Zajechałam na dużą posesje mojej cioci. Zaparkowałam mojego czarnego mustanga niedaleko drzwi frontowych. Ruszyłam w stronę białego piętrowego domu. Słyszałam jak Carmen z prędkością światła schodzi po schodach, a następnie otworzyła mi drzwi za nim w ogóle do nich doszłam. Moja ciocia to brunetka o falowanych włosach. Jest szczypała, zgrabna i nie za niska. Wygladała jakby była ode mnie starsza z dwa lata, a nie sto. Była ubrana w czarne lateksowe spodnie z wysokim stanem, w tym samym kolorze bluzkę na ramiączkach i dekoltem w kształcie litery v, który był zdobiony koronką. Jej brązowe kręcone włosy idealnie opadały na jej nagie ramiona. Na ustach spoczywał lekko czerwona szminka.
- Ruby? Co ty tu robisz? - Spytała zdezorientowana na moją wizytę, po czym przepuściła mnie w drzwiach, a ja weszłam w głąb domu. Po chwili usłyszałam jak cicho zamyka drzwi. - Ale ty kobito się zmieniłaś od ostatniego razu.
- Minęły trzy lata od ostatniego nasze spotkania. - Odparłam cicho, odwracając się w jej stronę. - Mogę zostać na jakiś tydzień? - Zapytałam niepewnie, spoglądając w jej brązowe oczy, które uważnie mi się przyglądały. Skinęła głową i pokazała gestem dłoni, abym usiadła na kanapie w salonie. Zrobiłam to, a ona zajęłam miejsce na fotelu po mojej prawej stronie. Po jej minie wyczytałam, że czeka aż powiem coś więcej, co tutaj robię. - Dziś rano można powiedzieć, że ujawniłam się chłopaku, który mi się podoba. - Zwiesiłam wzrok na swoje dłonie, które leżały na moich udach. Czułam na sobie jej wnikliwy wzrok.
- Co on na to? - Spytała z powagą, ale i nutką ciekawości w tonie jej głosu. Westchnęłam ciężko na jej pytanie, ale cicho.
- Nie wiem. - Wyznałam zgodnie z prawdą. Podniosłam swój wzrok na Carmen. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa. - Jest łowcą. - Skwitowałam poważnie, patrząc wprost w jej czarne oczy, w których pojawił się strach. Zerwała się na równe nogi z prędkością światła.
- Coś zrobiła?! - Krzyknęła oburzona. Widziałam jak przygląda mi się z niedowierzeniem. Moja rodzina od pokoleń przyjaźniła się z łowcami, ale ci byli obcy i nie wiedzieliśmy jaki mają nastawienie do końca. - Zachowajmy spokój. - Powiedziała, siadając z powrotem na fotelu. Widziałam skupienie na jej twarzy. Domyślałam, że myśli o czymś intensywnie. - Nic nie zrobił ani nie powiedział? - Spytała poważnie, przenosząc swój wzrok na mnie.
- Nie zdążył, bo ulotniłam się jak naszybciej i pojechałam do doktora, a on powiedział, że mam przyjechać na trochę do ciebie. - Odparłam zgodnie z prawdą. Moja ciocia skinęła głową na moje słowa. Zapadła chwila ciszy, w której żadna z nas nic nie powiedziała.
- A ty podobasz mu się? - Odparła po dłuższej chwili. Spojrzałam na nią, po czym znów zwiesiłam wzrok.
- Nie wiem. - Zaczęłam niepewnie. - Znaczy pocałował mnie... - Gdy te słowa opuściły moje usta, to nie udało mi się dokończyć, ponieważ Carmen przerwała mi z prędkością światła.
- Całowałaś się z łowcą! - Powiedziała dziwnie zadowolona. Może chodzi o to, że w ogóle całowałam się pierwszy raz. - Ty się w końcu całowałaś! - Zerwała się i z prędkością światła znalazła się koło mnie uradowana. - Jak było? - Spytała ciekawa i z entuzjazmem. Przewróciłam oczami na jej pytanie, a ona potrząsnęła moją ręką. - No mów. - Zarządała z powagą. Westchnęłam cicho i spojrzałam na nią.
- Fajnie. - Wzruszyłam obojętnie ramionami, a ona prychnęła z pogardą. - Znaczy podobało mi się, ale...
- On jest łowcą, a ty istotą nadprzyrodzoną i to nie idzie w parze. - Dokończyła za mnie ze spokojem w tonie jej jedwabnego głosu. Przytaknęłam na jej wypowiedz, po czym brunetka wstała bezgłośnie z kanapy i spojrzała na mnie wymownie. - Pokaże ci gdzie będziesz spać.