Po tym jak rozstałam się z Liamem przed mieszkaniem rodziców, spędziłam z braćmi miły wieczór. Mama zrobiła nam dwie miski popcornu i oglądaliśmy śmieszne filmiki, a potem jedną z tych bajek z morałem na końcu. Noga dawała się we znaki, ale krótki masaż pomógł. W sobotę poszliśmy do pobliskiego parku, jak za dawny czasów. Zaraz po przeprowadzce do Holandii upodobaliśmy sobie ten park. Podobało nam się, że ludzie, gdy tylko robiło się ciepło, brali kosze piknikowe, koce i bez krępacji rozkładali się rodzinami i przesiadywali tak długie godziny. To w tym parku poznałam Noaha.
Przez park płynęła rzeka. Po jednej stronie był deptak spacerowy z fontanną i ławkami, a po drugiej kilka drzew, dużo trawy oraz pomosty przy rzece.
Rodzice rozłożyli koc, a ja z braćmi kopaliśmy piłkę. Nie za długo, bo jednak noga doskwiera. Najchętniej zostałabym z nimi jeszcze na parę dni. Niestety praca wzywała. Kończyły mi się już dni urlopowe. Prawie wszystkie wykorzystałam na zakuwanie do ostatnich egzaminów. Ale było warto. Teraz musiałam się tylko zastanowić co dalej. Złożyłam podania w Groningen, ale tak naprawdę uczenie w dużym mieście mnie nie pociągało. Wolałam znaleźć jakąś mniejszą szkołę, gdzie wszyscy są jedną wielką rodziną. Obawiałam się jednak, że w takiej placówce posada była by gorzej płatna. Teraz jako narzeczona Liama powinnam z nim porozmawiać o takich rzeczach. Nie wiedział o moim kredycie studenckim. Rodzice ledwo wiązali koniec z końcem wychowując moich braci. Uciekliśmy z Polski licząc na lepsze życie. I było lepsze, ale jednak na studia zabrało.
Zaproponowałam, że zabiorę braci na lody do budki, która znajdowała się po drugiej stronie rzeki. Dość miałam już kopania tej piłki. Zdecydowanie była to męska zabawa, na którą zgodziłam się tylko i wyłącznie ze względu na Kubę, gdyż odkąd przyjechałam, był w ponurym nastroju. Obawiałam się, że nie było co do tego konkretnego powodu. Po prostu dorastał. Też przez to przechodziłam, choć na pewno nie była tak skryta jak on.
Zamówiłam każdemu po dwie gałki. Obaj oczywiście wybrali czekoladowe i karmelowe. Dla siebie wzięłam jedną, kokosową. I ruszyliśmy przez most do rodziców.
- Przepraszam, czy my się znamy? - zapytał młody mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych. Przyjrzałam mu się uważnie. Miał dość brzydką bliznę na twarzy, którą chciał ukryć długimi włosami i czapką.
- Przykro mi, chyba mnie pan z kimś pomylił.
Wyminąłem go i dogoniłam braci. Na plecach poczułam palący wzrok, więc się odwróciłam. Dzieliła nas już kilkumetrowa odległość, ale mimo to, kiedy spojrzałam w jego oczy, które wpatrywały się we mnie spod podniesionych okularów, poczułam dziwne napięcie w ciele. Miałam wrażenie, że znałam te oczy, tylko nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należały.
Po południu przyjechał do nas Liam i nalegał, żeby zabrać mnie na przejażdżkę. Nie bardzo chciałam się zgodzić, gdyż za oknem zbierały się ciężkie chmury. Liam jednak zapewniał, że sprawdzał prognozę i nie zapowiadali deszczu.
- Zgódź się. Tak rzadko ostatnio spędzamy czas razem.
- Każdy wieczór spędzamy razem. No prawie każdy. - Poprawiłam się, bo jednak każdy z nas miał swoich nowych znajomych. On chłopaków z którymi chodził na siłownie, a ja dziewczyny, z którymi czasem wyskakiwałam na drinka do baru.
- No weź, ostatnio nie mieliśmy dla siebie w ogóle czasu. Tęsknię za tobą - powiedział do moich włosów, po tym jak przyciągnął mnie do siebie za rękę, którą trzymał.
- A gdzie mnie zabierzesz?
- A gdzie byś chciała?
- Zabierz mnie do Giethoorn - poprosiłam.
CZYTASZ
"(Nie)przeznaczeni sobie"
RomancePola właśnie skończyła studia w Holandii, gdzie przeprowadziła się przed pięcioma laty i wiedzie szczęśliwe życie u boku Liama. Jej poukładaną codzienność burzy pojawienie się kogoś, kto przypomina jej Noaha, chłopaka dla którego straciła głowę, a k...