Pola.

175 10 1
                                    

Nie byłam gotowa na ten list. Na list pożegnalny, choć już przecież raz się pożegnaliśmy. I to ja pierwsza go porzuciłam. Tak bardzo za nim tęskniłam. A myśl, że dzieliły nas setki kilometrów, tylko potęgowała uczucie pustki.

Drugą sprawą był to, czego dowiedziałam się o tamtej nocy. Nasz wypadek nie był przypadkowy. Miał się wydarzyć, ale tylko mnie. Gels chciał się mnie pozbyć w najokrutniejszy sposób. Z czymś takim nie można przejść do porządku dziennego. Za próbę zabójstwa powinien trafić za kratki, ale po takim czasie nikt nie zdołałby mu udowodnić winy.

Czytając list starałam się trzymać emocje na wodzy, ale z chwilą przeczytania ostatniego słowa rozpadłam się na milion małych kawałeczków. Zgięłam się wpół i zaczęłam wyć jak jeszcze nigdy. Nie, już raz tak wyłam, a nawet dwa razy. Raz gdy straciłam resztki nadziei po wyjeździe Noaha, drugi raz gdy dowiedziałam się, że Noah stracił pamięć i tak naprawdę mnie nie zostawił. On nigdy nie chciał mnie zostawić.

Miriam nie wiedziała jak mi pomóc. Gładziła mnie po plecach, ale moja rozpacz nie miała końca.

- Mogę przeczytać? - zapytała.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, więc przytaknęłam głową. A potem wróciłam do łkania, choć starałam się uspokoić. Zaczęłam brać głębokie oddechy i zapanować nad łzami.

Chwilę trwało zanim Miriam zaczęła wypluwać z siebie słowa przekleństw.

- No co za szuja! Kanalia! Ja pierdole!

Siedziałam już na kanapie oparta o oparcie z rękami wplecionym we włosy. Wciąż do mnie nie docierało to, co przeczytała. To był jakiś absurd. Jak rodzice mogli zgotować takie piekło własnemu dziecku. Jak? Nie pojmowałam tego.

- Tacy ludzie nie powinni mieć prawa do życia.

- Udało mu się, w końcu mu się udało nas rozdzielić.

- Nie mów tak. Jeszcze macie szansę na szczęście - powiedziała, przyciągając mnie do siebie, a następnie wstała i błyskawicznie znalazła się w kuchni. - Teraz to już musisz się napić.

Postawiła przed mną butelkę i szklankę.

- Od razu zrobi ci się lepiej.

- Nie. Nie mogę. Chodźmy na spacer.

- Pola? Żartujesz sobie? Od kiedy to odmawiasz alkoholu?

Przejechałam dłońmi po twarzy.

- Chyba, że... Chyba, że jesteś... Jesteś?

- Tak Miriam. Jestem w ciąży.

Zakryła usta jedną ręką.

- Kto jest szczęśliwym tatusiem?

- Chodźmy na ten spacer. Jeżeli zostanę choćby minutę dłużej w tych czterech ścianach to się uduszę.

Na zewnątrz był dość chłodny wieczór, więc wzięłyśmy bluzy i ruszyliśmy w stronę obrzeża miasta. Byle jak najdalej od centrum i wzroku innych ludzi. Miriam dała mi trochę czasu na milczenie, była nad wyraz cierpliwa. W końcu sama zaczęłam mówić. Opowiedziałam jej wszystko. Począwszy od naszego ostatniego spotkania w Zwolle po wizytę u ginekologa. Dowiedziała się o zachowaniu Liama, o cudownej nocy w górach i o tym kogo tak naprawdę kochałam i z kim chciałam być. Na koniec przedstawiłam jej moją decyzję i oczywiście swoje musiała powiedzieć, ale była łagodna. Na szczęście. Miriam potrafiła być zawzięta i nachalna. Tym razem jednak wyczuła powagę sytuacji byłam wdzięczna za jej wyczucie.

- Nie mów proszę nic Noahowi - dodałam szeptem, gdy wracałyśmy. Wyszłyśmy z miasta i szłyśmy ścieżką spacerową wzdłuż rzeki, aż zaczęła doskwierać mi noga, więc zawróciłyśmy.

"(Nie)przeznaczeni sobie"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz