21

482 29 15
                                    


*REM*

- Zajęło ci to tylko siedem godzin - zauważyłam sarkastycznie i wyszliśmy z budynku.

- Słońce, wiesz, że nie znoszę papierkowej roboty - westchnął teatralnie Klaus, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne.

- Ani żadnej innej - powiedziałam.

- Ej! To nie moja wina, że szybko się męczę. Bycie zajebistym wymaga ogromnych pokładów energii - rzucił, a ja się zaśmiałam.

Skręciliśmy w wąską uliczkę i moim oczom ukazała się wielką, biała willa.

- Jesteśmy - powiedział, przepuszczając mnie w bramie.

Rozejrzałam się dookoła. Dom otaczał ogromny, zielony ogród z równo przystrzyżoną trawą. Przy wysypanej z kamieni ścieżce stały rzeźby greckich bogów w najróżniejszych pozycjach.

- Przyznaj się, komu ukradłeś klucze? - spytałam, wpatrując się we wszystko z niedowierzaniem i zachwytem.

- Nikomu, skarbie - odparł, otwierając przede mną drzwi. - Bycie prorokiem ma swoje zalety... - mówiąc to dał mi pstryczka w nos.

Chwilę później zaprowadził mnie do przestronnego salonu i rzucił się na wściekle różową sofę.

- Ta sekta, o której mówiłeś... Jak to się w ogóle zaczęło? - spytałam powoli, patrząc na ogromny portret szatyna, który wisiał nad kominkiem.

- Cóż, powiedzmy, że skorzystałem kiedyś z mocy Bena i parę osób to zauważyło. Zabrali mnie do Meksyku. Przez kilka miesięcy zaczęli do nas dołączać kolejni ludzie, aż powstała spora grupa. Traktowali mnie jak wizjonera i uważali wszystko, co powiedziałem za głębokie - wzruszył ramionami.

- Po co wróciłeś?

- A wolałabyś, żebym dalej tam siedział? - zapytał, śmiejąc się. - Było miło, ale w końcu zaczęło mnie to denerwować.

- Myślałam, że lubisz być w centrum uwagi - odparłam.

- Uwielbiam - wyszczerzył się, po czym dodał poważniejszym tonem: - Ale co mi po tłumie ludzi, skoro nie było wśród nich ciebie?

Oparłam się o mahoniową komodę i wpatrywałam się w niego, uśmiechając się bez słowa.

- Nic nie powiesz? - zdziwił się, zdejmując okulary przeciwsłoneczne.

- Chyba już wielokrotnie przekonywałeś się, że my nie potrzebujemy słów... - odparłam, znikając na chwilę.

- Hej, gdzie... - zaczął, ale po chwili przestał, czując mój dotyk na swoich barkach.

Odchylił głowę do tyłu i westchnął głęboko.

- Nie tylko ty cholernie tęskniłeś... - wyszeptałam, a on uśmiechnął się szeroko.

Pisnęłam cicho, kiedy złapał mnie w pasie chłodnymi dłońmi i przerzucił na kanapę obok siebie. Pochylił się nade mną i połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

*KLAUS*

Zerknąłem na leżącą obok mnie Rem. Jej włosy były rozczochrane, a na jej policzkach wciąż widniały urocze rumieńce podniecenia. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, kiedy znaleźliśmy się na dywanie, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

- Jesteś niesamowita, Rem... - ująłem jej dłoń i pocałowałem jej szczupłe palce, a dziewczyna otworzyła oczy, które jeszcze przed chwilą były lekko przymknięte.

- Mam tylko nadzieję, że Ben tego nie widział - wymruczała, podnosząc się do pozycji stojącej.

Zaśmiałem się i pomogłem jej założyć kolorową sukienkę.

- Do takiego życia jestem w stanie się przyzwyczaić - powiedziałem, a ona uniosła kąciki ust do góry.

- Właśnie to w nas lubię, wiesz? Mimo tych wszystkich komplikacji zawsze potrafimy się odnaleźć... - wyznała, zapinając guziki mojej koszuli w paski.

- Jasne, ale postaraj się już więcej nie gubić - puściłem jej oczko.

- Więc tym razem trzymaj mnie blisko - jej oczy zabłysły i posłała mi jeden z tych szczerych uśmiechów, którymi obdarzała mnie tylko ona...






___________________________________________

Witam wszystkich ❤️
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jak zwykle zachęcam do komentowania i gwiazdkowania.

Do następnego,
frenchtimothee

Get High / Klaus Hargreeves (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz