Zajęłam moje miejsce z tyłu klasy. Na matematyce siedziałam sama, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Nikt nie siadał ze mną z własnej woli. Trzymałam się mojej małej ekipki ze względu bezpieczeństwa, a teraz jest to jeszcze bardziej ważne i konieczne.
Zaczęłam rozpakowywać swoją średniej wielkości, czarną torebkę, gdy usłyszałam odsuwanie się krzesła. Nie umiałam widzieć, abyś widzieć kto koło mnie usiadł. Ten cytrusowy zapach ranił moje nozdrza. Werbena na mnie nie działa jak na wampiry, ale jej zapach mnie wkurwiał.
Zignorowałam chłopaka i dokończyłam swoją czynność. Nasz nauczyciel matematyki zaczął prowadzić lekcje, rozpisując jakieś równania na tablicy.
- Będziesz mnie ignorować? - Spytał rozbawiony jego lekko zachrypniętym głosem. Mimowolnie spojrzałam na niego i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Patrzyłam wprost w jego brązowe oczy, które przyglądały mi się wnikliwie. Nic nie powiedziałam, odwróciłam wzrok od niego i utkwiłam go w tablicy. - Słyszałem, że nie jesteś zbyt rozmowna. - Skwitował poważnie, cały czas przyglądając mi się. Pokręciłam z niedowierzeniem głową.
- Sophie chyba dała ci jasno do powiedzenia, że nie chcemy się z tobą zaprzyjaźniać. - Odparłam poważnie, nie patrząc na niego. Usłyszałam z drugiej strony naprawdę cichy śmiech Lucasa.
- Szybko sobie nie odpuści. Założył się o naprawdę dużą sumę pieniędzy. - Do moich uszu doszedł głos brata Sophie. Westchnęłam cicho, tak że brunet koło mnie nie miał prawa tego usłyszeć.
- Może i tak. - Zaczął Michael koło mnie spokojnie. - Ja niestety nie poddaje się szybko. - Wyjaśnił z cwanym uśmieszkiem. Ja zaraz tu wykorkuje jeśli zaraz się nie przesiądzie. Ten zapach werbeny sprawia mi już naprawdę ból. Mam dwie opcje. Zostać i się męczyć lub powiedzieć, że się źle czuje i muszę wyjść. Nie widzę, abym ty wysiedziała. Wyjęłam telefon z mojej torebki i wystukałam szybko wiadomość do moich przyjaciółkę. Następnie Spakowałam swoje rzeczy i wstałam od stołu. Czułam na sobie wnikliwie i ciekawe spojrzenia uczniów w pomieszczeniu. Spojrzałam przepraszająco na nauczyciela, który przyglądał mi się pytająco.
- Źle się czuje. Pójdę do pielęgniarki. - Wyjaśniłam spokojnie. Mężczyzna skinął głową, a ja opuściłam salę. Ukradkiem spojrzałam na Lucasa, który przyglądał mi się z współczuciem. Sam nie lubił zapachu werbeny i sam by nie dał rady wysiedzieć tyle czasu z tak intensywnym zapachem.
Wyszłam z budynku szkoły, kierując się w stronę Jeepa mojej przyjaciółki, która już przy nim stała. Spojrzał na mnie z powagą. Podeszłam do niej i spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem.
- Co jest, że miałam wyjść z lekcji? - Spytała poważnie, mierząc mnie swoim wzrokiem. Westchnęłam ciężko, a jej mina zmieniła się diametralnie kiedy mój zapach do niej doszedł. - Ja pierdole, ale ty walisz tym gównem. - Powiedziała, zatykając palcami swój nos.
- Wiem. - Jęknęłam niezadowolona, zadzierając głowę do góry i spojrzałam na czyste niebo, które się nad nami rozciągało. - Ten idiota usiadł koło mnie. Nie wytrzymałaby siedząc z nim w jednej ławce, przez ponad dwie godziny. - Wyznałam zirytowana tą sytuacją. Brunetka podeszła do bagażnika swojego czarnego samochodu i zaczęła przeglądać jego zawartość. Po chwili koło mnie pojawiła się Abby i Mazikeen. Sophie podała mi świeże ciuchy, który pachniały jej zapachem.
- Masz i się przebierz, bo jeśli będziesz dłużej tak śmierdzieć to nigdzie z tobą nie idę. - Powiedziała ostrzegawczo. Nie zaprzeczyłam. Dalej czułam zapach chłopaka. Był już mniej intensywny, ale nadal wkurwiał. Przebrałam się szybko w cichy Sophie, a moje śmierdzące wrzuciłam na tył samochodu. - Skoro pozbyłyśmy się tych śmierdzących ciuchów, to co teraz? - Spytała ciekawa, opierając się o maskę jej Jeepa. Wszystkie Spojrzałyśmy na wilczyce.