4

827 47 27
                                    


Obudziłam się na kanapie w domu ojca. Dokuczał mi pulsujący ból głowy. Jęknęłam i  podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Mówię ci Ben, życie na trzeźwo to porażka - zaśmiał się stojący tyłem do mnie Klaus.

Był rozebrany do bielizny i grzebał właśnie w jednej z szafek.

- Współczuję mu - powiedziałam, a szatyn błyskawicznie się odwrócił, upuszczając porcelanowy talerz. - Biedny Ben, umarł z nadzieją na wieczny spokój, a ty wkroczyłeś że swoim darem i teraz codziennie trujesz mu dupę, jaki to świat jest zły bez ćpania...

- Ben uwielbia moje ciekawostki, prawda? - spojrzał na pusty fotel. - Nie widzisz go, ale właśnie kiwa głową - uśmiechnął się tryumfalnie.

- Jasne - zaśmiałam się cicho. - Co my wczoraj robiliśmy? Mam dziurę w pamięci...

- Takie tam, sprzedaliśmy to szpetne pudełeczko, zjedliśmy pizzę, ukradliśmy parę rzeczy ze stacji benzynowej...

- Co?!

- Po alkoholu jesteś duszą towarzystwa - puścił mi oczko. - Potem przyszedł Pogo i zaczął truć mi dupę, że te papiery ze szkatułki są bezcenne i mam je odzyskać. Skubany domyślił się, że to ja ją zabrałem...

- A kto inny okradałby nieboszczyka - zauważyłam.

- Słuszna uwaga - odparł.

- Dobrze, że jesteście - usłyszeliśmy głos Piątki. - Potrzebuję waszej pomocy.

- Weź długopis i notuj - rozkazał Klaus. - Dwieście czterdzieści pięć, trzys...

- Co? Nie, nie potrzebny mi numer do twojego dilera, musicie mi tylko pomóc w zdobyciu kilku informacji - powiedział.

- Możesz użyć swojej mocy i zabrać mu te papiery? - zapytał mnie Pięć.

- Nie dam rady wyrwać mu ich z ręki - stwierdziłam, patrząc na siedzącego przy biurku mężczyznę. - Może i mnie nie zobaczy, ale na pewno poczuje mój dotyk.

- Tego się obawiałem. W takim razie spróbujemy inaczej - zdecydował. - Będziecie udawać moich rodziców.

- Co? - parsknęłam śmiechem.

- Świetny pomysł - stwierdził Klaus. - Ale musimy poświęcić chwilę na przygotowanie.

- To nie teatr, Klaus.

- Lubię mieć przygotowany scenariusz, tak na wszelki wypadek - stwierdził. - A więc tak... Miałem szesnaście lat, kiedy się urodziłeś... Twoją piękną matkę poznałem w klubie i od razu się zakochałem.

- Nie podeszłabym do ciebie w klubie - zaśmiałam się.

- Masz rację, dlatego ja to zrobiłem. Przetańczyliśmy całą noc, a potem... - znacząco poruszył brwiami. - Pojawiłeś się ty - skinął głową na chłopaka.

- Ugh, wolę nie wiedzieć co ci się roi w tym wytworze, który nazywasz mózgiem - przerwał mu Pięć. - Chodźmy.

- Jak już mówiłem państwa synowi, informacje o naszych protezach są ściśle poufne. Nie mogę pomóc bez zgody klienta - powiedział mężczyzna, kiedy usiedliśmy w jego biurze.

- Potrzebujemy nazwiska, żeby dostać zgodę - syknął Pięć.

- To już nie mój problem - stwierdził.

- A co... Z moją zgodą? - zapytał Klaus dramatycznym tonem.

- O co panu...

- Kto pozwolił panu kłaść swoje łapska na moim synu i żonie?

- Nie dotykałem pana rodziny...

- Nie? A skąd wzięła się ta spuchnięta warga? - zapytał i z całej siły uderzył Piątkę w twarz. - I te czerwone ślady rąk?

Złapał mnie za szyję i zaczął podduszać. Po chwili mnie puścił, a ja w końcu złapałam oddech.

- Świr z pana - powiedział kierownik, kręcąc głową.

- Nawet nie wiesz jaki - zachichotał szatyn. - "Pokój na Ziemi" - przeczytał napis na śnieżnej kuli. - Słodko - zaśmiał się i rozbił sobie szklaną ozdobę na twarzy.

Jego czoło zaczęło krwawić, a mężczyzna popatrzył na niego z niedowierzaniem. Chwycił za telefon.

- Wzywam ochro... - nie zdążył dokończyć, bo Klaus wyrwał mu słuchawkę.

- Pomocy! Zaatakowano mnie! Potrzebna ochrona w biurze pana Biga, szybko! Schnell! - wydarł się do telefonu.

Spojrzał na kierownika.

- Powiem ci, co się teraz stanie, Lance... Za około sześćdziesiąt sekund wpadnie tu dwójka ochroniarzy i zaczną się zastanawiać, skąd się wzięło tyle krwi... A my powiemy, że nas pobiłeś - westchnął ciężko, a my z Piątką wymieniliśmy rozbawione spojrzenia.

- Niezły z ciebie świr - wymamrotał mężczyzna, a rozpromieniony Klaus podziękował.

Kierownik zaczął przeglądać dokumenty i analizować numer seryjny szklanego oka, które pokazał mu Pięć. Przez cały czas nie spuszczaliśmy z niego wzroku.

- To dziwne... Wygląda na to, że ta proteza nie została jeszcze wykonana - stwierdził.

- Na pewno dobrze sprawdziłeś, Lance? - zapytał podejrzliwie Klaus, a mężczyzna szybko skinął głową. - Wystarczy ci taka odpowiedź?

- Tak - odparł krótko Numer Pięć.

- Dzięki za współpracę - wyszczerzył się szatyn do kierownika i opuściliśmy wieżowiec.

- Byłem zajebisty! - krzyknął Klaus. - Co z moją zgodą, szmato? - zaśmiał się, cytując swoje słowa.

- To bez znaczenia - burknął Pięć.

- O co właściwie chodzi z tym okiem? - spytałam.

- W ciągu siedmiu dni ktoś je straci i doprowadzi do końca świata! - krzyknął i poszedł w swoją stronę.

- Rany, ale on spięty! - westchnął Klaus. - Dobrze, że mam jeszcze ciebie. Jak oceniasz mój debiut na scenie?

- Byłeś niezły, ale nie musiałeś mnie tak mocno dusić - stwierdziłam, rozmasowując zaczerwienioną szyję.

- Pomyślałem sobie, że jesteś typem kogoś, kto woli na ostro - odparł, a ja trzepnęłam go w ramię.

- Trochę się martwię tym, co powiedział Pięć... - westchnęłam. - A ty?

- Nie wiem, ale jak ma być apokalipsa, to wolę umrzeć najedzony - stwierdził. - Stawiasz obiad? Burczy mi w brzusiu - zaśmiał się.

- Ale z ciebie pijawka - pokręciłam głową ze śmiechem.






___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania - bardzo mnie to motywuje.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz