Słyszmy właśnie z Sophie do jej czarnego Jeep. Obie mieszkałyśmy na obrzeżach miasta dosyć daleko od cywilizacji. Można powiedzieć, że nasze domy stały w lesie.
Brunetka wyjęłam kluczyki od pojazdu, a następnie go otworzyła. Auto zamigało światłami, a następnie obje zajęłyśmy miejsca. Ja pasażera, a ona kierowcy.
- Ona jeździ takim samochodem? - Spytał z niedowierzeniem Michael. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się pod nosem. Byłam pewna, że usłyszała słowa chłopaka. Zaczęłam dyskretnie szukać szatyna wzrokiem. W końcu go znalazłam. Stał oparty o jakiś sportowy samochodu po drugiej stronie parkingu. Dzięki mojemu nad ludzkiemu wzrokowi dokładnie widziałam jego twarz oraz jego kolegów.
- Tak. Obje mieszkają na obrzeżach miasta w tej bardziej zalesionej części. - Wyjaśnił jeden z chłopaków, który należał do szkolnej drużyny footboolowej.
- Czasami się zastanawiam dlaczego ludzie interesują się tak bardzo czyimś życiem zamiast swoim. - Zaczęła z irytacją Sophie. Spojrzałam na nią pytająco, ponieważ nie wiedziałam do czego zmierza. - Ich czas jest ograniczony. Za jakiś czas umrą, a zamiast korzystać z życia na ile się da, to oni wolą wtykać nos w nie swoje sprawy. - Wyjaśniła poważnie. W tym co powiedziała było dużo prawdy. Ludzie mieli tendencje do marnowania ich nielicznego czasu. Brunetka była śmiertelna jak to na wilki przystało. Oczywiście żyli on dłużej niż ludzie. Mogli nawet dożyć dwustu lat, ale w końcu ich życia też się kończyło. Moja przyjaciółka korzystała z życia na maksa.
Wyjechałyśmy z parkingu, kierując się w stronę mojego domu i jej. Nie dzieliła ich jakaś maksymalna odległość. Dom wilczycy znajdował się bardziej w głąb lasu niż mój. Przez miasto jechałyśmy przepisowo i spokojnie, ale gdy tylko zaczęła się pusta asfaltowa droga przez las, brunetka spojrzała na mnie.
- Co powiesz na odrobine szaleństwa? - Spytała, a po jej brązowych tęczówkach rozlał się złoty barwnik i po chwili jej oczy nie były już ciemne. Przypomniały z koloru i wyglądu kamień bursztynu. Od kiedy pamiętam uwielbiałam kolor wilczych oczu. Był taki niesamowity.
- To było pytanie retoryczne. Obie wiemy jaką mam na to odpowiedź. - Skwitowałam zadowolona, a tęczówki Sophie przybrały znów brązowy odcień. Uradowana odwróciła ode mnie wzrok i przeniosła go na drogę. Niemal niesłyszalnie wcisnęła pedał gazu, a samochód zaczął się rozpędzać. Zmieniła biegł. Jechałyśmy szybko za szybko. To nie było przepisowo. Spojrzałam kątem oka na licznik. Jechałyśmy sto osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, czyli maksymalnie na ile ten samochód dawał radę. Brunetka płynnie poruszał się po zakrętach. Człowiek nie był wstanie tego zrobić przy takiej prędkości. Wilki i wampiry miały refleks i szybciej byliśmy wstanie przewidzieć co się zaraz stanie dzięki czemu mogliśmy szybciej podejmować jakieś ruchy i decyzje.
Drzewa zlewały się w jedną całość, a trasa do mojego domu była coraz krótsza. Po chwili zajechałyśmy na posesje z piskiem opon. Byłam pewna, że każda istota nadludzką była w stanie usłyszeć ten dźwięk na mile.
- Do północy. - Powiedziałam i opuściłam szybkim tempem samochód, po czym w ten sam sposób weszłam do domu. Nikogo nie ma. Nie czuję zapachu moich rodziców, ani ich nie słyszę. Wzruszyłam obojętnie ramionami i ruszyłam do swojego pokoju powolnym krokiem. Położyłam swoją torebkę na moim łóżku i na nie opadłam zmęczona. Leżałam tak chwile po prostu patrząc w sufit, gdy usłyszałam szmer koło mojego okna. Po chwili wszedł przez nie Owen. Spojrzałam na niego znudzonym wzrokiem. - Nudzi ci się? Jest dopiero siedemnasta. - Skwitowałam poważnie, podnosząc i oparłam się na moich łokciach. Chłopak przewrócił oczami i swoim wampirzym tempem podszedł do mojego łóżka i na nie usiadł.