We wtorek wracałam do wynajętego domku umęczona. Dzieciaki dały mi popalić. Prawie cały dzień, nie licząc posiłków, spędziliśmy na świeżym powietrzu. Graliśmy w piłkę, puszczaliśmy latawiec, a na koniec wyszliśmy na plac zabaw. Jako świeża nauczycielka musiałam mieć oczy dookoła głowy. Byłam za nie odpowiedzialna. Niby dzieci bardzo ładnie się bawiły, ale nigdy nic nie wiadomo co przyjdzie im do głowy. Dlatego krążyłem między nimi tam i z powrotem.
Planowałam wziąć długi letni prysznic, a potem rozłożyć sobie koc na zewnątrz i poczytać książkę. Gdy byłam już blisko bungalow, wiedziałam, że z moich planów nici. Na drodze prowadzącej do mojego domku krążył Luuk. Co on tutaj robił do jasnej cholery?! Zadawałam sobie to pytanie w głowie. Nie miałam zamiaru się z nim widzieć. Ostatnio przecież dałam mu jasno do zrozumienia, że nie życzyłam sobie spotkań. Nie po tym co zrobił. Czemu nie mógł zostawić mnie w spokoju tak, jak go prosiłam?
Na szczęście mnie nie zobaczył, więc szybko zawróciłam i znalazłam inną drogę do domku. Co prawda podwórkami innych domków, ale nikt mnie nie zaczepił. Jakoś bym się przecież wytłumaczyła. Weszłam do środka przez drzwi tarasowe. Zostawiłam je uchylone, żeby do środka wleciało trochę świeżego powietrza. Tutaj w Holandii ludzie sobie ufali, więc nie mieli problemów, żeby zostawiać swoje domy otwarte. Poza tym na miejscu czuwał właściciel.
I co ja miałam teraz zrobić? Musiałam siedzieć cicho, żeby Luuk nie zorientował się, że wróciłam. Skąd wiedział gdzie mnie szukać? Pomijając fakt, że wiedziała o moim kolejnym tygodniu kursu letniego, ale nie wiedział przecież, że się tutaj zatrzymałam. Może Liam mu coś powiedział?
Schowałam się w łazience i zamiast gdybać, zadzwoniłam do niego .
- Hej. Możesz rozmawiać?
- Tak, mam teraz spokój w pracy. Cieszę się, że dzwonisz. Usycham z tęsknoty, kochanie.
- Ja też. Padłeś wczoraj po pracy?
- Chciałem, ale miałem gościa. Odwiedził mnie - zaczął, po czym zakaszlał i kontynuował. - Luuk.
- Tak? I co tam u niego? - zapytałam. Cieszyłam się, że sam poruszył jego temat. Gdybym sama o niego zapytała, mógłby coś podejrzewać, a już i tak ostatnio był jakiś drażliwy.
- Dzisiaj miał wrócił już do siebie. A tak poza tym to chyba lepiej. Jak twoja noga? - zmienił temat. Niepotrzebnie wczoraj mu pisałam, że po naszym niedzielnym spacerze noga daje się we znaki. Teraz będzie się martwić i cały czas o nią pytać. Już dawno powinnam skonsultować te bóle z innym lekarzem. Ostatnio noga pobolewała nawet, gdy nie przemęczałam się jakoś specjalnie.
- Już lepiej. Będziesz w domu w piątek kiedy wrócę? Ostatni dzień praktyk, może cię puszczą wcześniej?
- Bardzo bym chciał. O której wracasz?
- Autobus mam równo o piętnastej. Więc przed szesnastą powinnam być.
- Postaram się być. Kochanie, muszę kończyć, bo zrobiło się zamieszanie. Pa, kocham cię.
- Też cię kocham, pa.
Siedziałam jeszcze chwilę na zamkniętym sedesie i zastanawiałam się co zrobić. W końcu wyszłam ostrożnie, wzięłam czyste ubrania i wróciłam do łazienki, żeby wziąć prysznic, a potem położyłam się na kanapie z książką. Postanowiłam olać Luuka, skoro nie mógł uszanować mojej decyzji. Było to jednak trudne widząc go przez okno. Czemu nie odpuszczał? Chyba nie sądził, że po tym co ostatnio zrobił, będę chciała z nim rozmawiać? Może chciał przeprosić. Tak na pewno o to chodziło. Miałam to gdzieś.
Po Noah nauczyłam się być twarda. A przynajmniej taką starałam się być. Na szczęście przy Liamie nie groziło mi złamane serce. Był porządnym facetem. Każda kobieta powinna na takiego trafić. Szkoda, że doceniłam go dopiero po roku związku.
CZYTASZ
"(Nie)przeznaczeni sobie"
RomancePola właśnie skończyła studia w Holandii, gdzie przeprowadziła się przed pięcioma laty i wiedzie szczęśliwe życie u boku Liama. Jej poukładaną codzienność burzy pojawienie się kogoś, kto przypomina jej Noaha, chłopaka dla którego straciła głowę, a k...