Epilog.

421 17 7
                                    

Miesiąc później.

- Pani Romańska - powiedział Noah, biorąc mnie na ręce i przenosząc przez próg naszego nowego domu w Bedum.

- Panie Romański - odpowiedziałam, wtulając się w mojego świeżo upieczonego męża. Noah sam zaproponował przyjęcie mojego nazwiska. Ze swoją rodziną nie chciał mieć nic wspólnego. Jedynie z Chloe, która przeprowadziła się niedawno z powrotem do Zwolle i zamieszkała z babcią.

Tuż przed ślubem poznałam je obie i szczerze je polubiłam. Aż trudno było mi uwierzyć, że obie były spokrewnione z ojcem Noaha. Zarówno Chloe jak i jej babcia to ciepłe i serdeczne kobiety, które przyjęły mnie z otwartymi rękami.

Pojechaliśmy do Zwolle z zamiarem powiedzenia wszystkim o ciąży oraz zaproszenia na nasz ślub, który szybko zaplanowaliśmy. Datę ustaliliśmy zaraz po weekendzie, w którym do siebie wróciliśmy. Przez kilka tygodni trzymaliśmy to w tajemnicy. Chcieliśmy nacieszyć się tym szczęściem we dwoje. O ciąży oczywiście wiedzieli tylko Miriam i Liam, ale obiecali nic nikomu nie mówić.

Liam.

Przyjął to całkiem dobrze.

Tamtego wieczoru, gdy zjawił się u mnie Noah, gdy emocje opadły i leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku, zaczęłam temat Liama. Strasznie bałam się jego reakcji i w ogóle rozmowy z nim. Mój ukochany powiedział, że wszystkim się zajmie, lecz nie mogłam mu na to pozwolić. Musieliśmy stawić temu czoła razem. Napisałam więc do Liama pierwsza, czy moglibyśmy spotkać się i porozmawiać. Początkowo chciałam, żeby przyjechał, potem pomyślałam, że przecież miałam jego samochód i pasowałaby mu go oddać. Zaproponowałam więc spotkanie w Groningen na mieście. Pewnie już samo to dało Liamowi do myślenia.

Na spotkanie pojechaliśmy razem, wcześniej. Usiedliśmy przy stoliku, złapaliśmy się za ręce pod stolikiem i czekaliśmy cali w nerwach. W pewnym momencie Noah pogładził mnie po udzie i powiedział:

- Będzie dobrze.

Niby nic, zwykłe słowa pocieszenia, ale dużo mi dały. Już chciałam oprzeć się o jego ramię, kiedy w drzwiach kawiarni pojawił się Liam. Minę miał nietęgą, widząc nas razem. Podszedł jednak do stolika, usiadł i złożył ręce przed sobą. Nim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, odezwał się pierwszy:

- Spakowałem twoje rzeczy. Trochę jeszcze zostało, ale myślę, że to, co najważniejsze znajduje się w kartonach.

Popatrzyliśmy na siebie z Noahem, potem na Liama i z powrotem na siebie. Zaskoczył mnie. Dopiero przed godziną umówiliśmy się z nim na spotkanie, więc kiedy mnie spakował?

- Było oczywiste, że tak się to wszystko skończy. Byłem głupi, że stawałem wam na drodze. Wybaczcie mi - mówiąc to ściskał nerwowo swoje palce. Siedział tak, że widziałam jego skaczącą nogę. Był zdenerwowany.

- Liam... - powiedziałam i niepewnie wyciągnęła w jego stronę rękę. Położyłam ją na jego splecionych dłoniach. - Tak mi przy...

- Wiem. I nie martw się o mnie.

- Pola mi powiedziała - wtrącił Noah.

- To było głupie z mojej strony. Chwytałem się brzytwy, jak to mówią. Przepraszam - powiedział patrząc mi w oczy. - Przez te ostatnie tygodnie sporo myślałem i doszedłem do wniosku, że nawet jeśli zostałabyś ze mną, to już nic nie byłoby takie jak przed wakacjami. Od pojawienia się Noaha było jasne, jak to się tak skończy. Po prostu chciałem odwlec nieuniknione. Żałuję, że zachowałem się jak palant.

- Nie, Liam. Ja rozumiem, czemu...

- Chciałbym tylko was prosić, żebyście byli już szczęśliwi i nie pozwolili nikomu stanąć na swojej drodze.

"(Nie)przeznaczeni sobie"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz