Minęłam tabliczkę z napisem Witamy w Nowym Yorku i potrząsnęłam lekko za ramie bruneta, aby go obudzić. Uchyliła zaspane powieki i spojrzał na mnie.
- Gdzie mam jechać? - Spytałam poważnie, wracając wzrokiem na drogę przede mną. Mężczyzna rozejrzał się i poprawił się na siedzeniu. Czekałam spokojnie, aż odpowie na moje pytanie. Po chwili podał mi adres, a ja wpisałam go w GPS. Po jakiś piętnastu minutach zajechaliśmy pod jeden z niewielkich domów na obrzeżach miasta. Adrien wysiadł z samochodu bez słowa. Poszłam w jego ślady. Brunet podszedł do bagażnika i wyjął moją walizkę, a ja lodówkę, bo już się przyzwyczaiłam, że ma do niej obrzydzenie. Ruszyliśmy w stronę wejścia, a on otworzył drzwi kluczem, który wyjął z kieszeni. Przepuścił mnie w drzwiach, a ja weszłam do środka. - Czyj to jest dom? - Zapytałam ciekawa, spoglądając w jego kierunku i odstawiając walizkę.
- Mój. - Skwitował obojętnie, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - Odziedziczyłem go po mamie. - Wyjaśnił, a ja skinęłam głową, że rozumiem. - Chodź, pokaże ci twój pokoju. - Odparł, a ja ruszyłam za nim. Po chwili otworzył jedne drzwi na pietrze. Ukazał mi się dość spory pokój, w którym panowały odcienie czerwieni i bieli. Łóżko było dwu osobowe, a szafa koło niej ogromna. - Raczej zamieszkasz tu na dłużej. - Skwitował spokojnie, a ja mu posłałam uśmiech. - Rozgość się. - Powiedział, a następnie wyszedł z pokoju. Otworzyłam swoją walizkę i rozpakowałam ją do szafy. Po pół godzinę szafa była już zapełniona, a ja opadłam na łóżko zmęczona. Prawie cały dzień prowadziłam.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Powiedziałam „proszę", po czym w progu ujrzałam bruneta z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Zmieszanie? Tak to chyba jest trafne określenie.
- Chcesz pomóc zrobić mi kolacje, jeśli jesteś zmęczona, to możesz iść spać. - Mówił z niepewnością w głosie i wstałam z prędkością światła, podchodząc do niego. Odskoczył z przerażeniem, a ja spojrzałam na niego ze skruchą.
- Nie przemyślałam tego. - Powiedziałam przepraszająco, ale on się tylko uśmiechnął. - To co masz ciekawe w lodówce? - Spytałam ciekawa, ale ani nie usłyszałam, aby za mną szedł ani nic nie powiedział. Przystanęłam i spojrzałam na niego pytająco.
- Problem jest taki, że trzeba iść do sklepu. Miesiąc mnie tu nie było. - Wyjaśnił, podchodząc do mnie. Skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. Chłopak poszedł w moje ślady. Już po chwili odpuściliśmy budynek, a następnie wsiedliśmy do jego mustanga. Tym razem to on prowadził. Zatrzymał się przy niewielkim sklepie, który nie był oddalony jakoś specjalnie daleko. Wysiedliśmy z pojazdu i skierowaliśmy się w stronę wejścia. - Co chcesz zjeść? - Spytał łagodnie, a ja spojrzałam na niego wnikliwie.
- Czy to, że uratowałam ci życie jest równo znaczne z przestaniem być dupkiem dla mojej osoby? - Spytałam sarkastycznie, a ten pokręcił rozbawiony głową. Bez słowa zaczęłam przemierzać alejki sklepu w poszukiwaniu czegoś ciekawego do jedzenia. Słyszałam jak Adrien podąża za mną spokojnym krokiem. Chwyciłam kasze i wrzuciłam ją do koszyka. Brunet spojrzał na mnie pytająco. - Zostajemy tu na dłużej, więc na kolacji się nie skończy. - Odparłam poważnie, a następnie się odwróciłam do niego tyłem. Spakowałam trochę warzyw i owoców do koszyka. Jakieś wędliny i sery oraz mięsa na obiad. Chłopak wrzuci dwie czekolady i paczkę czipsów. Spojrzałam na niego wymownie.
- Ty masz krew, a ja fast foody. - Powiedział sarkastycznie, a ja przewróciłam oczami.
- Pije ją, bo muszę, a nie bo chcę. - Adrien spojrzał na mnie lekko zaskoczony. - Jesteś pierwszym człowiekiem, którego ugryzłam. - Wyjaśniła, a on przystanął, więc ja zrobiłam to samo. Mierzył mnie wnikliwym wzrokiem.
- Naprawdę? - Spytał zszokowany, a ja mu Przytaknęłam. - Jakim cudem opanowałaś pragnienie? Z tego co wiem, to krew jest dla was uzależniając. Raz posmakujesz i nie możesz przestać. - Skwitował z powagą w tonie jego głosu. Westchnęłam ciężko.