Callie spojrzała z westchnięciem w stronę okna. W drobnym pokoju czuła się o wiele lepiej niż w pokoju wspólnym osobników, którzy trafili do domu węża. W dłoni trzymała książkę, która nosiła tytuł „Duma i uprzedzenie”, która należała do jej ulubionych. Deszcz dudnił w szybę, a ona czuła się dziwnie inaczej.
„Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu.”
Ten jeden cytat wyrażał wszystko co w tej chwili czuła. Świat ją skrzywdził zabierając jej wszystkich, których obdarzała jakimkolwiek uczucieniem, których ceniła. Zabrał jej wszystkich dzięki, którym jej serce radowało się zostawiając ciepłe wspomnienia.
Przyjaźń wydawała się tak banalna. Podobno czuje się gdy jest się przy swoim najlepszym przyjacielu. Czuje się wtedy bezpieczeństwo, a i serce się śmieje. Przynajmniej ona to czuła, a teraz ta sama rzecz wydawała się być trudna i wręcz niemożliwa. Zdawała się łamać jej serce na tysiące drobnych kawałków, których, odnosiła wrażenie, nikt już nie sklei z powrotem.
Ciepła herbata grzała ją w gardło, gdy z każdym momentem uczucie samotności się nasilało. Jej brązowe, kręcone pasma włosów spięte tego dnia w wysokiego kucyka zdawały się nawet czuć samotne jak ona. Godzinami wpatrywała się w samotności w okno wspominając.
Callie rzadko płakała, niemalże wcale. Była znana kiedyś w Hogwarcie z szerokiego uśmiechu i przyjaznego charakteru. Nie lubiła płakać, dlatego zawsze się wstrzymywała tyle ile może. Jednakże ludzie nie są ze stali. Nie są tak silni jak się wydaje. Niektórzy są jak najbardziej drogocenna porcelana, która gdy spadnie na ziemię roztrzaska się na tysiące maleńkich kawałków i nigdy nie wróci do poprzedniej formy pomimo starań. Z ludźmi jest tak samo. Gdy raz się komuś złamie serce, gdy raz się kogoś skrzywdzi nie da rady się tego odbudować z powrotem. Mimo wszystko ta osoba będzie już zupełnie inną wersją siebie często tylko po to by zaimponować innym ludziom.
Callie pragnęła tylko jednego. Aby mieć z kim pogadać, do kogo się odezwać, komu może zwierzyć się z tego jak źle się teraz czuje, jak bardzo doskwiera jej samotność, jak bardzo ta przerażająca cisza zabiera jej cząstkę. I może brzmieć to głupio, ale tak właśnie ślizgonka się czuje.
Ma dość, że ludzie wierzą w te durne stereotypy. Nie każdy ślizgon musi czuć nienawiść do mugalaków, nie każdy puchom musi być przemiły, nie każdy gryfon musi być imponująco odważny i pierwszy wychodzić z szeregu i stawać do walki, nie każdy krukon musi być bardzo inteligenty. Czasem tak zwyczajnie nie jest. A odtrącanie kogoś z tego powodu jest po prostu paskudne.
Drzwi nagle się otworzyły, a Callie spojrzała w ich stronę. W nich stanął wysoki chłopak o czarnych włosach, bladej cerze, pięknych szarych oczach, z których ślizgonka wyczytała ból i głębokie zawiedzenie, jego twarz tak poważna, że niemalże wygląda jakby kompletnie straciła umiejętność uśmiechania się.
— Przepraszam. — wymamrotał patrząc na brunetką — Nie wiedziałem, że ktoś tu jest.
— Nie będę tutaj długo. — powiedziała Callie wpatrując się wciąż stojącego w drzwiach Regulusa.
— Aha. — wymamrotał.
Callie niemalże wybuchnęła śmiechem. Przewróciła oczami i wstała. Zatrzymała się tuż przy jego twarzy.
— Gdybyś się czasem uśmiechnął to nikt by cię za to nie ukarał. — powiedziała.
— A ja jestem przekonany, że na to nie ma już nadziei. — odparł.
— Na każdego jest nadzieja. — stwierdziła Callie patrząc w jego oczy — Wystarczy poszukać głębiej.
— Co robiłaś? — zainteresował się.
— Czytałam. — powiedziała — A ty co tu robisz?
— Nie przepadam za ludźmi więc czasem przychodzę tutaj aby się od wszystkich odciąć. — wyznał.
— Od zawsze nie przepadasz za... Innymi ludźmi. — powiedziała.
— Inni ludzie jedyne co potrafią to krzywdzić i ranić, poza tym, moje własne towarzystwo w zupełności mi wystarcza. — powiedział.
— Rozumiem. — wyznała i poszła do wyjścia.
— Nie jestem taki jak ty, Callie. — powiedział Regulus — Nie lubię ludzi, bo wolę zostać sam ze sobą i swoimi myślami, gdy ty... Ty potrzebujesz ludzi. — dodał — Kiedyś rzadko Cię widywałem samą.
— Kiedyś, Reggie, wszędzie chodziliśmy we dwójkę. — poprawiła go Callie.
Teraz Regulus przestał wydawać jej się taki niechętny do rozmowy. Może istniała nawet drobna szansa, że on odczuł rosnącą w nim samotnością. Może istnieje cień szansy, że tęskni za nią tak samo mocno jak jak ona za nim.
Mimo, że Regulus jest specyficznym chłopakiem, który ma swoje zasady i swoje wady, ale było w nim coś co Callie uwielbiała. Przy niej zawsze się uśmiechał, a to było rzadkością. Przy niej zamiast stabilnego emocjonalnie chłopaka, który wydawałoby się, że nie ma najmniejszych problemów zdawał się być taki... Trochę łatwy do złamania. Tylko jej mówił gdy nie było u niego dobrze i to u niej szukał pocieszenia. Nigdy nie cieszyła się z jego smutku, zawsze przeżywała to razem z nim, bo jego cierpienie było jej cierpieniem.
— Pójdę już. — powiedział Regulus nagle zawracając.
Callie nie zdążyła już nic powiedzieć. Regulus zniknął tak szybko jak się pojawił, a zdawało się, że zostawił w jej sercu jeszcze większą tęsknotę niż poprzednio.
CZYTASZ
Inside Your Head | Regulus Black
FanfictionRegulus nie chciał miłości, jedyne czego chciał to zniszczyć Voldemorta. Mroczny Znak palił go na ręce, w nocy nękały go koszmary i on nied dawał sobie sam rady. Ale jednak ktoś się znalazł, kto był chętny mu pomóc. Stara przyjaciółka, która sprawił...