Poczułam silne ramiona zaciskając się wokół mnie. Otworzyłam zapłakane oczy i zorientowałam się, że jestem w swoim pokoju. Mój tata mnie przytulał z całej siły do siebie, głaszcząc mnie po głowie. Po moich policzkach spływał wodospad łez.
- To tylko zły sen kochanie. - Wyszeptał mój tata cicho do mojego ucha. To był tylko sen, zły sen. Nic więcej. To moja wyobraźnia. To się nie wydarzyło naprawdę.
Rozejrzałam się niepewnie po pokoju. Przez okno wpadały promienie słońca. Wyplątałam się lekko z objęć mojego taty i spojrzałam na niego z bladym uśmiechem.
Nagle do pokoju z prędkością światła wbiegli Sophie i Owen. Spojrzeli na mnie zmartwieni. W ułamku sekundy brunetka znalazła się koło mnie i mocno mnie do siebie przytuliła. Wtuliłam się w nią i starałam się przestać płakać. Blondyn przyglądał mi się z troska malującą się na jego twarzy.
- Co się stało? - Spytała spokojnie Sophie, spoglądając na mnie. Pociągnęłam nosem, a Owen opuścił pokój z prędkością światła. - Krzyczałaś i płakałaś tak głośno, że na odległość mili cię słyszałam. - Odparła poważnie moja wilcza przyjaciółka. Raczej jak ktoś płacze to nie robi tego cicho.
- Miałam koszmar. - Zaczęłam cicho, odsuwając się od dziewczyny. Oparłam się o poduszki na moim łóżku i zaciągnęłam kołdrę pod samą szyje. Mój tata i Sophie uważnie mi się przyglądali. - Śnili mi się łowcy, a dokładniej Michael. Wyznałam mu kim jestem, a on wbił kołek w moje serce. - Mój głos załamał się pod koniec. Owen wparował do pokoju i usiadł na skraju łóżka. W ręce miał szklankę czerwonej cieczy, którą mi podał. Wzięłam ją trzęsącymi się rękoma i upiłam łyk.
- Ci łowcy strasznie mi śmierdzą. Jeśli legenda o łączniku jest prawdą... - Zaczął Owen, ale mój tata gwałtownie mu przerwał z powagą.
- To nie ma znaczenia. Myśle, że przez cały natłok, który na nią spadł, ma gorszy czas. Żyjmy jak żyliśmy i miejmy oczy dookoła głowy, a łowcy szybko stąd wyjadą. - Brunetka i blondyn przytaknęli na jego słowa zgodnie. Mój tata wyszedł z pokoju wolnym krokiem i zamknął za sobą drzwi. Owen z prędkością świtała położył się koło mnie i przytulił do siebie. Wtuliłam się w niego tym razem. Sophie wstała od łóżka i podeszła do okna, aby je otworzyć. Poranny powiew wiatru wpadł do mojego pokoju, wnosząc ze sobą różne zapachy z lasu. Brunetka odwróciła się w naszą stronę i oparła się o parapet. Spojrzała na nas wymownie.
- Mamy sobotę, Ruby przeżywa wewnętrzne załamania i mamy żyć jak do tej pory, a wiecie co to znaczy. - Powiedziała zadowolona, patrząc wprost na Owena, który cały się spiął. Chyba nie podobało mu się to, co chodzi mojej wilczej przyjaciółce po głowie.
- Nie ma opcji. - Zaczął poważnie mój przyjaciel, który mnie obejmował, ale nagle Sophie mi gwałtownie przerwała, odbijając się od parapetu.
- Nie mówię o polowaniu, ale o ognisku nad morzem na dzikiej płazy koło klifu. - Powiedziała radośnie, a mnie przeszedł dreszcz na wspomnienie mojego chorego snu. - Oczywiście zachowamy zasady bezpieczeństwa. - Dopowiedziała, gdy zobaczyła moją reakcje na jej poprzednią wypowiedz. Owen ciężko westchnął, ale i z rezygnacją. Gdy brunetka to usłyszał, to zaklaskała zadowolona w ręce, że jej pomysł się odbędzie. - To idę powiadomić resztę. - Odparła, wyskakując przez okno w moim pokoju. Pokręciłam z niedowierzeniem głową.
- Ona ma czasem naprawdę głupie pomysłu. - Skwitował z niedowierzeniem w tonie jego głosu. Spojrzałam na niego wymownie.
- Czasem? One prawie zawsze są głupie. - Zaśmiał się, a on dołączył do mnie i przyznał mi racje.
****
Wstałam z łóżka i podeszłam do mojej szafy. Wyjęłam z niej moje czarne spodnie lateksowe z wysokim stanem, a do tego w tym samym kolorze stanik z koronką. Ubrałam się w przygotowane ciuchy, a następnie podesłałam do mojej toaletki. Chwyciłam moją szczotkę i rozczesałam moje falowanie, brązowe włosy. Pomalowałam usta matową pomadką w neutralnym kolorze. Założyłam na mój palce pierścionek z kamieniem księżycowym, a następnie z prędkością świtała wstałam i podeszłam do mojego okna. Otworzyłam je na oścież, po czym wyskoczyłam na dół. Wylądowałam bezgłośnie na ziemi, a następnie pognałam przez las, w kierunku płazy koło klifu. Im byłam bliżej to do moich oczu zaczęło dochodzić świtało płomieni z ogniska. Wiatr owiewał moje rozpuszczone włosy i nieskazitelną twarz. Wokół ogniska była już dość sporo osób. Słyszałam ich śmiechy, rozmowy i dziwne dźwięki, który wydawali.