#42

173 5 1
                                        


Wpatrywał się we mnie tak, jakby to, co właśnie powiedziałam wywróciło cały jego świat do góry nogami. 

A więc stało się. 

Powiedziałam to. 

Czułam się tak, jakby ciężki kamień spadł mi z samego serca prosto do żołądka,  gdzie zacisnął się teraz w ciasny supeł. Serce biło mi szybciej niż kiedykolwiek przedtem. Sama nie wiedziałam, czy byłam bardziej przerażona, czy podniecona napływającą nieśmiało nadzieją. Pomyślałam, że dotąd za każdym razem, gdy moje serce tak przyspieszało działa się jakaś tragedia. Ktoś cierpiał. Ktoś umierał. Po raz pierwszy w życiu czułam się tak z zupełnie innego powodu. Choć właściwie nie miałam racji - z każdą chwilą miałam wrażenie, że to właśnie moja dusza stoi o kilka kroków przed grobem.

Nie mogłam oderwać od niego oczu, a zarazem każda sekunda przedłużającej się ciszy sprawiała, że byłam coraz bardziej przerażona. Czekałam na jego reakcję. Wszystko tak naprawdę zależało teraz wyłącznie od niego.

No powiedz coś.

Zaczerpnął drżący oddech i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak zamiast tego nachylił się i... mnie pocałował.

Zesztywniałam. Nie spodziewałam się tego. Cholera, nie rozumiałam nawet, co się właściwie dzieje. Potrzebowałam chwili, by to przetrawić,a  gdy w końcu dotarło do mnie, że to, czego pragnęłam od kilku tygodni właśnie stało się rzeczywistością, Luke jakby poczuł moje odrętwienie i  gwałtownie się ode mnie odsunął.

- Przepraszam! - powiedział szybko, a na jego twarzy pojawiło się poczucie winy- Strasznie cię przepraszam.

W sekundę poczułam, jak moje galopujące dotąd serce staje w miejscu i jak wzbiera się we mnie lodowate przerażenie. Zepsułam to. Oczywiście, że musiałam to zepsuć. Albo coś źle zrozumiałam. To było zbyt piękne, zbyt idealne, zbyt...

Chciałam jakoś to wyjaśnić, jednak wciąż byłam w zbyt wielkim szoku, by złożyć jakiekolwiek zdanie. Chciało mi się płakać. Nie mam pojęcia, jaką miałam wtedy minę, jednak gdy tylko Luke na mnie spojrzał miałam wrażenie, że nie wie, co powinien teraz zrobić. 

W końcu to on się odezwał, każde słowo wypowiadając tonem niewiele głośniejszym od szeptu.

- Mówiłaś przecież, że w takich sytuacjach przypomina Ci się wszystko, co zrobił ci Borus. Wszystko, co przez niego przeżyłaś, każdy moment kiedy on...a ja, jak ostatni kretyn...

Wpatrywałam się w niego z wciąż lekko otwartymi ustami i zaczęłam kręcić głową.

Już rozumiałam.

Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.

Shawn NIGDY nawet o tym nie pomyślał. Ani razu nie zapytał mnie nawet o tamte wydarzenia. O to, jak się przez nie czuję. Chciał brać i miał gdzieś moje uczucia.

A Luke...

Gdy zauważył, że jestem o krok od płaczu, dosłownie pobladł.

- Przepraszam. - powtórzył chyba po raz dziesiąty - Powinienem był zapytać...

Z moich ust wyrwało się ciche łknięcie. Wciąż kręcąc głową podeszłam do niego bez słowa, a na mojej twarzy pojawił się pełen wdzięczności uśmiech.

Jednym krokiem pokonałam dzielący nas dystans i tym razem to ja go pocałowałam.

Tym razem to on zesztywniał, a ja poczułam ukłucie strachu. Jednak już po kilku sekundach całe jego ciało się rozluźniło, a on jednym ruchem przysunął mnie do siebie i oddał pocałunek.

Czułam się... nawet nie umiem tego określić. Ale nigdy w życiu nie czułam się w TEN sposób. Drżałam na całym ciele i zupełnie zapomniałam o otaczającym nas świecie. Gdy jego wargi dotykały moich ust, byliśmy tylko my i nic więcej się nie liczyło. 

