Leżałam sobie wygodnie na łóżku Mazikeen razem z Sophie. Przyglądałyśmy się unoszącym się w powietrzu kamieniom szlachetnym. Maze ćwiczyła jakieś nowe zaklęcie i potrzebowała ich energii. Lubiłam patrzyć jak czaruje. Dla nas było to normalne, ale dla ludzi to byłoby widowisko.
Oczy dziewczyny świeciły intensywnym i jasnym odcieniem zielonego. Mamrotała jakieś słowa po łacinie pod nosem. Obie przyglądałyśmy jej się uważnie i w ciszy. Po chwili energia była widoczna wokół kamieni szlachetnych. Przypominała dym o różnych odcieniach. Mazikeen próbowała przenieść energię na jak największą odległość od kamieni szlachetnych. Wszyscy wiedzieliśmy, że jest to bardzo trudne zaklęcie i wymagało dużo czasu. Gdyby udało jej się przenieść energię kamieni na dużą odległość, to wtedy mogłaby pozyskiwać ich energię, nie nosząc ich przy sobie.
Byłyśmy tak skupione na tym co robi nasza przyjaciółka, że nie usłyszałyśmy jak zbliża się jej mama. Gdy weszła do pokoju, obie z Sophie podskoczyłyśmy ze strachu, a kamienie opadły na ziemie z hukiem. Jeden spadł z siłą na moją głowę. Trochę mnie to zabolało.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale zrobiłam obiad. Zjecie? - Spytała z szerokim, matczynym uśmiechem malującym się na jej młodej twarzy. Mama Mazikeen była młodą mamą. Zaszła w ciąże w wieku szesnastu lat. Ojciec Maze je porzucił jak dowiedział się kim jest mama brunetki. Nasza przyjaciółka się jeszcze nie urodziła, a ten palant uciekł gdzie pieprz rośnie. Mama Mazikeen nigdy nic nie mówiła o jej ojcu. Można powiedzieć, że był to temat tabu. Niby czarownica mogłaby poszperać w głowie swojej mamy jak nam wszystkim, ale jej mama jest bardzo silna i rzuciła jakieś zaklęcie ochronę.
Gaia ubierała się bardzo stylowo i młodo. Miała na sobie czarne spodnie z dziurami, do tego białą koszulkę na ramiączkach i niewielkim dekoltem w kształcie litery v. Na szyi spoczywał naszyjnik z wisiorek w postaci pentakl. Jest to znak ochrony, który praktycznie zawsze ze sobą nosi. Włosy miała kręcone i opadały na jej nagie ramiona.
- Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałam. - Odparła z uśmiechem Sophie, wstając zadowolona z łóżka. - Idziecie? - Spytała zachęcająco. Spojrzałyśmy po sobie z Maze i ruszyłyśmy za brunetką. Usiadłyśmy do dużego stołu, który stał w kuchni. Dom mojej przyjaciółki stał nad jeziorem, niedaleko mojego domu.
Gaia podała nam talerze z obiadem. Składał się z kurczaka w sosie, puree ziemniaczane i zestawu surówek. Wzięłyśmy się za jedzenie w ciszy.
- Ostatnio łowcy chodzą bardzo często po naszym lesie. - Zaczęła spokojnie mama Mazikeen. Spojrzałyśmy na nią i po sobie. Naprawdę chodzili prawie codziennie i szukają nas.
- Słyszałam od twojej mamy Ruby, że byli u was. - Skwitowała poważnie Gaia. Spojrzałam na nią i ciężko westchnęłam. Zaczęłam bawić się jedzeniem na talerzu po przez widelec. Nastała krępująca cisza.
- Ten cały Michael mi śmierdzi. - Powiedziała poważnie Sophie, po czym włożyła do swojej buzi kawałek kurczaka w sosie. Spojrzałam na nią wnikliwie.
- Nie wydaje mi się zły. - Zaczęłam niepewnie i utkwiłam wzrok w talerzu z posiłkiem. Czułam na sobie poważny wzrok moich przyjaciółkę i mama Maze. Czułam nieme pytanie od strony Gaia'i. - Chodzi mi o to, że z nim ostatnio rozmawiałam i jestem pewna, że wie o istnieniu naszym, ale to ojciec go zmusza do tego co robią. - Wyjaśniłam spokojnie, spoglądają w oczy mamy Maze.
- Tak, widzę to. - Skwitowała poważnie kobieta. Byłam pewna, że siedzi w mojej głowie i przegląda wspomnienie sprzed kilku dni, gdy z Mike'm poszliśmy na wschód słońca. - Stracił matkę w okropny sposób.
- Nie żyje? - Spytała zaskoczona Sophie, uważnie przyglądając się Gaia'i. Brunetka przytaknęła na jej pytanie. - W jaki sposób zginęła.