Epilog

4.2K 176 68
                                    

Wróciłam zmęczona z uczelni. Zaparkowałam pod domem i Wysiadłam z samochodu. Powlokłam się do drzwi wejściowych i je otworzyłam. Weszłam do środka, a w domu panowała kompletna cisza. Było tylko cicho słychać tykanie zegara i strzelający ogień w kominku.

Ruszyłam do sypialni i była pusta, ale na łóżku leżały płatki czerwonej róży, a w pomieszczeniu panowała ciemność. Tylko kilka świeczek oświetlała pomieszczenie. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Napewno dzisiaj nie było naszej rocznicy. Jestem tego pewna.

Po chwili usłyszałam cichy szmer za mną, ale się nie odwróciłam, bo zdałam sobie sprawę, że to brunet. Podszedł do mnie i jego dłonie spoczęły na mojej tali.  Jego usta przywarły do mojej szyi.

- Co dziś mamy? - Spytałam ciekawa, przekręcając głowę w jego stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

- Czwartek. - Odparł, a ja przewróciłam oczami z politowaniem. - Nie, nie mamy dzisiaj rocznicy. - Skwitował rozbawiony, po czym uklęknął na jedno kolano. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Adrien co ty robisz? - Spytałam lekko przerażona tym co się zaraz może wydarzyć, ale zarazem podekscytowana.

- Jesteśmy już czterdzieści lat razem. - Zaczął spokojnie i wyjął z kieszeni małe czarne pudełeczko, które po chwili otworzył. Moim oczom ukazał się pierścionek z niewielkim zdobieniem. Był piękny i mienił się w świetle świec. - Czy ty, Ruby Ramirez uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną na całą naszą wieczność, która nas czeka? - Spytał z lekkim uśmiechem, który wpłynął na jego wargi. Zakryłam usta dłonią i Skinęłam ledwo widocznie głową. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam nic powiedzieć. Chłopak wyjął pierścionek i założył go na moją prawą dłoń. Wyglądał tak pięknie na mojej niestarzejącej się dłoni.

- Tak. - Wyszeptałam i Zarzuciłam mu ręce na szyje, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Adrien objął mnie ramionami w tali i obrócił nas wokół jego osi. - Kocham cię. - Powiedziałam, patrząc w jego ciemne jak węgiel oczy.

- Kocham cię Ruby.

****

Zajechałam pod dom Maze. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam z prędkością światła do środka. Nie zawracałam sobie dzwoniem, bo i tak by mi nie otworzyła, tylko weszłam. Ruszyłam prosto do salonu. Mazikeen siedziałam na kanapie, wtulona w Michaela. Oboje byli już siwi, a na ich twarzach znajdowały się zmarszczy. Czego się dziwić mieli już sześćdziesiąt lat. I tak dobrze się trzymają dzięki jej magii.

Dziewczyna spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Podeszłam do niej i przyniosłam jej zioła, o które mnie kilka dni temu prosiła.

- Powiedziałabym ci, że wyglądać olśniewająco, ale wyglądasz tak od sześćdziesięciu lat. - Zaśmiał się, a ja się uśmiechnęłam. W tym miała racje. Starałam się z nią spędzać jak najwiecej czasu, bo wiedziałam, że z każdą sekundą oboje są bliżej śmierci.

- Ty za to bardzo dobrze się trzymasz. - Zaśmiałam się, a ona do mnie dołączyła. - Oboje się dobrze trzymacie. - Poprawiłam się, spoglądając na chłopaka.

- Co u niego słychać? - Spytał swoim zachrypniętym głosem.

- Choroby, smierć i starość mu nie grożą, więc ma się dobrze. - Mężczyzna zaśmiała się na moje słowa. Usłyszałam po chwili jak ktoś wchodzi do domu. Nie musiałam długo czekać aż zobaczę skwaszony wyraz twarzy wilczycy.

- Nigdy kurwa więcej. - Warknęła zła, kładąc na stole doniczkę z werbeną. Zlustrowałam jej ciało. Jak na sześćdziesiąt lat, to wygladała na ledwo trzydzieści. Wilcze geny dawały o sobie znak. Jej wzrok odrazu zszedł na moją dłoń. - Oświadczył ci się? - Spytała zaskoczona i z prędkością świtała złapała mnie za rękę. Skinęłam głową na tak. - No w końcu. Ile można było czekać? - Odparła zadowolona, a ja i Michale się zaśmialiśmy.

Supernatural vampireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz