Obudziły mnie znowu promienie słońca, które wypalały rany w mojej skórze. Zerwałam się z łóżka z prędkością światła pod ścianę, na której padał cień. Rozejrzałam się uważnie po pomieszczeniu. Moje ciuchy, które miałam w klubie leżały na ziemi, a ja byłam w samej bieliźnie. Pościel była cała pognieciona, a okna po zamykane.
W ułamku sekundy znalazłam się przy szafie. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej białą koszulkę s jakim nadrukiem, który sięgał mi do połowy moich ud. Carmen dała mi ją jakoś przed wczoraj.
Musiałam szybko ulotnić się spod szafy, ponieważ promienie słońca wypalały boleśnie rany na moim ciele. Wybiegłam z pokoju, kierując się w stronę kuchni. Rolety w pomieszczeniu były zasunięte, dzięki czemu mogłam swobodnie poruszać się. Podeszłam do lodówki, po czym ją otworzyłam i wyjęłam jedną torebkę ludzkiej krwi. Wzięłam z szafki pojemną szklankę i przelałam do niej krwistego płynu. Opakowania pozbyłam się, wyrzucając go do śmietnika. Wzięłam naczynie do ręki i upiłam kilka łyków, ponieważ palące pragnienie nie dawało mi żyć.
Zaspokoiłam swoje potrzeby i odetchnęłam z ulgą, na ustające palenie w mój gardę. Oparłam się tyłem o blat kuchenny, gdy nagle koło mnie pojawiła się moja ciocia. Brunetka otworzyła lodówkę z prędkością światła i nie zawracając sobie głowy, opróżniła napój prosto z torebki. Musiała być bardziej spragniona ode mnie. To już był trzeci dzień pod rząd gdy byłyśmy w klubie i upiłyśmy się do stanu śmiertelnego.
- Powiedz, że ty chociaż pamiętasz jak wróciłyśmy do domu. - Powiedziała błagalnym tonem głosu. Pokręciłam przecząco głowo i znów upiłam kilka łyków czerwonej cieczy w mojej szklance. Moja ciocia jęknęłam niezadowolona, odchodząc ode mnie, po czym usiadła przy stole kuchennym.
- Nie mam kompletnie pojęcia. Ostatnie co pamiętam to jak Dean robił mi kolejnego drinka. - Wyjaśniłam spokojnie, wzruszając obojętnie ramionami, a następnie opróżniłam naczynie w moich dłoniach z krwi i wstawiłam do zmywarki.
Odwróciłam się w stronę mojej cioci, która uważnie mi się przyglądała. - Idę się umyć. - Skwitował uważnie.- Jutro odwiozę cię do szkoły. - Odparła poważnie, a ja z prędkością światła spojrzałam na nią zaskoczona i zdezorientowana. Chciałam już coś powiedzieć, ale nie dała mi dojść do słowa. - Żadnych wykrętów. Czas wrócić, więc dziś się wyśpij, bo druga droga przed nami, abyś zdarzyła na lekcje. - Powiedziała rozbawiona tym faktem, a z moich ust wydobyło się warknięcie niezadowolenia. Carmen wstała gwałtownie, uderzając z płaskich dłoni w stół kuchenny. - Nie waż się na mnie warczeć, młoda damo. - Zagroziła, z morderczym wyrazem twarzy, a w oczach czaiła się smierć, którą nasze ofiary widziały przez czerwone tęczówki. Ja natomiast ją widziałam przez ciemną barwę w jej oczach.
- Dobra. - Powiedziałam z rezygnacją w tonie mojego głosu i ruszyłam w stronę łazienki na piętro. Czas przygotować się psychicznie na spotkanie się z samym Michaelem Jones.
****
- Gotowa? - Usłyszałam spokojny głos mojej cioci z dołu. Westchnęłam ciężko i ostatni raz przejrzałam się w lustrze, które wisiało na ścianie koło szafy. Pożyczyłam dzisiaj od cioci czarne lateksowe spodnie, których miała od chuja. Zdecydowałam się też na krwiście czerwoną koszulkę na ramiączkach i dekoltem w kształcie litery v, który nie był za duży, ponieważ nie chciałam takiego. Na to ubrałam ramoneskę i botki w samym kolorze co spodnie. Na ustach spoczywała matową szminka w neutralnym kolorze. - Długo mam na ciebie czekać? - Do moich uszu doszedł zirytowany głos Carmen. Spojrzałam w jej kierunku. Brunetka stała w progu ubrana tak jak zawsze, czyli podobnie do mnie. Przewróciłam oczami na jej pytanie, po czym z prędkością światła podeszła do łóżka i chwyciłam moją torebkę, która na nim leżała. W takim samym tempie podeszłam do siostry mojej mamy.