Gorąco rozlało się po całym moim ciele. Pragnęłam tylko, by nigdy się ode mnie nie odsunął. Podniecenie, miłość, zachwyt i z tuzin innych emocji wypełniały każdą komórkę mojego ciała.

Jeśli prawdziwe pocałunki tak właśnie wyglądają, naprawdę nie mam pojęcia czym było to, co robiliśmy z Shawnem.

Po chwili, która zdawała się zwykłym mknięciem oka, odsunęliśmy się od siebie. Czułam wciąż galopujące w piersi serce i lekko dyszałam. Wpatrywałam się w Luke'a tym samym wzrokiem, jakim on patrzył na mnie. Miałam wrażenie, że poza nami dwojgiem świat najzwyczajniej nie istnieje. 

Po kilku sekundach milczenia Luke przyjrzał mi się badawczo i próbując opanować własne emocje powiedział:

- Powiedz coś.

- Czuję się, jakby trzasnął mnie piorun.

Zauważyłam, jak próbuje powstrzymać pełen zachwytu uśmiech. W końcu przegrał sam ze sobą, a jego usta ułożyły się w najbardziej uroczy sposób, jaki kiedykolwiek do tej pory widziałam.

Uśmiechałam się już szeroko. Przepełniało mnie nieznane dotąd szczęście. Nie mogłam uwierzyć, że to, co się przed chwilą wydarzyło nie było tylko wytworem moich snów. Nie byłam pewna, kiedy dokładnie moje serce zmieniło co do niego zarówno swoje zdanie, jak i zamiary, wiedziałam jednak, że w tamtej chwili działo się ze mną coś takiego, czego nie potrafiłam opisać, choćbym bardzo chciała. Chyba nigdy dotąd nie czułam się lepiej.

Po chwili spojrzałam na nas samych z nieco dalszej perspektywy. My, dwoje ludzi którzy niemal się nienawidzili i nie chcieli mieć ze sobą absolutnie nic wspólnego, którzy unikali się jak ognia, obsypując się wzajemnie niechętnymi spojrzeniami, stało teraz na środku polany jak z bajki, przy leniwym świetle zachodzącego słońca i drżało z ekscytacji, szczęścia i podniecenia. Nigdy w życiu nie uwierzyłabym w to, że tak to się wszystko potoczy. Że widząc jego uśmiech będę czuła się tak, jakby moje serce ktoś połaskotał, że mając go przy sobie będę czuła się ważna, a zarazem całkowicie bezpieczna i silna. 

Przypomniałam sobie nas w pierwszy dzień pobytu tutaj i zestawiłam ten tragi-komiczny obraz z chwilą obecną. Wściekłe spojrzenie Luke'a z jego błyszczącymi z radości oczami, moje przerażenie z miłością, którą teraz odczuwałam i pełne nienawiści napięcie między nami z elektryzującym, niemal magicznym przyciąganiem. Te dwa tak różne obrazy nas samych sprawiły, że czułam coraz większe rozbawienie. Z każdą chwilą, gdy o tym myślałam, mój uśmiech przeradzał się w pełen rozbawienia grymas, a po kilku sekundach nie mogłam się już powstrzymać i zaczęłam chichotać. 

Luke początkowo wydawał się zdumiony moją absurdalną reakcją, ale szybko zrozumiał, co chodziło mi po głowie. W jego oczach pojawiły się rozbawione iskierki, a widząc mnie coraz bardziej tarzającą się ze śmiechu i on sam w końcu parsknął śmiechem. Śmialiśmy się oboje z absurdalności tej sytuacji, z nas samych, z tego jacy byliśmy i kim się dla siebie staliśmy, ze szczęścia, z miłości, z ekscytacji, z całego świata naraz. 

Właśnie tamtego wieczora zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu byłam naprawdę szczęśliwa. Nie zadowolona, bezpieczna czy spokojna, ale szczerze i z całego serca szczęśliwa. Kochałam to, jak się wtedy czułam, kochałam nas samych, kochałam cały boży świat i kochałam... jego. 

*   *   *   *



Droga przez mrok/ PORWANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz