Dzięki za współpracę - wyszczerzył się szatyn do kierownika i opuściliśmy wieżowiec.
- Byłem zajebisty! - krzyknął Klaus. - Co z moją zgodą, szmato? - zaśmiał się, cytując swoje słowa.
- To bez znaczenia - burknął Pięć.
- O co właściwie chodzi z tym okiem? - spytałam.
- W ciągu siedmiu dni ktoś je straci i doprowadzi do końca świata! - krzyknął i poszedł w swoją stronę.
- Rany, ale on spięty! - westchnął Klaus. - Dobrze, że mam jeszcze ciebie. Jak oceniasz mój debiut na scenie?
- Byłeś niezły, ale nie musiałeś mnie tak mocno dusić - stwierdziłam, rozmasowując zaczerwienioną szyję.
- Pomyślałem sobie, że jesteś typem kogoś, kto woli na ostro - odparł, a ja trzepnęłam go w ramię.
- Trochę się martwię tym, co powiedział Pięć... - westchnęłam. - A ty?
- Nie wiem, ale jak ma być apokalipsa, to wolę umrzeć najedzony - stwierdził. - Stawiasz obiad? Burczy mi w brzusiu - zaśmiał się.
- Ale z ciebie pijawka - pokręciłam głową ze śmiechem.
___________________________________________
Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania - bardzo mnie to motywuje.Do następnego,
frenchtimothee
CZYTASZ
Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)
Fanfic- Dlaczego pojawiasz się tylko wtedy, kiedy jesteś nawalony albo akurat chcesz się nawalić? - Taki już mój urok - wyszczerzył się. 'And I wonder why I tear myself down To be built back up again Oh I hope somehow, I'll wake up young again All that's...