Owen zamknął nowego wampira w klatkach w piwnicy doktora. Zakluczył, po czym spojrzał na zebranych. Jego wzrok ostatecznie spoczęłam na twarzy mężczyzny, który ciężko westchnął.
- Przynajmniej jeden ocalała. - Skwitował łowca, patrząc na „śpiącego" wampira. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdezorientowani.
- Jak to ocalały? - Spytała moja mama, a doktor chwycił jakąś teczkę i podał ją Zurie. Otworzyła ją, a ja swoim wzrokiem dostrzegłam zdjęcie masakry. Koło dwudziestu ciał pozbawionych krwi i życia. - Dzisiaj wieczorem? - Zapytała zszokowana. Blondyn wziął od niej teczkę i przyjrzał się fotografii uważnie.
- Musiało być ich minimum trzech, aby do czegoś takiego doprowadzi. - Skwitował z powagą w tonie jego głosu. - Najprawdopodobniej jak pozbawiali go życia. - Wskazał głową na mężczyznę w zamknięciu. - Musiał ktoś się zbliżać, więc musieli pozostawić jeszcze żywe ciało. - Wyjaśnił poważnie, zamykając teczkę. Michael objął mnie w pasie, kładąc swoją dłoń na moim biodrze. Zignorowałam to. Zbuntowani znów się pojawili w naszym mieście i powodują masową smierć.
- Trzeba ich zabić zanim znów coś zrobią. - Powiedziała moja mama, patrząc na doktora. Mężczyzna skinął głową, na znak, że się zgadza, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
- Musisz ich sparaliżować. - Skwitowała, patrząc wprost w moje zielone oczy. Wszyscy przytaknęli zgodnie, oprócz Mike'a. - Twoje zdolności pomogą nam się ich pozbyć. - Wyjaśnił łagodnie, a ja westchnęłam zrezygnowana. Nagle usłyszałam obce bicie serce, po czym przyspieszony oddech. Spojrzałam w kierunku nowego wampira. Otworzył oczy i rozejrzał się przerażony po pomieszczeniu.
- Gdzie ja jestem i czemu moje gardło dosłownie płonie. - Powiedział zachrypniętym głosem, masując swoje gardło dłonią. Lekarz wziął plastikowy kubek, w którym znajdowała się ludzka krew zmieszana z werbeną. Podał go Owenowi, a ten natomiast go dał wampirowi. Spragniony niemal że wyrwał mu napój i z łakomstwa spożył dużą ilość roztworu, która poparzyła jego palące gardło. Krzyknął z bólu, opadając na ziemie i rozlewając ciecz na ziemie. - Co się ze mną dzieje? - Spytał spanikowany, patrząc po koleji na nasze twarze.
- Nie żyjesz. - Skwitował bez krzty uczuć doktor. - Znaczy w teorii. W praktyce twoje ludzkie życie się skończyło. Stałeś się wygłodniałym wampirem. - Powiedział poważnie, podchodząc do klatki. Wampir podbiegł do krat i chciał zaatakować lekarza, ale kraty mu to uniemożliwiły.
- Czemu tyle słyszę. Każde bicie serca, odgłosy z zewnątrz domu, płynąca krew? - Powiedział, zakrywając uszy dłońmi. - To nie do zniesienia. - Warknął. Moja mama podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim ramieniu.
- Idźcie do domu. - Rozkazała, a ja spojrzałam na nią lekko zaskoczona. Dopiero gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały zrozumiałam. Doktor zaraz zacznie swoje eksperymenty. Sama nigdy ich nie widziałam, oprócz badań na mnie. Tyle ile wiem, to że nie są one przyjemne.
Złapałam szatyna za dłoń i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu ruszył za mną i nie wypytywał. W przed pokoju zobaczyłam żonę lekarza. Trzymała na rękach swoją córeczkę, która szeroko się do nas uśmiechała. Odwzajemniłam ich gest i wyszliśmy bez słowa z domu.
- Do mnie czy do ciebie? - Do moich uszu doszedł głos chłopaka. Puściłam jego dłoń i spojrzałam na niego pytająco, nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Do kogo idziemy? - Spytał spokojnie, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Ja do siebie, a ty do siebie. - Odparłam poważnie, odwracając się od niego i ruszając w kierunku domu. Jednak daleko nie zaszłam, ponieważ szatyn złapał mnie za nadgarstek i uniemożliwił mi poruszenie się dalej. Przeniosłam na niego swoje pytająco spojrzenie.