4

255 18 0
                                    

Kowal kończył właśnie pracę w kuźni. Zmienił swoją protezę na hak, wygasił piec i odstawił broń do odbioru. Obejrzał się dookoła siebie. Nie można było powiedzieć, że w tym miejscu panował porządek, w żadnym wypadku. Ale nie miał zamiaru sprzątać, było to co najmniej bez sensu. Zapewne następnego dnia byłby taki sam harmider jaki był w tamtym momencie.

Wytarł rękę o spodnie i kuśtykając wyszedł z kuźni.

– Pyskacz! – Usłyszał, gdy był już nieco dalej. Odwrócił się w stronę głosu, by zobaczyć zbliżającego się w jego stronę wodza.

– Coś się stało, wodzu? – spytał stając.

– Widziałeś gdzieś Czkawkę? – zapytał. Tak coś myślał, że to właśnie o to będzie chodzić jego przyjacielowi.

– Tak, jeszcze niedawno był w kuźni. Dopiero co wyszedł – odparł.

– Nie wiesz, gdzie mógł pójść? – westchnął. – Chcę z nim porozmawiać, ale nigdzie go nie ma.

– Porozmawiać, powiadasz? – spytał trochę prześmiewczo. Wodzowi ewidentnie nie podobał się ten ton, ale jakoś nie zrobiło to na nim wrażenia.  Spojrzał na jego wyraz twarzy i westchnął. – Nie, nie wiem, gdzie mógł pójść. Nie mówił mi – oznajmił. Stoik tylko westchnął nieco zawiedziony.

Ruszył przed siebie w stronę Twierdzy, rudobrody poszedł za nim.

– Pyskacz, powiedz mi, co ja mam zrobić z nim zrobić? Robi co chce, na niczym nie umie się skupić – zaczął wyliczać.

Może nie było tego po nim widać, ale Czkawka naprawdę był dla niego ważny. Nie tylko dlatego, że w przyszłości miał go zastąpić. On był jego synem, kochał go tak bardzo jak jego matkę, chociaż nigdy tego nie pokazywał. Bardzo chciał by był potężnym wikingiem, tak jak on, ale na pewne sprawy nie miał wpływu, choć naprawdę chciał mieć. Starał się zmienić chłopaka tak, by nikt nie podważał jego władzy, ale nie ważne jak bardzo próbował, to go po prostu nie dało się zmienić. Był strasznie uparty. Zupełnie jak jego matka…Nie słuchał się, robił co chciał rzadko bacząc na konsekwencje, nie potrafił się skupić i miał na wszystko wymówkę. A co gorsza, często znikał, zapewne uciekał do lasu. Na całym Berg było wiadome, że to on znał go najlepiej.

– Eh, może powinieneś go czasem wysłuchać – rzucił prosto z mostu, przerywając tym wyliczankę wodza. Przecież obiecał chłopakowi, że porozmawia z jego ojcem, no i właśnie trafiła się dobra okazja, głupio byłoby ją zmarnować. – Chłopak chce coś udowodnić. Chce pokazać, że jest jednym z nas. Daj mu czasem szansę coś ci powiedzieć – starał się to mówić obojętnym tonem. – Posłuchaj się rady starszego kolegi – dodał śmiejąc się cicho.

***

Niestety Czkawka nie pojawił się na kolacji w Twierdzy. Później także się nie zjawił, a zapadał właśnie zmrok. Stoik martwił się, tak samo jak za każdym razem gdy jego syn znikał. Choć prawdą było, że zawsze wracał to i tak się o niego bał. Las nie był bezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla kogoś kto nie potrafi się obronić. Tyle razy mu mówił, żeby przestał tam chodzić, ale on, jak to on, całkowicie ignorował jego zakazy.

Usiadł koło paleniska, szturchając lekko węgielki, aby ogień nie zgasł. Siedział tak jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu dopadło go znużenie. Walczył z pokusą zamknięcia oczu, ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że jego syn zapewne wróci, gdy będzie spał, a w najgorszym wypadku, z samego rana.

Dźwignął się na nogi i spojrzał w stronę drzwi, jakby spodziewał się zobaczyć w nich Czkawkę. Gdy rzeczywistość okazała się zupełnie inna, ruszył do swojego pokoju, by położyć się i spróbować zasnąć.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz