23

463 34 15
                                    


*KLAUS*

Kiedy tylko przekroczyłem próg sklepu, dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił, a jasnowłosy chłopak spojrzał w moim kierunku.

- Dave... - wyszeptałem, wciąż jakby nie mogąc uwierzyć, że znowu go widzę.

- Tak jest napisane na mojej plakietce - odparł, a ja zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.

- Popatrz no, ty i te twoje żarty... I plakietka... - zaśmiałem się cicho, zdejmując okulary przeciwsłoneczne.

- Mogę panu w czymś pomóc? - zapytał grzecznie.

Przez chwilę zatraciłem się w jego oczach, ale chrząknięcie stojącego za mną Bena przywołało mnie z powrotem do rzeczywistości.

- Farba - wypaliłem.

- Farba?

- Tak, robię remont drugiej łazienki i potrzebuję trochę farby - zmyśliłem na szybko.

- Oczywiście. Jakiego koloru? - zapytał.

- Nie wiem - odpowiedziałem.

- Może pastelowy róż? - zaproponował.

- Brzmi doskonale - odparłem, a on odwrócił się, żeby sięgnąć po dwie puszki.

- Czy to jest stalking? Bo chyba to właśnie robisz - stwierdził Ben, kręcąc głową z dezaprobatą.

- Zamknij się - mruknąłem pod nosem.

Spojrzałem na Dave'a, który mieszał farbę za pomocą jakiejś specjalnej maszyny.

- Nieźle ci to idzie - rzuciłem.

- Dzięki - uśmiechnął się i wrócił do swojego zajęcia.

Wpatrywałem się w maszynę, która teraz robiła spory hałas. Nagle wróciły do mnie wszystkie wspomnienia z Wietnamu... Choć wiedziałem, że to tylko odgłos mieszania farby, i tak miałem wrażenie, że słyszę karabiny. Te same, które kiedyś zabiją Dave'a w dolinie A Shau...

- Gotowe - chłopak przerwał moje rozmyślania.

- Dzięki - skinąłem głową.

- Nie ma za co.

Spojrzałem na niego po raz ostatni i zabrałem puszki do samochodu.

- Czyli tak to ma wyglądać? Chcesz znów przeżyć swój romans z Wietnamu? - zapytał Ben z tylnego siedzenia.

- To nie twój interes - syknąłem.

- Może i nie, ale to czysty egoizm, Klaus. Pomyślałeś w ogóle o Rem? Co będzie, jak się dowie?

- Na pewno chciałaby, żebym go ocalił - odparłem zirytowany.

- Ocalił, Klaus, nie mieszał mu w głowie! - odparł.

- Możesz zostawić mnie samego na przynajmniej pięć minut?! - krzyknąłem, a on zamilkł.

*REM*

- W końcu jesteś! - szybko pocałowałam Klausa, który właśnie wszedł do domu. - Nie rozbieraj się, musimy pojechać w jedno miejsce. Po co ci dwie puszki różowej farby? - spytałam zdziwiona.

- Nieważne, Rem - westchnął ciężko, zakładając mi luźny kosmyk włosów za ucho. - Co się stało?

- Allison tu była.

- Naprawdę? - zapytał, a ja skinęłam głową.

- Mówiła mi, że razem z mężem działają w antyrasistowskiej organizacji, która miała przeprowadzić dzisiaj jakąś akcję, coś jak protest - wytłumaczyłam szybko. - Wyszła dwie godziny temu i właśnie usłyszałam w radiu o jakichś zamieszkach przy tym barze... Boję się o jej bezpieczeństwo, Klaus.

- Jestem pewny, że wszystko będzie dobrze, Rem, ale zawiozę cię tam, jeśli chcesz.

- Tak, proszę - odparłam, a on przepuścił mnie w drzwiach.


Piętnaście minut później zaparkowaliśmy przy głównej ulicy. Wszędzie unosił się dym, a przed restauracją kłębił się tłum ludzi. Część z nich była wyprowadzana siłą przez funkcjonariuszy. Tak naprawdę nie mogłam zbyt wiele dostrzec. Klaus otworzył okno, a do samochodu podszedł policjant, który szarpał za rękę jedną z kobiet.

- Lepiej stąd jedźcie - poradził szatynowi. - Ci bandyci urządzili sobie dzień wyzwolenia - prychnął, spluwając pod nogi czarnoskórej dziewczyny, która przestała oglądać się za siebie. Rozpoznałam w niej Allison i poczułam wściekłość. Nikt nie będzie tak traktował mojej siostry.

- Szkoda, żeby taka biała piękność denerwowała się z powodu takich głupot - dodał, patrząc na mnie w obrzydliwy sposób.

Klaus zacisnął pięści i chciał rzucić się na policjanta, ale powstrzymałam go i sama wysiadłam z samochodu.

- Szkoda, żeby taki idiota i rasista nie dostał w mordę - odparłam i uderzyłam go z całej siły w twarz.

Mężczyzna zatoczył się i zanim zdążył zawołać jednego ze swoich przyjaciół, wepchnęłam Allison i siebie do auta, a Klaus odjechał z piskiem opon.

- Cześć, Allison - szatyn spojrzał w lusterko. - Miło cię znowu widzieć, chociaż szkoda, że w takich okolicznościach... - westchnął.

- Hej, Klaus - odparła, wbijając wzrok w podłogę.

- Wszystko w porządku? - spytałam, a ona pokręciła głową.

- Nasz protest nie przebiegł tak, jak chcieliśmy. Raymond został pobity przez policję - powiedziała, a ja złapałam jej rękę i lekko ją ścisnęłam, dając jej do zrozumienia, że ją wspieram. - Jestem zmęczona...

- Odwieziemy cię do domu - obiecałam, wymieniając spojrzenia z Klausem.








___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz